Bigos świąteczny to ugotuje moja mama a ja dziś trochę "pobigoszę" Wam o wszystkim, co akurat mam pod ręką i na myśli :).
Klimatyczne piosenki i świeży śnieg. Świąteczna atmosfera powoli więc się tworzy, ale ja jeszcze nie wpadłam w nią nawet kawałkiem jednej nogi. No dobrze - może wpadłam małym palcem od tej nogi, ale chyba ani paznokietka więcej...
Miniony weekend spędziłam na "dogłębnym" sprzątaniu mieszkania łącznie ze zmianą firanki i zasłon w dużym pokoju. Teraz na oknie mam "zestaw zimowy" - firanka bardziej "gęsta" i biała niż lekka i ażurowa firanka "letnia" a zasłony w ciepłym, pomarańczowym kolorze i suto umarszczone. Dotychczas wisiały niebiesko-żółte czyli takie bardziej "chłodzące" w swej tonacji. Upinanie zasłon zajęło mi pół soboty i odebrało pół zdrowia, ale pomarańczowy efekt ułagodził nieco moje nerwy i ból karku. Powinnam zanieść te zasłony do jakiejś szwaczki czy krawcowej i skorygować ich długość, co by potem nie szaleć przy nich ze szpilkami w zębach, ale czy ja się kiedykolwiek na to zbiorę? Gdybym miała nieco drygu w łapach sama mogłabym je przerobić, ale że ni drygu ni maszyny do szycia u mnie niet a z wybiorem do szwaczki to u mnie jak z tą sójką - co jakiś czas wiszę pod karniszem jak nietoperz i sapię z wysiłku.
Zmiana firanki i zasłonki - rewolucja w sumie niewielka, ale to właściwie jedna z niewielu zmian w wystroju mieszkania, którą wdrożyłam również z uwagi na zbliżające się święta. Żaden nasz domowy kąt nie uświadczy co prawda swoich regularnych mieszkańców w same święta, bo mieszkańcy - jak zawsze - wybiorą się świętować na zagubioną wieś, ale choćby takie energetyczne zasłony oraz niewielka choinka nie zaszkodzą sercom ni oczom, o nie! Kiedy bowiem pomarańcz spuścił się zasłoną po oknie, nawet Em został nim uderzony we wzrok. Zachwycał się nowym wyglądem pokoju na głos i z tej okazji wyciągnął nawet jedną ze swoich butelek francuskiego wina na wieczór. Niestety, tak się urobiłam przez cały dzień, że odmówiłam celebracji i poszłam spać mniej więcej po dzienniku.
W niedzielę przybrałam się do wypisywania świątecznych pocztówek. Niby nie jest to wielka rzecz, ale jednak wymaga chwili spokoju i skupienia. Tymczasem, kiedy tylko wystawiłam na stół swoje pudło z pocztówkami i kopertami oraz kubek z pisakami - od razu z miejsca pojawił się obok mój nieodczepny ani na krok asystent. Wypisywanie musiałam więc przerywać raz po raz, kilka kartek zmarnowałam, bo albo się pomyliłam w adresie, albo w tekście pisząc "zdrowych Świąt Wielkanocnych" zamiast Bożego Narodzenia albo którąś kartkę czy kopertę Maksio przyozdobił po swojemu... Mordęga. Z tym niewielkim człowiekiem nie jestem w stanie wiele zrobić. On tak bardzo chce robić to co ja i tak bardzo chce mnie we wszystkim papugować, że wszystkie moje aktywności zabierają mi zwykle o wiele więcej czasu niż w normalnych warunkach, gdyż czas muszę dzielić na dwoje. Jeśli nie pozwalam małemu robić dokładnie tego samego co ja - muszę organizować mu jakiś zastępczy warsztat pracy. I tak nie zawsze jest z tego rad, bo chłoptaś nie głupi i nie da się zbyć byle czym, ale zupełnie zignorować się nie da. Pamiętam, że Oli był toczka w toczkę taki sam i zaczął się zmieniać "na lepsze" mniej więcej jak skończył 2,5 roku. Tym samym wiem, że bezwzględną asystę Maksymalnego będę musiała "znosić" jeszcze dość długi czas. Nie przeszkadza mi ciekawość oraz pęd do nauki i odkrywania świata przez dzieciaki - jestem z nich niezmiernie dumna a często bywam wręcz rozbawiona tą ich małą-wielką mądrością i sprytem, ale chwilami brak mi cierpliwości. Zwłaszcza jak jestem z nimi sama - a w tym tygodniu znowu jestem.
