Dwa miesiące milczenia owiec (ops, sorry, już prawie 3!), to chyba wystarczający dla nich powód by się w końcu odezwały! By zabeczały co kolwiek - ku własnej satysfakcji i ku zaspokojeniu ewentualnej ciekawości, tudzież troski, pokrewnych dusz.
Nie chciało mi się blogować ani czynnie, ani biernie, więc na chwilę wzięłam z tą aktywnością rozbrat. Chwila owa znacznie się przedłużyła, bo po etapie "nie chce mi się, nie mam weny i takie tam inne, podobne wyświechtane powody", nastał etap - odzwyczaiłam się! No, ale jakie to ma w zasadzie znaczenie? Żadne. Życie toczy się dalej tak, jak się toczyło, choć od połowy kwietnia znów czasowo jesteśmy z chłopcami sami, a Polska ma nowego Prezydenta. Żaden z tych faktów nie zwalnia mnie jednak od codzienności, która jak wygląda, każdy wie, bo nie jest trudno odgadnąć codzienność pracującej na etacie matki, "obarczonej" przedszkolakiem, pierwszakiem, kotem i mężem, który etatu "na miejscu" nie ma.
Maj jest jednym z najpiękniejszych miesięcy w roku, ale akurat w tym roku, nie zachwyca. Owszem, bzy, konwalie, tulipany, kwitnące wiśnie i kasztanowce, pierwsze swojskie truskawki, nowalijki, imieniny Joanny, Dzień Matki i co tam kto jeszcze wedle siebie uważa, ale pogoda? Żeby dzisiaj, dnia 27 maja, o godzinie 7 rano było 9 stopni? Powszechne pragnienie słońca i ciepła, rozbrzmiewa w rozmowie z każdym i wszędzie. Tylko niestety, poza czczym narzekaniem, nic w tym względzie nie możemy zrobić. Sandały nadal w pakamerach, cienkie koszulki i sukienki również. Nadal pantofle, dżiny i skóra ;-).
Dzień Matki przeżywam od 2 lat jednostronnie... Nie mam komu złożyć realnych życzeń, ale na szczęście mogę je przyjąć :-). Od Maksymalka dostałam piękną laurkę zrobioną w przedszkolu i słowa "kocham cię i ci zycę najlepsego". Oluś zaś wrócił ze szkoły zatroskany, bo nie miał dla Mamy nic... Zamknął się jednak dwa razy w pokoju, zabronił tam włazić i szybko spreparował mi kwiatek z bibuły i laurkę z własnopomysłowo i własnoręcznie napisanymi życzeniami. Boskie! Na Dzień Matki w szkole, mam zaproszenie na jutro, zatem pewnie jeszcze coś mi się dostanie ;-). W przedszkolu, typowy Dzień Matki od 3 lat nie jest organizowany. Zastępuje go Piknik Rodzinny w ogrodzie przedszkola, łączący święto mamy, dziecka i taty. Osobiście, bardzo mi się to podoba.
Pierwszoklasista radzi sobie bardzo dobrze. Płynnie czyta, dobrze liczy i pisze. Pisze sprawnie, ale niezbyt jeszcze estetycznie i z błędami ortograficznymi, co - jak oceniła jego pani - jest normą u wszystkich pierwszaków. Ortografia dla niech nie istnieje, albo istnieje intuicyjnie ;-). Cóż, przyjdzie pora i na ortografię. Póki co, zbliżamy się do wakacji i zachodzę w głowę - kiedy ten rok szkolny zleciał?
Pierwszoklasista-karateka też w doskonałej formie. Zajęć niemal nie opuszcza, jest zawzięty, pracowity i ciągle zafascynowany. Jest mi miło i czuję się dumna, kiedy sensei stawia go innym za wzór. Chciałabym, aby kontynuował to karate w następnych latach, bo to fajna i cenna aktywność. Póki co, deklaruje, że będzie ćwiczył aż do czarnego pasa, ale... nie byłabym taką optymistką, gdyż wizje i zainteresowania, zmieniają się dzieciom szybko i niespodziewanie. W następnym roku, rezygnujemy z tańców i zamieniamy ją na piłkę, bo młody Ronaldo wykazuje obecnie wielkie chęci i pasję. Mówi, że zostanie piłkarzem... Dla odmiany, Maksi na razie utrzymuje, że będzie budowlańcem i naprawiaczem.
I tyle. Napisałam, by napisać. By się znów tutaj wkręcić, by zanotować kilka drobiazgów, bo wiemy, że niezapisane umykają jak karaluchy spod kapcia...
