Nasze plony obeszły wczoraj swoje urodziny. Tak, obaj urodzeni 23 lutego (niektórzy już wiedzą, innym właśnie podaję do wiadomości).
Starszy szóste, młodszy trzecie. Różnica razy dwa. Już nigdy więcej tak się nie zdarzy.
Typową imprezkę urodzinową urządziliśmy im pierwszy raz w życiu. Z tortami, prezentami i gośćmi. Goście - sami swoi. Przybyły zatem obie Matki Chrzestne, czworo ciotecznego rodzeństwa, Sam, dwa psy oraz na chwilę mama i siostra Sam. Towarzystwo z P. oraz Matka Chrzestna Maksowa zjechali w sobotę po południu, a wyjechali wczoraj. Też po południu. Maksowa Matka aż z Gdańska.
Jak wyglądał nasz dom i co się w nim działo, możecie sobie wyobrazić. Wojny nie trzeba - wystarczy wpuścić kilkoro małoletnich i 2 pieski, a zagłada murowana w mig. Mimo wszystko, mimo tego rumoru, hałasu, pisku, wrzasku, ścisku i króla Bałaganu (bo królował niepodzielnie), mimo piasku, okruchów i innych śmieci na podłogach - było git!
Menu - głównie niezdrowe - hamburgery, hot-dogi, pieczony kurczak, chipsy i słodycze. Trudno jednak było serwować im rosół i pulpety - to jadają na co dzień. Dla spalenia kalorii były spacery z psami na nasz PRL-owski dworzec PKP (między innymi) oraz - oczywiście! - lodowisko. Kiedy nasza wieloosobowa brygada wparowała na taflę, zagęszczenie tłumu wzrosło niemal o 100 %. Niektóre z dzieci po raz pierwszy miały na nogach łyżwy, w związku z czym musiałam je supportować. Dzięki temu mam stłuczone kolano, bolące żebra i bolesnego siniaka na tyłku... Niby taki ze mnie "mistrzu ostrza", czym chwaliłam się poprzednio, a tym razem leżałam 3 razy i za każdym skwierczałam z bólu. Frajda z wyprawy była jednak tak wielka, że choćbym miała latać po tym lodowisku z wiszącą nogą czy skręconym karkiem, to pewnie i tak bym latała z uśmiechem. Nie nadążyłam wodzić oczyma za wszystkimi sztukami - tak się to wszystko roiło, mieszało i szybko przemieszczało. W niedzielę była powtórka z wyprawy, ale starsze osobniki, czyli Matka Dinozaur oraz Matki Chrzestne (młode dziołszki - 23 i 26), już się na lód nie pakowały. Trzymały na smyczach psy i dozorowały tych małolatów, które do łyżew jeszcze muszą kilka lat dorastać.
Race na tortach zostały odpalone około południa, a torty jako takie upiekła znajoma mojej Bet. Nie były może wypasione jak z reklamy i nie przedstawiały - zgodnie z obecną modą - ani siatki spidermana ani gęby jakiegoś Gormita czy Ninjago, ale były: na super eko jajach z Pastorczyka, swojskie, naturalne i - co najważniejsze - wedle ogółu - smaczne. Dla mnie, zjeść kawałek tortu to zawsze jak odbyć karę za morderstwo. Tym jednak razem wysiliłam się (w końcu urodziny synów!) i zjadłam całe pół nałożonej mi porcyjki - sążniście i asekuracyjnie popijając gorzką kawą. Drugą połowę zostawiłam sobie "na później", które to "później" nadeszło w postaci Kundlowej mordy. Torty pierwotnie były bez świeczek, ale poszłam szybciutko po pamięć do głowy, odszperałam świeczki pozostałe po moich... 23 (!!!) urodzinach, w torciki je wbiłam i już. Troszkę powyginane, ponadpalane i połamane były, ale nikomu to nie przeszkadzało. Wcale a wcale. Nikomu nie przeszkadzało nawet to, że trudno było je zdmuchnąć a po zdmuchnięciu dymiły jak koktajl mołotowa. No i.... oczywiście, schowałam je na kolejny raz. W końcu kultowe są! 17 lat czekały na swoje drugie życie, to jeszcze i na trzecie poczekają.
Następnie, dwa pikola strzeliły w żyrandol (ojciec jak odkorkował, to aż mu piana wierzchem poszła i musiał ją w locie spijać), było Sto lat, Happy birthday i braaaawo! Olu był zadowolony i nieśmiało, ale dumnie uśmiechnięty, a Maksi nie czaił bazy i jak zwykle robił głupkowate minki, po czym zawstydzony złapał się mamusinych portek. Oczywiście wstyd odszedł mu niezwykle szybko i po chwili był już całym sobą, czyli cielęciem niekoniecznie pokornym.
