Maksymilian. Maksymilek. Maksimus. Maksim. Maksimek...
Maks jedynie w ostateczności. Kiedy moja mama dowiedziała się, że zamierzamy nazwać małego Maks - zaniemówiła. U sąsiada był przecież (bo chyba już go nie ma) pies o tym imieniu! Biały, niewielki ale groźny. Zwykle stał na łańcuchu. I czasem słyszało się jak ktoś wołał na niego "Maaaks!". Jednak pies sąsiada to nie jedyny pies o imieniu Maks jakiego znam. Mimo wszystko zupełnie mi to nie przeszkadza. Nasze krowy, koty i psy na Pastorczyku też miewają ludzkie imiona. Krowa Ulka, krowa Staśka, krowa Zuzia, krowa Marcin, krowa Celina, byk Piotrek, byk Franek, byk Sylwek, kotka Kasia, kot Sławek, pies Tomek i tak dalej. Prym w nadawaniu imion oczywiście wiedzie moja siostra Beti a z nią się na ten temat nie zadziera i nie dyskutuje tylko przyjmuje do wiadomości.
Nasz Maks przede wszystkim jest Maksymilianem. Tak lubię i tak go nazywam najczęściej. Często też Maksymilek a tata Mohi - oczywiście Maksimus. Wiem, wiem. Maximus w Polandii kojarzy się z pewną bardzo procentową marką, ale kiedy tak zaczęłabym wszystko analizować pod kątem co to znaczy i z czym się to kojarzy, to dziecko pozostało by bezimienne.
Boje o imię toczyliśmy z Mohim dość długo. Ja brałam pod uwagę głównie brzmienie, Mohi również i przede wszystkim znaczenie. Mój wytypowany wcześnie Igor przepadł zatem z kretesem, Cezary niestety też się nie ostał, choć moja mama i siostra były bardzo ZA (Czaruś, Czarek... tak czarująco, nieprawdaż?), Ernest też ostatecznie wyleciał w kosmos, Eryk po krótkim wahaniu do niego dołączył, Emilek pozostał w Loneberdze w swojej drewutni a na szerokie wody wypłynął Maksymilian. Poddałam więc mężowi pod rozwagę, bo imię zawsze mi się podobało pomimo swej dłuuuuugości, opowiedziałam historię świętego Maksymiliana Marii Kolbego i użyłam argumentu, że imię jest całkiem międzynarodowe i ma różne, ale zarazem podobne formy w wielu językach świata - tak samo jak Aleksander. Mąż sprawdził w necie, uznał, że polski święty to zacna postać i zdecydowanie możemy tak nazwać naszego synka. Dodatkowo - od Maksymiliana już tylko krok do Maksimusa - słynnego Gladiatora. I tak wspaniale to brzmi. Obaj synowie przybrani w imiona piękne, dumne, silne. Aleksander Wielki i Maksymilian Największy. Niech więc zatem będzie. Niech jest.
Moja mama wczoraj stwierdziła, że Maksymilian to już nawet jej się podoba i pasuje do Aleksandra. "No widzisz - powiedziałam - Maks to tylko tak czasami, jak trzeba będzie szybko zawołać na skróty ;-)". Czyli - koniec końców - imię zaczyna się przyklejać i przyrastać do małego i stanowić jego nierozerwalną część. Już nie wyobrażam sobie, byśmy mogli nazwać go inaczej :-).
Maksymilian zatem - idąc śladami Aleksandra - jak każdy już wie - urodził się w dzień trzecich urodzin starszego brata - 23 lutego 2011 roku. W środku tygodnia, bo w środę i w środku dnia bo kilka minut po 12 w południe. Będzie pracowity - pomyślałam. Dzień roboczy, środek dnia. Aleksander urodził się w sobotę, tuż po 21. Tak, jakby śpieszył się na jakąś imprezkę, a zatem typ raczej rozrywkowy - jak sobie sama wydedukowałam LOL ;-).
Maksymilek ważył 3.100 kg i mierzył 57 cm a zatem co nieco prześcignął Olesia w swej urodzeniowej wadze i mierze. Po urodzeniu był brzydki jak nieboskie stworzenie. Czerwony jak burak. Ba, wręcz siny jak chmurne niebo. Buzia pełna krwistych kropeczek i wybroczyn. Opuchnięte oczy, długie pazurki jak u wampira i potargane kudełki. Zdecydowanie więc odmówiłam mu stwierdzenia "ooo, jaki Ty śliczny jesteś" a wypaliłam prosto w przymknięte ślepka, że jest strasznie nieurodziwy. Dodałam jednak szybko, że mimo wszystko jest przecież słodki i kochany. Pocieszyłam też, że z czasem uroda na pewno mu się poprawi. Nie sądzę jednak, by zanadto tym wszystkim się przejął. Od samego początku zainteresowany był głównie moim biustem. Nie miał problemów ze ssaniem i dzięki temu szybko i wystarczająco się najadał, po czym spał, spał i spał. Czasami jedynie poczuwał empatię do dzieci płaczących na sąsiedniej sali szpitalnej i kiedy one zaczynały swoją operę, on natychmiast składał usteczka w dziubek bądź podkówkę i łączył się z nimi w bólu. Za jakiś czas chyba go to jednak znudziło, bo kiedy na naszą salę przybył mu o 2 dni młodszy kolega, który płakał bardzo dużo i często - on nie zwracał już na niego uwagi i pogrążał się niewzruszony w swoim własnym, sennym światku.
