Matko! Moja, Wasza, Czyjakolwiek!
Nie może tak być, że Luty w kalendarzu, a tutaj jeszcze jakieś około wigilijne refleksje! A sio mi z widoku, a sio!
Przybierałam się już setki razy, by coś nowego napisać, ale wiadomo nie od dziś, że jak mi się zatnie to minimum miesiąc, a najlepiej to i ze trzy muszę pomilczeć, żeby się odciąć. Rety, co ze mnie za typ.
Ale do rzeczy.
A do jakich?
Ano, dzieje się. Nie czapeczka, nie skarpetka (bo tu umiejętności brak), a życie, po prostu. Dzieją się zatem dzieje lepsze i gorsze, weselsze i smutniejsze, ważniejsze i mniej ważne. Aż, kurka wodna, niewiadomo o czym napisać...
Remont skończony i podsumowując go mogę rzec, że w zasadzie wszystko, co mi w tym starym-nowym domu uczyniono, podoba mi się i jestem zadowolona. Nie do końca jeszcze wszystko uporządkowałam, nie wszystko jest na tip-top (ale tak nie będzie nigdy) i nie wszystko, co miało być już jest, ale powoli - kasa nie wyrasta z ziemi a i czasu na kredyt też sobie nie dokupię... Tu brak karnisza, tu roletki, tu dywanika, tu ściany nie zagospodarowane, tu... I tak dalej. Esentialia po prostu. Ale bez nich spokojnie da się żyć. Ważne, że mam szafy, że łazienki takie nowe, ładne, funkcjonalne... Co prawda majstry mi te łazienki robiły, ale w większej większości wszystko wedle moich projektów. I tu się muszę pochwalić, że projektant ze mnie jest idealny. Po czym to poznaję? Po tym, że wszystko mi się idealnie podoba i idealnie się w tych łazienkach czuję. Nieważne trendy, nieważna moda, nieważne to, co lubi KTOŚ - ważne, że ja w moich łazienkach mogę zamieszkać nawet na stałe ;-).
Nie wprowadziłam do swojego mieszkania poprzez ten remont żadnego luksusu (choć to jest pojęcie bardzo względne), ale uczyniłam je przyzwoitym i bardziej przyjaznym jego mieszkańcom. Owa przyjazność polega między innymi na tym, że wszędzie są domykające się i takie same, estetyczne drzwi, drzwi wejściowe może już spokojnie otworzyć i zamknąć dziecko (w starych zamek tak szwankował, że dziecko kluczem sobie nie radziło), jeden z pokoi zyskał miano pokoju chłopięcego, są szafy i szafki, w których mieszczę się z naszą garderobą, pościelą i innymi tekstyliami oraz nie-tekstyliami (np butami, torbami, deską do prasowania, suszarką i nawet odkurzaczem), ściany nie rażą w oczy dziurami, malunkami jaskiniowców i wytarciami... Boazeria ze starego przedpokoju, która razem z boazeryjnymi szafami i pawlaczami wyjechała w nieznane i nigdy nie wróci, dodała mieszkaniu znacznej przestrzeni. Sam przedpokój zaś, który jak na mieszkanie w bloku i tak mamy całkiem spory, teraz daje wrażenie jeszcze bardziej rozległego i jest to jeden, wielki plus.
Co by się jednak nie rozdrabniać i nie wdawać w opisy powiem tyle, że wszystko jest dość proste i dość jasne. Żadnych zbędnych bajerów, wymyślnych faktur, struktur, barw i kształtów. Ja jestem prosta i świat dookoła też lubię właśnie taki. Fanaberią są może jedynie półmetrowe zdjęcia sportowe wpisane w wielką 3 drzwiową szafę w pokoju chłopców, ale też nie jest to znowu jakieś wielkie halo.
Pokój chłopców zaś... Jeszcze tam czegoś brakuje, jeszcze muszę pokombinować i pomyśleć o tym i owym, ale jeśli spodziewałam się, że nagle się tam przeniosą, to się myliłam. I tak głównie przebywają w naszym dużym pokoju, a ich zabawki przybywają tam razem z nimi... Z drugiej strony - oba pokoje dzieli zaledwie ściana, a nie np piętro, czy przepastny hol, tudzież ciąg innych komnat i zakamarków - zatem łatwo jest przemieszczać się i być i tu, i tam z całym swym dziecięcym dobytkiem. Nasze mieszkanie jak ta Unia Europejska - granice istnieją, ale przekraczamy je bez kontroli i paszportów (na razie?).
A poza remontem w domu - trochę remontów w kontaktach z Em (nigdy nie było źle, ale teraz ma być jeszcze lepiej :-)). Crazy jest ten Em, naprawdę :-).
Dzieci zdrowe, obecnie jeszcze mają ferie, bywają a to w domu, a to u rodziny. W naszym małym-wielkim mieście funkcjonuje od niedawna świetny, nowy basen, a od miesiąca świetna, nowa kręgielnia... Zawsze można gdzieś się wybrać, a jeśli to gdzieś związane jest ze sportem, to my tam zawsze i wszędzie. Tylko lodowisko nam, psia kość, szybko zamknęli... Z powodu pogody? Zapewne, bo ostatnie dni to raczej lało jak z cebra, niż mroziło. Obecnie za oknem piękne słońce i temperatura na wysokim, jak na 3 luty, plusie. I jak tu wierzyć przysłowiom? Idzie luty, obuj ciepłe buty? Ale jakie? Trampki czy szpilki? Bo kozaki i inne botki z kożuchem to na pewno nie. No, chyba że zima jeszcze nas zaskoczy... Tym na przykład, że jak to ostatnio się zdarzało, przyjdzie na Wielkanoc. Wielkanoc w tym roku wczesna, więc wszystko możliwe. Pamiętam tę sprzed 3 lat, kiedy żyła jeszcze Mama. Śniegu po pas, bociany na gnieździe, słowem bieda. Ja z Bet pod gniazdem atakujemy bociany bombami z żarciem (wszystkie strzały chybione), Mama w oknie daje nam instrukcje... To były czasy! Jednak z Mamą było lepiej...