Prezenty były fajne i akuratne - książeczki, kolorowanki, gry edukacyjne i kilka innych zadowalających drobiazgów. Tatuś i Mamusia dali zaś prezent kupiony już w listopadzie. Wstępnie miał być na gwiazdkę, ale że na gwiazdkę Taty doma nie było, a prezent aby być użytecznym wymagał jego ręki (złożyć i skręcić), to poczekał w piwnicy do urodzin. Zestaw gier stołowych. Jeden stół, cztery gry - bilard, hokej ręczny, piłkarzyki i tenis stołowy (były takie "cuda" w Tesco, cena dość przyzwoita). Wspaniała zabawka, ale czy skłamię jeśli powiem, że jednocześnie zawalisko w pokoju? Bo to jednak jest stół! A nasze mieszkanie, choć może nie klitka to jednak i nie willa. Tylko, z drugiej strony, czy taki maestro i pedant wnętrzarski jak ja, naprawdę by się tym martwił? A jeszcze z innej beczki - ile osób ma stół bilardowy w chałupie? Nawet jak ma willę? No? A my mamy :-). Wpadajcie teraz do klubu na trzecim! Przynoście browarek, kawy nie trzeba, bo Russel Hobbes robi całkiem dobrą, i do gry! Partyjka snookera, piłkarzyków, tenisa? Welcome!
Nie wyniosłam z domu idei wyprawiania urodzin, stąd też nigdy wcześniej nie wyprawiałam ich chłopakom. Teraz, w porozumieniu z Bet zmieniłyśmy tę niepisana zasadę i jestem z tego bardzo zadowolona. Bo przede wszystkim, zadowolone były dzieci (nie tylko nasze). Była to też okazja, by te wszystkie dzieci spotkały się także u nas, a nie tylko na wsi w P. Niby żadnych, wielkich atrakcji nie było, ale w końcu jechały z Bet i Kundelkiem 50 km w jedną stronę, były na lodowisku, gromadnie chodziły na ten nasz słynny dworzec kolejowy (przejście "mostem" nad torami - co za radość!), prowadzały na smyczach psy (na wsi nikt tak ich przecież nie prowadza), w domu oglądały bajki, malowały, grały w gry, wygłupiały się. Spały gromadnie a to na łóżkach, a to na materacach... Atrakcji było więc sporo i chyba nawet Smykoland nie był potrzebny, choć gdyby tylko taki w Gr. był, to na pewno i tam by nas nie zabrakło. Chciałabym, aby wszystkie te nasze dzieci trzymały się razem. I jak na razie, my rodzice, prowadzimy je chyba właściwą ku temu drogą... Z wiekiem zaś zadecydują o sobie same.
Olu, przez cały miesiąc przesuwał znacznik na kalendarzu oczekując niecierpliwie, kiedy wreszcie przesunie go na 23. A kiedy już przesunął, przybiegł do mnie z pytaniem: Mamo, to ja już mam te 6 lat??? Już je mam??? Już na pewno??? Ja je na serio mam, mamo???
Uciecha, świadomość, duma!
Maksio. Hmmm... Pytam: No, to ile masz teraz latek, Maksi? "Ja nie mam latek, mamo" i sobie poszedł.
Jak widać, podejście do wieku różne. I pokazuje charakter. Olu - przejmujący, Maksi - olewający.
A może to nie charakter? Tylko ten wiek właśnie? Bo jednak 6 a 3 to różnica.
Jak się obaj rodzili, na dworze była prawdziwa, książkowa zima. Śnieg i mróz, aż piszczało. A wczoraj - niemal wiosna... Piękny dzień na urodziny. Szkoda, że nie doczekała go Babcia...
Wszystkiego dobrego dla Chłopaków! Niech zdrowo rosną, rozrabiają i przynoszą dumę rodzicom :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że tak obaj trafili się 23 ;)
Dziękujemy Magdo! Ano jakoś tak im (nam) się trafiło ;-).
UsuńAle super, że obaj z tego samego dnia. Wszystkiego najlepszego! Mieli naprawdę super imprezkę :)
OdpowiedzUsuńDzięki Em!