Kolejne koty za płoty?
Pozdrawiam i życzę miłego dzionka!
Fajnie, że znów jesteś;).
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wróciłaś :) Oby na dłużej ;)
OdpowiedzUsuńpowtórzę za poprzedniczkami: fajnie, że jesteś!
OdpowiedzUsuńA maj wyjątkowo skąpy w słońce, niestety i to nie tylko u Ciebie. Ja też mam dosyć takiego maja-niemaja:( ale cóż my możemy zrobić biedne robaczki, tylko się dostosować!
to może tak częściej pisz, żeby napisać? kilka zdań, a jak przyjemnie tu znów zawitać
OdpowiedzUsuńAch, Matko Joanno od Synów! Wszystkiego najserdeczniejszego, najwspanialszego, najwiosenniejszego, najsłoneczniejszego, najcieplejszego i najukochańszego z okazji imienin! :-)
OdpowiedzUsuńOj tak! - jeśli się można podłączyć :-).
Usuńmeeee, mmeeee ja juz tez za Toba beczalam- choc barankiem jestem tylko zodiakalnym :)
OdpowiedzUsuńNic dodac- nic ujac- dobrze, ze wrocilas :)
no wreszcie!
OdpowiedzUsuńAsik! Najserdeczniejsze życzenia!:**
I ja dzień mamy tylko jednostronnie - ciągle boli.Laurka od Grześka super -rozczulająca:)
Buziaki;))
Trochę mnie martwią te karaluchy ;) Poza tym jak widzę radzisz sobie, good.
OdpowiedzUsuńTak czas leci na obowiązkach i drobnych przyjemnosciach. Zajrzyj do mojego ostatniego posta, tam jest zdjecie min, mojej kuzyneczki i jej dzieci, gdzie moja corka jest chrzestną. Jej mlodszy synek taki podobny do twojego. Trzeba pisać to taki "zaczep czasu". Pa.
OdpowiedzUsuńDziekuję Wam wszystkim za miłe słowa i "uciechę" z mojego... powrotu, choć nigdzie nie wybywałam :-). Mam jakiś problem z komentarzami u siebie i i u Was, stąd albo się pojawiają, albo znikają... Grrr.
OdpowiedzUsuńArdiola - zaczep czasu - bardzo fajne określenie i idea, ale coś ostatnio nie mogę się zaczepić ;-).
IK - karaluchy wsadzimy pod poduchy i jedziemy dalej!
Miśka - no właśnie...
No ale jestes- choc tak odpowiedzialas :)
OdpowiedzUsuńHej :) też czasem mam problem żeby się zebrać do pisania, ale powtarzam sobie, że im dłużej będę to odkładać, tym będzie trudniej. Poza tym bloga traktuję jako taki internetowy pamiętnik, a z doświadczenia wiem, że potem miło wraca się do starych wpisów.
OdpowiedzUsuńHej! Wiem, że się miło wraca do starych wpisów i wiem, że im dłużej się nie piszę, tym szybciej wypada się z rutyny i ciężko wrócić. Niemniej jednak, ciągle coś mnie blokuje... Jak nie czas to nastrój, a raczej ich brak... Cóż, staram się najpierw ogarniać real, a potem resztę, bo na odwrót byłoby nierozsądnie. No, ale powoli staram się bywać więcej. Pozdrawiam serdecznie i w wolnej chwili wpadnę z rewizytą.
UsuńFajnie, że wróciłaś - i wracaj częściej z tymi małymi chwilami ze swoimi urwisami! A co do maja - też mam żal! Tak kocham ten miesiąc (i nieee, wcale nie dlatego, że się w maju urodziłam :P ), a tak nieładnie się zachował z pogodą w tym roku. Na szczęście, gdy przyszedł mój wyjazd służbowy na targi do Gdańska, nad morzem było całkiem przyjemnie - nie padało, pięknie świeciło słonko i tylko na plaży w Gdańsku i na molo w Sopocie trochę może za mocno wiało. Ale było ładniej niż na Podlasiu, bo choćby owego 27 maja było zimno i mokro, a u mnie w Gdańsku pięknie świeciło słoneczko (oczywiście, koleżanki musiały mi się pożalić;).
OdpowiedzUsuńOj tak Ano, urwisy rządzą ;-). Ja w tym roku muszę do brata do Gdyni, bo co roku odkładam i odkładam, a czas leci... Mam sporo rodziny tam na Pomorzu, gdzie nas "wyglądają", a tak ciężko się wybrać!
Usuń