W poniedziałek Em poleciał gdzieś w rejony Neapolu w bucie na mapie. Wraca już jutro wieczorem, ale jakby nie było cały tydzień siedzimy z chłopakami sami. Nie ma mowy o popołudniowym wyjściu na zakupy, bo sama z nimi obydwoma poprzysięgłam sobie już nie chodzić na żadne zakupy - tym bardziej zimą i do dużych sklepów. Nie dość, że muszę okiełznać ich obu to jeszcze z emocji i pod zimowym ubraniem zawsze upocę się jak mysz. A zatem w tym tygodniu jestem uziemiona. Do pracy, do przedszkola i galopem do domu.
Część prezentów zamówiłam przez internet, część kupię w przyszłym tygodniu. Prezenty robimy tylko dla dzieci obecnych w Święta w Pastorczyku. Będzie ich łącznie 7-ro (zabraknie ekipy brata z Gdyni). W nachodzącą zaś niedzielę - 16 grudnia odbędą się chrzciny Tomaszka mojej siostry. "Oczywiście" będę chrzestną. Jaki z tego morał? Ano taki, że ten grudzień trzepnie mnie po koncie należycie. Tomaszek to mój trzeci chrześniak. Pierwszy ma już 22 lata, więc nie wiem, czy nie powinnam zacząć zbierać na prezent weselny, bo A. dość poważnie prowadza się z pewną dziewczyną. Druga chrześniaczka to mała Maja - jeszcze nie tak dawno opisywałam swoją podróż pociągiem do Gdyni na jej chrzest a tu kolejne dziecię do kolekcji. Na stare lata jakiś przypływ... Nie wspomnę głośno, że u średniego brata zanosi się (a raczej już zaniosło) na trzecie dziecko. Jak to wszystko zwali się kiedyś na raz w Pastorczyku to Armagedon gotowy. Przedsmaki już mamy, kiedy dotychczasowa 9-tka skłębiła się tam na 1 Listopada...
Ale czy to nie jest urok dużej rodziny? Domyślam się, że potem te dzieciaki niekoniecznie już muszą utrzymywać bliskie kontakty, ale dzieciństwo mają już związane Pastorczykiem na gruby supeł.
A co u mnie prywatnie mili Państwo? ;-) Prywatnie mam się całkiem dobrze, choć z opisanych wyżej względów nie miewam sposobności na pisanie ani czytanie Waszych blogów na bieżąco i na gorąco. Podczytuję je z pracy, z telefonu i z Olkowego iPada (pisanie z tego ustrojstwa wykluczam...), czasem piszę komentarze, które - jeśli piszę je z pracy - często lecą w otchłań i nie mam nerwów ich powielać. Odpuściłam sobie zupełnie Wasze przemiłe candy i konkursy - bo choć dusza rada do raju - wiecie jak jest... Ale nie tylko ja cierpię na tzw. niedoczas, prawda? A nie umiem zająć się blogiem, książką czy filmem, jeżeli mojego czasu wymagają chłopcy, których nie widzę dziennie przez 9 godzin. Jednak to wszystko co mnie dotyka i spotyka jest normalne, naturalne i właściwe. Nie baręczę nad sobą i wiem, że kolej rzeczy musi być taka a nie inna a w tym wszystkim i tak przecież wyrywam jakieś chwile "tylko" dla siebie.