UsuńObaj 23, ale super!:)
OdpowiedzUsuńWszystkiego najwspanialszego dla Chłopaków!!! Niech zdrowo rosną i niech spełniają się Im wszystkie marzenia, te mniejsze jak i te większe!:)
Imprezka z tego co piszesz wypadła wprost idealnie:)
Najważniejsze, że Dzieciaki były zadowolone!
A jakie piękne torty:) Czyja to zasługa?:):):)
A Babcia obserwuje Was z góry i na pewno jest z Was bardzo dumna!
Ściskam wiosennie:*
Dziękujemy!
UsuńTorty zrobiła znajoma mojej siostry. W sumie moja też, ale bardziej kumpluje się z siostrą. Lubi i umie dziewczyna piec, więc mogła sobie poużywać.
Babcia na pewno duchem też z nami była, ale jednak i tak szkoda, że ciałem już nie, ech!
Bo wiadomo, że to, co niezdrowe, smakuje najlepiej! Zwłaszcza przy takiej okazji! :-)
OdpowiedzUsuńU mnie w rodzinie też nigdy nie było zwyczaju obchodzenia urodzin, za to świętowaliśmy imieniny wszystkich ciotek i wujków, jakich nam natura dała. :-) Ale uważam, że to fajna sprawa, zwłaszcza dla dzieci. Od pewnego wieku to chyba nie jest najlepsza okazja do świętowania ;-)
Wszystkiego dobrego chłopaki!
Urodziny to zawsze trochę rozpusty Zuzano, prawda? Nie miałam możliwości stać przy garach i gotować im eko dań i przyrządzać zdrowych przekąsek - zwłaszcza, że imprezka zorganizowała się tak trochę na łapu capu. Poza tym - jeden hot dog czy hamburger z własnego piekarnika nikomu niczego złego nie wyrządził a zgoda na takie menu wybrzmiała głośnym chórem ;-). Za to tort był już swojski :).
UsuńDziękujemy za życzenia !
Prawda, prawda! :-)
UsuńE tam - łapu capu od razu :-) Spontany są fajne! :)
Ja również nie wyniosłam z domu tradycji urządzania imprez urodzinowych (za to imieninowe dorosłych roznosiły ściany mieszkania) i nie do końca odnajduję się w przymusowych balach dla dzieciarni, którą trzeba ostro kontrolować podczas wywijania orłów w małpim gaju. Z drugiej strony uważam, że celebracja ważnych wydarzeń jest ważna. Niestety, czasy mamy dość kiczowate, więc nie wiem, jak długo da się utrzymać domowe imprezy urodzinowe pod kontrolą, moja Mała już od kilku miesięcy marzy o zaproszeniu koleżanek do parku rozrywki, pewnie i Ciebie to czeka niedługo, choć trzymam kciuki, żeby jak najpóźniej. Ta tendencja do fikuśnych wystrojów, mega wypasionych tortów z chemicznym posmakiem jest tragiczna. Nawet nie wiesz, z jakim apetytem patrzę na słodkości chłopaków, na kurzych jajach i z sercem kręconym kremem!
OdpowiedzUsuńTakie huczne urodziny, spędzone wśród rodziny i przyjaciół, z rozrywką na świżym powietrzu pamięta się przez całe życie. Myślę, że dałaś chłopakom świetną pamiątkę, z sentymentem będą po latach wspominać swojską przyjemność obcowania z najbliższymi.
Oj Lucy...Imieniny dorosłych... U nas też się odbywały - zwykle na udrękę mamy! Musiała szykować żer, sprzątać dom, znosić pijaków i sama potem robić obrządek (albo z pomocą dzieci czyli nas). Nie powiem, że mój ojciec to jakiś pijak, ale jak była okazja (a kiedyś bywało ich o wiele więcej) to nie unikał, o nie! I zupełnie nie zważał na dzień następny... A przeważnie w ten następny ostro chorował i nie nadawał się do niczego. A Mama musiała podołać wszystkiemu. I te imieniny to jeszcze to miały do siebie, że gości się nie zapraszało. Oni sami się zjawiali. Zwykle tacy z goździkiem i w intencji wiadomej - pojeść, popić, pośpiewać i "pouprzykrzać" życia.
UsuńDlatego tamte imprezy kojarzą mi się źle, bo miały mało wspólnego z rodzinną i ciepłą celebrą. A przecież jak piszesz, ona jest ważna i potrzebna. I teraz zamierzam ją kontynuować - zwłaszcza, że dzieci jest u nas w rodzinie dużo. Póki się da - będzie to taka swojska, fajna celebra, ale właśnie mogę pewnego dnia stanąć w obliczu prośby, że "ja też chcę kinder bal!". Na zapas się tym nie przejmuję, a jak stanę przed faktem face to face - pomyślimy, co z tym zrobić. Pocieszam się, że tu w Gr nie ma tego Smykolandu czy innego małpiego gaju (był, ale nierentowny i zamknięto).