A teraz muszę iść. A w zasadzie to nawet jechać.
Macham z sympatią!
Zazdroszczę tych remontów - u mnie się skończył niestety i na razie widoków nie ma na nowe a ja tak je lubię !!
OdpowiedzUsuńJa jeszcze będę miała co robić, ale trzon tego remontu za nami. Reszta to już bardziej kosmetyka :-).
UsuńCzekałam, czekałam, no i się doczekałam ;).
OdpowiedzUsuńA poważnie mówiąc - też mi się remonty marzą, ale sprzątanie po nich już nie.
Troszkę mnie zmobilizowałaś, Katalino ;-). Przyznam, że ciężko mi się pisało, bo jednak odwykłam, ale przynajmniej ta Wigilia zeszła z afiszu ha ha. Sprzątanie po remontach jest ciężkie, ale już potem to układanie, wygładzanie, dopieszczanie itp - miłe! Tylko ciągle brak mi na to wszystko czasu :-).
UsuńNo to wreszcie się na coś przydałam ;).
UsuńMasz rację, że dopieszczanie jest miłe-dla tego dopieszczania i końcowego efektu można jakoś przeżyć to sprzątanie ;).
Co?! Bociany? Powariowały chyba... Ja słyszę od stycznia żurawie. Poczytam dokładnie później :-D ;-)
OdpowiedzUsuńNie, nie, jeszcze nie widziałam bocianów. Wspominałam jedynie Wielkanoc 2013 :-).
UsuńWszystko, co ważne, dobrze Ci się układa :-). I dobrze, że masz swój "album" wyklejony szczęśliwymi zdjęciami - wspomnieniami z Mamą. Chyba daje siłę (mimo tęsknoty).
OdpowiedzUsuńAlbum mam, Tesiu. O mamie może nie myślę notorycznie, bo to nie jest realne, ale jednak często. I bywają takie momenty, że jedna myśl, zdarzenie, gest uruchamia falę wspomnień.
UsuńWproszę się wiosną na kawę na te Twoje włości, co?
OdpowiedzUsuńNie widzę przeszkód, choć włości to za duże słowo ;-).
UsuńDobrze, ze jednak cos napisalas :) styczen wycielas z zyciorysu ;)
OdpowiedzUsuńNajgorsze to jednak zaczac - teraz mam nadzieje, ze sie zmobilizujesz i nie musimy czekac na kolejny tekst od Ciebie do Wielkanocy??
Pozdrawiam serdecznie!!
Styczeń w życiorysie pozostaje Luxi - był dość intensywny i obfitował w wydarzenia i emocje, ale na blogu faktycznie go nie było... Postaram się, by luty nie świecił tu takimi pustkami :-).
UsuńOj też bym chętnie zrobiła remont :)
OdpowiedzUsuńNa pewno przyjdzie ten dzień, Magdo - czego życzę.
UsuńU nas też aż do wczoraj noworoczny post wisiał :D Jakoś motywacji do pisania nie miałam ostatnio... :D Ależ Wam zazdroszczę własnego miejsca tylko dla siebie... :) My mieszkamy z rodzicami. Nie narzekam, bo źle mi tu nie jest, ale wiadomo, że wolałabym mieć choćby ciasne, ale własne... ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Monika
My nie mamy nawet możliwości mieszkać z rodzicami... Ale akurat samodzielne lokum chwalę sobie bardzo. Również pozdrawiam!
UsuńDzień dobry Żywotniku. Do widzenia fanaberio i boazerio! :)
OdpowiedzUsuńPięknie podsumowałaś. Trafnie - jak zawsze - zinwentaryzowałaś stan rzeczy :-))).
UsuńNo wreszcie :)) co tam że się długo zabieramy, ważne że w końcu jesteśmy :))) Fajnie jest jak jeszcze pachnie świeżym mieszkaniem... Ja w swoim ciągle coś mam do dodania, zmiany, do "dopieszczenia" to chyba takie NeverEnding story :))
OdpowiedzUsuńI OCZYWIŚCIE że lepiej było jak byli... Mam nadzieję, że to jeszcze wróci - tam gdzieś.
Buziolce :)
Cóż Bet, na siłę być się nie da, ale ważne, że się jest jak się chce (i może).
UsuńNeverEnding story - o tak, w samo sedno!
A ONI... też mam taką nadzieję. Póki co - u mnie najczęściej w snach...
Nie lubię remontów ale kupiłam dwa wielkie czerwone fotele. Wygląda jak po remoncie:-)
OdpowiedzUsuńO tak, dwa wielkie czerwone fotele to zdecydowanie jak po remoncie. Wyobrażam je sobie i działa to na mnie pozytywnie! Lubię fotele i lubię czerwony!
UsuńCiesze sie ze juz jestes...jakos tak dziwnie sie czuje kiedy cie zbyt dlugo nie ma
OdpowiedzUsuńDachowcu, jestem i będę - czy tu, czy tam...
Usuń