W pracy zmieniliśmy piętro i pokoje. Było kilka dni zamieszania, noszenia rzeczy z góry na dół i adaptowania się do nowych warunków. W TAMTYM pokoju przeżyłam 7 i pół roku! I teraz nie wiem co napisać - czy obym co najmniej tyle samo przeżyła w tym nowym czy oby coś się zmieniło? Na dzień dzisiejszy nie mam ochoty na zmiany, choć generalnie chęć zmiany rośnie we mnie od jakiegoś czasu, ale szanowna stabilizacja, spokój i... ta mała zmiana w postaci zmiany pokoju na razie są moim pniem, którego jednak warto się trzymać. Aha - jakby co, to teraz szukajcie mnie w pokoju 108 a nie jak dotychczas w 206 ;-).
Pozdrawiam, życzę Wam i sobie coraz cieplejszej atmosfery świątecznej. Postaram się jeszcze skrobnąć coś bliżej Świąt zanim zniknę na długi czas w Pastorczyku.
AHOJ, HO HO HO!
to ja poproszę o bigoszenie częściej, bardzo lubię czytać o takim życiowym bigosie w Twoim wydaniu!
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie Magbill, ale nie zawsze się da a ja nie umiem pisać krótkich, fajnych notek jak np. Ty. Zawsze elaboraty, które - o dziwo - ktoś jeszcze ma nerwy i czas przeczytać ;). Powinnam się trochę skracać w tym pisaniu, ale widać jestem rzadkim pismakiem ale długodystansowym.
UsuńAmishko jakie skracać, no jakie? ;)
Usuńheh:))
UsuńNerwy! Kochana, toż to sama przyjemność, ale o tym mówiłyśmy Ci już nie raz! :-*
UsuńTaaak, Wy zawsze mówicie a ja ciągle nie dowierzam, he he he. Ten typ tak ma, Julitko! Ale z drugiej strony - jak tu nie dowierzać TAKIM osobom. Grzech, a do spowiedzi niełatwo - kurcze, bo dziś poszłam a ksiądz jak na złość nie zasiadł do konfesjonału. Ech, a dopiero dziś dotarła do mnie pocztą kartka do spowiedzi. Niania się poświęciła a tu zonk. Nic to, jakoś to załatwię. Do niedzieli jeszcze czas.
Usuńbigos, mniam.
OdpowiedzUsuńTwój bigos życiowy - jeszcze lepszy :)
zazdroszczę takich rodzinnych zlotów świątecznych! zawsze mi się marzyły... musiałabym sobie jednak chyba naprodukować jeszcze dziesiątkę potomstwa, by to marzenie się spełniło.
Nas jest 5 rodzeństwa Malinko - 4 z nas ma po 2 dzieci (u jednych niebawem się potroi)a siostra ma na razie 1. Zawsze żyłam w dużej rodzinie i na razie na nowo rodzina się "zaludnia". Ja więcej dzieci nie planuję, choć jak by się trafiło - nie pogardziłabym.
UsuńNo, 10-tkę to może nie, he he ale może choć 2? Oczywiście masz na to jeszcze mnóstwo czasu z racji młodego wieku, więc nawet jak teraz nie masz zamiarów - kto wie co pomyślisz za kilka, nawet kilkanaście lat;-)?
Ale wiesz - ten kocioł dzieciaków w 1 domu czasem odbiera rozum ha ha ha (są od wieku 0 do 12).
Amishko, nawet nie wiesz, jak Ci zazdroszczę takiej licznej rodziny!!! Wtedy święta są cudne, takie radosne!
UsuńU nas zawsze było nas mało, mój tata ma tylko 1 brata a moja mama jedną siostrę. A u nas też tylko ja i mój brat. I zawsze marzyłam, żeby mieć więcej rodzeństwa, żeby spotykać się na wszystkich uroczystościach i żeby było na duuuużo.
No, skoro u rodziców nie wyszło to stwierdziłam, że "zrobię" sobie sama taką dużą rodzinę i kiedyś to u nas będą takie święta, że będzie z 20 osób przy stole.... Jak wiesz, mamy trochę pod górkę, ale co tam. Jeszcze zrobimy sobie gromadkę... ;-)
Co do Świąt, to nic się nie martw, nie jesteś sama. Ja jeszcze nie czuję, w domu nie posprzątane, prezentów nawet jeszcze nie mam. Czyli jak co roku. ;-)
chciałam dekorować mieszkanie, ale nie wiem, bo też nie będzie nas przez cały okres świąteczny...