Myślę, że te urodziny będą pamiętać - zwłaszcza Olek. Powiedział, że to najwspanialsze jakie miał (no jasne, wszak innych nie miał!) i uściskał mnie. Czegóż więcej chcieć....
"Ja nie mam latek, mamo"
OdpowiedzUsuńAch, mieć latka, nie mieć dekad....
Zdrowia, braw i pomyślności!
Niestety, ni latek, ni dekad nie da się powstrzymać. Rożnica jest taka, że latka - chce się, by leciały a dekady by człek z całych sił trzymał za ogon jak uciekającego prosiaka (no co? łapało się prosiaki za ogon, łapało - trudne!!!) ;), a one i tak się wymykają!
UsuńSpoznione, ale serdeczne- wszystkiego NAJ!!! dla chlopakow!!!
OdpowiedzUsuńDziękować serdecznie Lux! Wcale nie spóźnione, wcale a wcale!
UsuńNiech Chłopaki rosną zdrowe, mądre i wesołe!
OdpowiedzUsuńTorty śliczne, takie domowe, swojskie. Fajnie pomyślana celebracja urodzin z rodzinnymi spacerami i ślizgawką, zabawami i spaniem gromadnym. Jesteście wspaniali!
Piesek na zdjęciu jako mistrz drugiego planu cudny, już wiem czemu mu się tak oczka świeciły :D
Ewo - dziękujemy!
UsuńKundel zaś, to nasz członek rodziny. Jest zachłanny na żarcie, a na zdjęciach zawsze ma takie błyszczące oczy i często załapuje się na drugi plan ;).
Wszystkiego co najlepsze dla chłopaków! Niech rosną zdrowo!
OdpowiedzUsuńCo do tortów, to ja wyznaję zasadę, że im mniej kolorów i nowoczesnych wynalzaków tym lepiej, a przede wszystkim smaczniej!
Super, że impreza udana... ach, jak żałuję, że nie widziałam przejętego Ola i olewającego Maksymalnego!
Dzięki Mysko! Tort zaś - jaki nam dano, taki mieliśmy i z takiego się cieszyliśmy. Sama bym nie upiekła, choć nie twierdzę, że nie dałabym rady.
UsuńA Olu - jak wiesz - zwykle przejęty, pytający i natchniony. Maksi zaś prostolinijny i na luzie.
Sto lat dla chłopaków! :-)
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego dla chłopaków. Swoją drogą, jak to się robi, że się rodzi dokładnie tego samego dnia? :)
OdpowiedzUsuńMój synek też wczoraj świętował... roczek :)
Królowo, jakoś mi Twój komentarz umknął! O ja, kurza ślepota! Wspaniale, że Twój synek ma urodziny w ten sam dzień co moi dwaj! Hip hip hura,niech rośnie w zdrowiu i radości.
UsuńJak to się robi? Nie wiem, choć to zrobiłam he he he ;). Było to możliwe, ale nie wierzyłam, że się zdarzy. A jednak! Dodam, że młodszy SAM zapragnął urodzić się w urodziny brata. Żadna planowana czy nieplanowana cesarka ;).
Ami, nie lubisz tortów??????????????????????
OdpowiedzUsuńDelikatnie mówiąc, nie przepadam ;). Musi być wyjątkowo lekki i musi stanąć na wprost moich kubków smakowych w odpowiednim czasie. Bo ja na słodkie miewam tzw. fazy i zdarzają się one umiarkowanie często. Ale jak już się zdarzą, to potrafię się wręcz przesłodzić.
UsuńI powiem Ci Mio, że znam kilka innych osób, dla których zjeść tort to kara, hi hi hi.
i sto lat dla Maksia i Olka!!!
OdpowiedzUsuńA niech mają! Oby w zdrowiu to nawet i 200 (w sumie 2 x 100 = 200 ;-). Gracias, cioteczko.
UsuńTo prawie jak bliźniacy :D Sto Lat Chłopaki !!!!! Rośnijcie zdrowo :******
OdpowiedzUsuńW sumie są też spod znaku Ryb Magbill, to muszą być podwójni, bo i znak podwójny, prawda?. Często ich nazywam "moje ryby" i jest w tym sama prawda!