Dobre dziecko z Maksymiliana. Boję się zapeszać i nie powinnam chwalić dnia przed zachodem słońca, ale póki co taki właśnie jest. Najada się i zasypia. Śpi spokojnie i dość długo. Płacze jedynie wtedy kiedy musi, a najwyraźniej musi rzadko albo wcale. Wybroczynki z buzi niemal już ustąpiły, kikucik z pępowiny odseparował się dwa dni temu, skóra nabiera normalnego kolorytu, poliki się zaokrąglają. Jest dobrze. Kiedy noszę go na rękach zachowuje się jak zając pod miedzą albo mysz pod miotłą. Ma dość poważny wyraz twarzy, ale czasami strzela śmieszne minki, uśmiecha się lub patrzy na świat spod przymkniętych oczek. Oczy ciemne, ale nie wiem czy będą takie wielkie i otoczone wiechciem rzęs jak u Aleksandra. Poczekamy, zobaczymy. Obaj chłopcy mają ze sobą wiele wspólnego, ale jednak tacy sami nie są.
W USC zarejestrował Maksymiliana Tata. Tata nie umie po polsku, w urzędzie nie umieją po angielsku, ale sprawa została załatwiona szybko i pozytywnie. Mohi wszedł do pokoju, pokazał dokument ze szpitala, powiedział "mój nowy synek" i od razu było wiadomo po co przyszedł. Wyposażyłam go w konieczne dokumenta, na karteczce napisałam imię dziecka oraz inne niezbędne dane i kazałam dzwonić "jak coś". Zadzwonił, porozmawiałam chwilkę z urzędniczką, która w zasadzie już nas dobrze zna i - udało się, a jakże. Tata dumnie przytargał do domu 3 wypisy aktu urodzenia i poklepał się pięściami w piersi jak zwycięski goryl.
Maksymilianku witaj na świecie. W porę, kurde mol, pojutrze będziesz miał już 2 tygodnie a ja tu dopiero Cię witam... Oj, matko, matko Joanno.....
Dodam jeszcze, że będąc w ciąży czasami zastanawiałam się jak to będzie mieć już 2 synków. Czy będę ich tak samo kochać, czy coś się zmieni w moim sercu i głowie. Takie typowe rozterki, jakie miewa niejedna mamuśka. No i powiem tyle, że nic się nie zmieniło. Oluś kochany jak zawsze, Maksymilek? - jest tak, jakby był z nami od dawna i nie wyobrażam sobie już sobie życia bez niego.
Zapraszam serdecznie po odbiór wyróżnienia :))
OdpowiedzUsuńhttp://zgredziuch.blogspot.com/2011/03/and-oscar-goes-to.html
Gratulcje!! Śliczny chłopczyk o ślicznym imieniu..
OdpowiedzUsuńKeari - przewielebnie Ci dziękuję :-)))))
OdpowiedzUsuńAlchemiczko - Tobie także!
Gratulacje :)
OdpowiedzUsuńŚliczne imię wybrałaś i wcale nie musi być to Maks w skrócie moja córcia to Anastazja i zanic od początku nie dałam się naówić by zdrobiać to imię do Nastki. Po 4 latach wszyscy w rodzinie mówią po prostu Anastazja Ja jak musze szybko zareagować krzykne Ana :)
Witaj droga "Anonimowa" :-)!. Anastazja jest pięknie! Ja właśnie lubię takie dostojne, długie imiona. Stąd u nas Aleksander i Maksymilian. I rzeczywiście - rodzinkę i osoby obok należy "nauczyć" imienia od początku - jak my mówimy pełnymi wersjami to i reszta za nami podąża. Mam nadzieję, że i naszego Maksymilka ominie powszechna wersja Max ;). Moja prywatna wersja krótka to Maki ;-).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ciebie i Anastazję serdecznie :-).
Asiu moja kochana, szalenie zabawny wpis:)po prostu uwielbiam Twoje "pioro":)dziekuje, ze tu jestes i moge Ciebie czytac! Mam nadzieje, ze wkrotce bedzie mi dane chlopakow Twych cudnych usciskac:)poki co ucaluj od ciotki prosze:))))
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńCudność:). Okrutnie wzruszam się na widok niemowlaków:). No i jak zwykle świetnie napisane. Gratulacje raz jeszcze!