Ściskam kochana, dziękuję za wspaniały bigos i czekam na kolejną porcję! :-)
:-***
No cóż Julitko - duża rodzina to też więcej problemów. U nas nie wszystko jest różowe - tak w ogólności, ale jednak cieszę się, że jest nas sporo.
UsuńI Tobie - Wam - życzę tego O CZYM WIEMY - mocno i z całego serca :).
Z ciekawostek. Mój ojciec ma 4 siostry ale sam ma łącznie tyle dzieci ile one wszystkie razem he he ;-). Mama ma 3 rodzeństwa i mają oni w sumie 11 dzieci (oj, te dzieci to już stare konie, ale wiesz o czym mówię). :)
Wow! Niezła liczba się uzbiera! A u nas wszędzie max po dwójce... :-/
UsuńDziękuję i ściskam! :-***
:)) mniam całą michę wtrząchnęłam na raz ;) lubię poczytać o wszystkim na raz. U nas nigdy nie było dużo dzieci, więc spędzanie świąt w jakiejś wielkiej gromadzie jest mi obce. Siostra mojego męża też ma jedynaka więc póki co u nas max dwójka :)) Może się kiedyś Braciszek postara to i co drugi rok będzie choć dwójka ;) Fajnie się czytało tyle, że krótko... Poproszę o jeszcze jedną taką "michę" przed świętami ;) PS W moim "candy" niewiele trzeba maila Twojego mam, więc tylko daj znać, czy chcesz :D
OdpowiedzUsuńNa jedno Candy się już wpisałam, zerknę do Ciebie i jeszcze do Lucy muszę - może dam radę...
UsuńNo, ja się powtórzę - sama z rodziny wielodzietnej jestem i miło mi, że tak się u nas - rodzeństwa te dzieci posypały. Ja jestem druga z kolei i powinnam już mieć starsze dzieci a tak - niemal wszyscy mamy takie w podobnym wieku. Jedynym wyłomem jest starsza córka brata - ma już 12 lat a reszta od 0 do 8 ;-).
Pastorczyk w zjazdy rodzinne zamienia się w hałaśliwe przedszkole, ale na tym odludziu to bardzo wskazane ;)
Też mam trójeczkę chrześniaków Asiu. I jak się szwagier zdecyduje to pewnie 4 będzie. Choć wolałabym już nie ;) Za 2 lata będę miała 2 osiemnastki (maj i lipiec) i komunię. Brakuje mi do kompletu tylko chrzcin ;)
OdpowiedzUsuńNa brak czasu też cierpię. I zdrowia ostatnio :( Klimatu świątecznego jeszcze nie czuję, może to przez chorobę. Żadnego kąta jeszcze nie odświeżyłam. Ale wszystko przede mną.
A jeśli chodzi o liczebność w domu, to u nas podobnie jak w P. Zawsze nas było dużo. Rodzeństwo mamy razem z Babcią świętowali u nas. Babci już nie ma, ale są nasze dzieci. Gwarno i głośno :) tak jak lubię w święta.
Również pozdrawiam i czekam na kolejną porcyjkę bigosu, bardzo smaczny :)
Oh, brak zdrowia to najgorsze co być może Lilijko. Wtedy nawet o radość trudno, ale mam nadzieję, że szybko wyzdrowiejesz i wrzucisz się w świąteczny wir. Jeszcze ponad tydzień!
UsuńNooo, 2 osiemnastki i komunia ;-). Miło i kosztownie trochę, ale wychodzę z założenia, że nieważne, że drogo - ważne że jeszcze człowieka stać ;-). Widać za młodu zostałaś chrzestną tych starszych ;-). Jak ja mojego Adama (to syn brata ciotecznego). Miałam 17 lat... O żesz w mordę, ale czad. To ja byłam kiedyś 17-stką?
