Jeżeli wczoraj wydawało mi się, że Mozart i Debussy z kumplami już codziennie wieczorem będą mi usypiali Olego, to ja naprawdę jestem naiwna...
Ubrany w piżamkę, otulony w kocyk i przytulony do piersi - tym razem przewrzeszczał wszystkich tych wielkich mistrzów razem wziętych, uciekł na podłogę, podjechał swoim dużym samochodem do biurka, wlazł na nie, wysypał na podłogę kosz ze spinaczami do bielizny, pogryzł kilka bieliźnianych guzików, wytarł nos 5 chusteczkami naraz i z wielką ochotą łypał na laptopa. Unieszkodliwiłam zwierza, spętałam rękoma i zaniosłam do kojca. Położyłam się obok udając, że ja też już będę spać (tatuś nadal chodzi spać wcześniej). Zwierzak kopnął mnie kilka razy w okulary, obszarpał liścia z rośliny parapetowej, przestawił budzik, ponucił, powierzgał, po czym zerwał się, pisnął z radością "o, kom!" i zajął miejsce na części krzyżowej tatusia... Kolejne termedie trwały dobre 20 minut i kiedy już byłam pewna, że usnął i cichaczem opuściłam kojec, zasiadłam do laptopa, odetchnęłam z ulgą... za plecami pojawiła się POSTAĆ. Podjechała swoim trakiem do biurka, wspięła się na nie, położyła jak Dyzio Marzyciel, powiedziała coś rześko po swojemu i.... poczęła "pomagać" mi w pisaniu.
A kiedy śpi jest taki niebiański...
Słodyczka:-)
OdpowiedzUsuńHa, ha. Olek rzadzi :D
OdpowiedzUsuńWładca niepodzielny. Pora mu ograniczyć rządy albo cierpliwie zaczekać, aż sam się nieco utemperuje - na co jeszcze chyba dłuuugo poczekamy :-)
OdpowiedzUsuń