UsuńSto lat dla Synów:)))Fajnie tak razem 23go się Im trafiło:)))Pozdrawiam,Aga,czytam,czytam...dziś pierwszy raz pisze:))
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło Ago :). Dziękuję i... serdecznie witam!
UsuńPrzede wszystkim wszystkiego najszczęśliwszego dla Chłopaczków- niech żyją w zdrowiu i radości. Wyobrażam sobie jak miałaś wesoło z taką "banda" - pewnie tynki odpadały ze ścian od hałasu. W tym roku mój starszy zażyczył sobie tort w kształcie niebieskiego auta, drugi tort był "normalny"- imię Jubilata, cyferka 5 i pięć świeczek. A 17 b.m. miał trzecie urodziny młodszy, ale jeszcze nie dostałam zdjęć. Cudne te Twoje chłopaki. Popatrz jaki zbieg okoliczności- moi dostali piłkarzyki pod choinkę, kupione na Amazonie. Straszna zawalidroga, ale u mojej to chociaż sporo miejsca mają.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Piłkarzyki zawalidroga, ale jednak... biją u nas rekord okupywania. Nawet ja się wciągnęłam!
UsuńTynki odpadały Anabell, ale ciągle mój dom jest przed remontem, więc niech się wali i pali. Pewnego dnia zrobię porządek, ale jeszcze czekam, aż smyki podrosną i będą mniej niszczyły.
Amisho Tobie należą się ogromne gratulacje za takich świetnych synów, a synkom życzę zawsze uśmiechniętych buź, żadnych zmartwień i dzieciństwa pełnego najwspanialszych wrażeń :-). Szkoda, że babcia nie doczekała :-(.
OdpowiedzUsuńPs. Wiedziałam, że oboje są z tego samego dnia/m-ąca, ale nadal wydaje mi się to zupełnie niezwykłe :-)
Mamo Ammara - dziękujemy serdecznie! Babcia odeszła zdecydowanie za szybko. Pamiętam jak mówiła: czekam dnia, aż Twoje chłopaki podrosną, pokończą szkoły i przyjadą do mnie, tacy w koszulach, przystojni... Serce boli jak sobie to uświadomię! Że owszem, może i pojadą, ale jedynie na cmentarz....
UsuńTa data urodzin jest też ciągle niezwykła dla mnie... Niby i ja i siostra prawie tak samo urodzone (ona 1, ja 2 listopad) i córki brata (jedna 8, druga 9 maja) ALE - to prawie jednak robi różnicę ;-).
Spóźnione ale szczere życzenia spełnienia marzeń dla Solenizantów! Torty rewelacyjnie wyglądają, chłopaki przystojniaki:) Uwielbiam urodziny, u nas obchodzimy co roku, lubię ten gwar, wrzaski,śmiechy, nawoływania i śpiewy, tylko tego co po wyjściu gości zostaje nie lubie sprzątać, no ale to nie jest zwykły dzień więc nie narzekam:)
OdpowiedzUsuńDziękujemy Karro. Myślę, że teraz częściej będziemy te urodzinki organizować, bo to miłe. No i - dwóch chłopaków a imprezka jedna ;).
UsuńO kurcze ;) ale mieliście imprezę! Cudowna! Ja bym chciała taką zrobić na moje trzydzieste urodziny... taką, żeby wszyscy byli :) nie wiem tylko czy z domem się wyrobimy... dlatego jeszcze nie planuję :)
OdpowiedzUsuńJedyne czego nie zazdroszczę to pewnie sprzątania ;p musiało być jak po tornadzie... ;D
P.S. Kawa na ławie! Troszkę objaśniłam swój tekst ;) a Ty bardzo ładnie to ujęłaś... tę rutynę połączoną z zaskoczeniem :)
Sprzątania nieco było, ale w chwili kiedy ja pojechałam odwieźć jedną z Matek Chrzestnych (pociąg spóźniał się 3 godziny!!!) - Pan mąż ogarnął dom dość skrupulatnie (miałam 100 km w jedną stronę, więc i czasu na ogarnięcie też miał). Naczyniami zaś zajmuje się u nas ciotka zmywarka.
Usuń30 urodziny.... Ech! Kiedy to było!
Fajne te Twoje chłopaki :) Ucałuj urodzinowo do cioci Any :)
OdpowiedzUsuńPS: To kiedy mogę wpaść z tym browarkiem? :)
Wpadaj Ano kiedy zechcesz.
Usuń