Pozdrawiam Cie miło!
Ja miałam 14! Też się dziwię temu wiekowi teraz ;)
UsuńW czerwcu miałam bierzmowanie a we wrześniu i grudniu były chrzciny. Ale jak się ma dwójkę rodzeństwa to więcej niż pewne że "leci sie" w pierwszej kolejności ;)
Przeżyłam dwie komunie w odstępie tygodnia to teraz też może nie będzie źle. Mam nadz, że życzenia prezentowe będą rozsądne :)
14??? No to po prostu "wymiatasz" Lili ;-).
UsuńZnów wrócę tutaj później... Absorbująca jesteś ;)
OdpowiedzUsuńHmmm, Lucy Ciebie z Twoim niedoczasem i zmęczeniem to ja raczej gnębię tymi postami niż absorbuję ;-). Ale zawsze jesteś miło widziana!
UsuńAle ja z przyjemnością, tylko nas raty :)
UsuńJestem zwolenniczką firanek i zasłon - od niedawna, ale już tak łyso zrobiło się moim domu bez mebli, że kiedy zawiesiłam lniane stosy z ikei, oszalałam i położyłam do kompletu obrus na stół ;)
Ja w życiu nie zdążę kupić pocztówek, nie mówiąc o ich wypisaniu. I zła jestem sama na siebie, bo zawsze ktoś inny jest na pierwszym miejscu i tylko ja zostałam bez prezentu na gwiazdkę (bo go sobie jeszcze nie wybrałam).
Ja Tobie zazdroszczę tak licznej rodziny. Mam brata, ale to tak, jakby go nie było, o bratowej nie wspominając. I święta w zasadzie spędzamy na podłodze z dziećmi, bo nikt inny nie ma siły, czasu, ani chęci na cokolwiek. Smutne, dlatego cieszę się szczęściem innych i staram skupić na moich dzieciach
Umknął mi Twój komentarz Lucy. Ja lubię i zasłony i firanki, choć mają to złe do siebie, że zbierają kurz i ciężko je zawiesić. Ale gołych okien wręcz nienawidzę - tak samo zresztą jak zupełnie nagich podłóg - nie muszą być wielkie dywany, ale sama goła podłoga - nawet najpiękniejsza - odstręcza mnie. Ja lubię ciepłe wnętrza... a materie dodają ciepła - tego fizycznego jak i duchowego.
UsuńLiczna rodzina jest fantastyczna, zwłaszcza jak mieszka się na odludziu i pustkowiu jak my w P. - nawet mimo tego, że wcale nie zawsze wszystko dzieje się w niej cacy-cacy... Bo bywa naprawdę różnie, oj różnie...
Ja czasem mam zryw na kartki. Lubię je wysyłać i dostawać... ale wbrew pozorom czasem to wyczyn - wypisać je i wysłać - wiem to doskonale.
Co do prezentów - ja kupiłam tylko drobiazgi dzieciakom - o sobie nie wspominam i między Bogiem a prawdą - nigdy o sobie nie myślę, niczego nie chcę i przeważnie nic nie dostaję.
Już kiedyś Ci pisałam - jesteś bardzo dzielną dziewczyną. Dwójka małych dzieci to naprawdę swoista kula u nogi - to ciągły zawrót głowy i zmęczenie.I wiesz, nie łudz się,że będzie lepiej gdy Oni będą już nieco starsi - do ich pełnoletności będziesz wiecznie zmordowana i zajęta, zmienią się tylko problemy wychowawcze.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Anabell - w zasadzie jestem dzielna, bo... po prostu muszę. To chyba cała tajemnica ;-)... Hmmm, mówisz, że lepiej nie będzie? No, może przynajmniej nie będę tak zniewolona fizycznie jak teraz, bo posiedzieć w spokoju nie mogę i niczego w domu zrobić nie mogę bez wielce "pomocnej" asysty. Nawet jak obieram ziemniaki to Maksio siedzi obok i grzebie w obierkach, żąda noża by sam obierać, nosi obierki po całym domu... To taki przykład. Ale co tam, to nie jest koniec świata choć bywa wnerwiające ;-). I masz rację - to co potem, może być gorsze, ale póki nie muszę nie myślę o tym. Ba, nawet nie mam kiedy he he.