OdpowiedzUsuńAmisho, śliczny ten Wasz Maksymilian, a z datą urodzin to faktycznie się wstrzelił:)))
OdpowiedzUsuńPowodzenia Wam życzę, teraz już we czwórkę, a Tobie życzę serdeczności z okazji naszego dzisiejszego babskiego święta, bo jesteś w swoim domu kobietą-rodzynkiem, otaczają Cię sami panowie:))
Bardzo Ci dziękuję za wyróżnienie, jest mi niezwykle miło:))
Trzymajcie sie cieplutko:)
Magda
Lusin - jak zawsze jesteś aż nadto szczodra dla mojego bazgrania. Miłe to bardzo, bardzo, bardzo :)))))).
OdpowiedzUsuńSake - :-)))))))
Mamo Ammara i Milmato - jak zawsze Wam też dziękuję za dobre, kobiece i matczyne słowo :-))))
Gratuluje przecudnych chlopakow :)) na swieta bedziesz jedyna babka wielkanocna posrod twoich trezch rodzynkow :))) A tak pozatym to co oznacza jak moj Marcel rodzony w niedziele o 23 w nocy a Amelka w piatek tez po 23 ???? imprezowicze i lenie smierdzace??? :/ ;)
OdpowiedzUsuńHa ha, dobre Elu. No, jak Marcel w niedzielę przed północą to już po imprezach ;-). Ale Amelka... weekendowa dziewczyna ;-). Rzecz jasna wszystko z przymrużeniem oka kochana!
OdpowiedzUsuńAmisho gratulacje syneczka Kochany czarnuchny Aniołeczek a jaki duzy/ długi te 57 cm :) mój syneczek miał 49 cm wzrostu i każdy mówił taki okruszek tylko waga była większa....Pozdrawiam mamusiu
OdpowiedzUsuńSofija - dziękuję serdecznie! No i przecież nie centymetry i kilogramy się liczą, prawda? Poza tym, to się wszystko potem zmienia. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAmisho,
OdpowiedzUsuńSłodki ten Masymilianek! Gratuluję.
A jaki on długi, pierwszy raz słysze o 57-centymetrowym noworodku. W gronie znajomych i rodziny taki standart to 49-52 centymetry długości i do 3200 wagi i jeszcze żadna dzidzia się nie osmieliła jej przekroczyc.
Pozdrawiam, Ewa
Hmm, 57 cm to tak raczej sporawo (Olek miał 51), ale wcale nie aż tak wiele. Tutaj to giganty się rodzą Ewo, ha ha. Nawet ponad 60 cm, choć już rzadziej. Waga 3.100 jest uważana za raczej małą, ale w dobrej normie. A co powiesz na 4.100? Nie wspomnę o większej ;-)?
OdpowiedzUsuńJa Ci głównie życzę dzidzi zdrowej. No i...mniejsza łatwiej się urodzi.
ja też przyłączam się do gratulacji, gratuluję ponownie z tym,że z jeszcze większym zapałem jak patrzę na tego małego szkraba,fajny chłopczyk; dużo zdrówka Wam obojgu życzę a imię jest śliczne,też zawsze bardzo mi się podobał Maksymilian.Pozdrawiam i całusy ślę również Mohiemu,Olkowi
OdpowiedzUsuńUla - dziękujemy!!!!!! Odwzajemniamy całusy i czekamy na odwiedziny!
OdpowiedzUsuńAmisho swoim postem po pierwsze: po pierwsze zaspokoiłas moją ciekawosc co do nowego członka rodziny, i tak jak myslałam jest przeuroczy a zdjęcie ze spiacym bratem ... aż zaczęłam szukac w moich "archiwach" za podobnymi od moich smyków. Po drugie dodałas mi wiary w polskie urzędu, albo może tylko u was sa takie, bo ja przecież mówić po polsku i czasem odejść z kwitkiem z urzędu ;) Po trzecie jestes super silna kobietą, uwielbiam twój dystans do samej siebie. Po czwarte wiesz kocha się tak samo obydwóch, myślę, ze nawet nie jesteśmy w stanie rozdzielać i ważyć tego uczucia, czasem po prostu mam słabość do jednego lub drugiego.
OdpowiedzUsuńMarto- co do urzędów: ja naprawdę mam same dobre wrażenia. Ale jak napisałam kiedyś - może ja mało wymagająca jestem, albo po prostu mamy tu farta w tym Grajewku :-).
OdpowiedzUsuńDystans do siebie pozwala mi przetrwać najgorsze chwile. Zresztą - nie umiem inaczej... taka jestem i już.
Miłość do dzieci - jest rzeczywiście bezwarunkowa i nie ma szans by ją rozdzielać. Poza tym wszystkim - obie mamy po 2 synków - wiemy więc w czym rzecz :-).