UsuńOgrzałam się w Twoim ciepełku:) Uściski serdeczne;)
OdpowiedzUsuńRacja -duża rodzina to jest to! Pewnie,że nie wszystko można,nie na wszystko wsytarcza, ale jak wszyscy się zjadą to miło nad wyraz;)
Dzięki Misiu. Sama masz sporą rodzinkę, więc wiesz jak to jest. Pozdrawiam!
UsuńDuża rodzina jest fajna..ja i małż mamy wielkie rodziny,ale niestety za daleko :/
OdpowiedzUsuńTu nas trochę mało..ale jest babcia,wujek z rodziną i mój najmłodszy brat,czyli nie jesteśmy tak zupełnie samotni :)
Choć duża rodzina to też więcej problemow jak wspominałaś,np. większość wujków i cioć u mnie jest wiecznie skłócona i zawsze ktoś z kimś nie rozmawia..ale przynajmniej coś się dzieje hehehe :)
Ostatnio któraś z moich licznych Jordańskich kuzynek napisała na FB..że rodzina dzieli się na dwie części, część która się do nas nie odzywa i druga do której my się nie odzywamy ;)
Czyli jak widać z nami wszystko ok ;) typowa szczęśliwa arabska rodzinka :)
P.S. Co do zakupów z maluchami to od jakiegoś czasu nie popełniam już tego błędu,nawet jak mam męża u boku do pomocy. Na szczęście są teraz bawialnie gdzie można dzieci zostawić na czas zakupów pod opieką oczywiście,i dzieci zadowolone i rodzice wyluzowani ;)
Arabelko - nie widziałam nawet, że ktoś z Twego rodzeństwa jest też tutaj w Pl. To na pewno miło, że masz chociaż 1 braciszka na podorędziu. A reszta - no cóż... takie życie, ale jak napisałaś - jest też babcia, kuzyni a rodzina z Jordanii też czasem Was odwiedza i Wy ją... Często, nawet jak cała rodzina jest tuż, tuż - kontakty są złe i to jest najgorsze. U nas bywa różnie, ale mimo wszystko - jak to się mówi:na koniec dnia - cieszę się z liczebnej rodziny i z tego, że ciągle pojawiają się dzieci ;-).
UsuńOh, ja też unikam zakupów z dziećmi nawet jak i mąż jest obok, ale czasem się nie da tego uniknąć... U nas tu nie ma dużych sklepów z bawialniami, ale to musi być idealne rozwiązanie.... ;). Pozdrawiam Cię serdecznie!!!
Droga Amisho.
OdpowiedzUsuńPonieważ lada chwila "wybędziesz" do Twojego kochanego Pastorczyka, który nadal pozostaje "tajemniczy" (?), dlatego już dzisiaj: ŻYCZĘ TOBIE I CAŁEJ RODZINIE: Zdrowych i pogodnych Świat, w gronie bliskich Wam osób. Niech te Święta będą nie tylko ucztą przy suto zastawionym stole, ale także duchową ucztą - czasem refleksji i wspomnień o Bliskich, których już nie ma wśród nas.
Edek
Drogi Edwardzie! Bardzo Ci dziękuję za życzenia :). U nas sypie taki śnieg, że nie wiem jak my się ruszymy z tego Grajewa ;-). Pastorczyk - na odludziu - na pewno zasypany już po kominy... Wiem, wiem, że jestem Ci winna kilka słów o tym miejscu, ale tak jak ja potrafię być cierpliwa do bólu ;) tak i Ciebie o cierpliwość jeszcze proszę... Pamiętaj, że mimo wszystko ja PAMIĘTAM ;).
UsuńBigosiku spróbowałam, ale wstyd przyznać: rzuciłam się na niego z wieeeeeeeeeeeeeelką łychą. I słusznie. Nadal nie jestem syta, więc poszukam jeszcze innych smakowitych kąsków. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń