wtorek, 4 czerwca 2013

Mama, auto, klapki i paw

Mama ma się już znacznie lepiej. Tuż PO natomiast miała się ponoć źle. Utrzymuje, że wolała nie przeżyć niż przeżywać dochodzenie do siebie po narkozie, znosić dreszcze i ból całego ciała. Wymieniono jej sercową zastawkę mitralną. Na sztuczną. Cięciem mało inwazyjnym czyli bez rozcinania klaty. Byłam u niej w sobotę i byłam wczoraj. Będę też jutro. Białystok nie Ukraina, ale jednak 80 km w jedną stronę (z P. 120) to nie przebieżka po parku. Moja polówa ma więc ostatnio sporo roboty, ale jako że jest na dotarciu - kursowanie w te i wewte powinno jej służyć. Czy służy również mnie? I tak i nie. Jeździć lubię, Białystok też lubię. Ale zmęczona jestem. Wczoraj pojechałam prosto po pracy. Wróciłam na 8 wieczorem. Dzieci stęsknione, w domu bajzel. Nie chciało mi się sprzątać, więc tylko ogarnęłam co z wierzchu, zjadłam mozarellę z pomidorami i tyle wieczoru. Jutro pojadę do mamy z Olusiem. Potem nastanie czwartek a w piątek jak zwykle podróż do P., gdzie oczywiście czeka mnie mnóstwo roboty. I taki to żywot, kurde mol. Ani chwili wytchnienia. Ani ani ani. No, chyba jedynie w pracy, ale o tym sza.

Wczoraj, wyjeżdżając z Białego zakręciłam do CH Auchan. Chciałam zrobić zakupy, ale po wejściu na halę rozmyśliłam się i dałam stamtąd nogę. Sklep za wielki, ludzi przy kasach za dużo a czasu za mało. W pasażu handlowym poza halą natknęłam się za to na CCC. Wpadłam jak po ogień i wyszłam z 2 parami. Jedne klapeczki na totalnej płaszczyźnie a drugie na koturnie. Pierwsze w kolorze brązu i beżu a drugie w czerwieni. Zakupy trwały 15 minut. Że też cholera, nawet buty muszę kupować w nerwowym pośpiechu... Być może, gdybym tylko nie musiała patrzeć na zegarek, znalazłabym i inne i lepsze modele niż te, które nabyłam. A tak, po prostu wzięłam pierwsze lepsze, które dobrze poczuły się na mojej zmęczonej stopie.

Wrócę jeszcze na chwilkę do samochodu. Mojej polówki znaczy się. Ciągle jeszcze nowa jest, prawda? Ale choć bardzo, bardzo, bardzo chciałam o nią dbać i utrzymać w czystości blisko idealnej - niestety, nie mam na to szans w starciu z brutalną rzeczywistością w postaci moich dzieci. Że nanoszą piasku, że narzucają papierków i patyków od lizaków, że nakruszą - choć zasadniczo żarcie tego, co się kruszy zakazane, że umażą łapami nie pierwszej sterylności itd - pół biedy. Odkurzy się, szmatą przeleci i jakoś jest. Inna sprawa, że na to przelatywanie szmatą i odkurzanie przeważnie nie ma czasu... No, ale. Można. Co natomiast rzec i co zrobić, jak taki delikwent nażre się po kryjomu słodyczy (dostał od takiego znajomego co się do P. narąbany napatoczył - i zajadał do syta za stodołą - takie czekoladowe jajeczka, odkryłam papierki), potem przejedzie się 60 km popijając litrami wodę a już przed blokiem zanim matka wypnie go z fotelika puści takiego pawia, że i pompa od szamba oddałaby szacunek sile wyrzutu...? Zapomnijmy ubrania i buty - pralka działa a na proszek jeszcze mnie stać. Pal licho fotelik - i tak już obstrzępiony i nie pierwszej nowości, zdejmie się wyściółkę i razem z łachami do pralki. Ale tapicerka na tylnym siedzeniu... Dziewicza wciąż i w znakomitej kondycji mimo, że czasem jakiś okruch czy ziarenko piasku ją skala. Cóż tam jednak ziarenko piasku przy czekoladowym pawiu... Rzyg jakich mało. I jeszcze duma w głosie - "o, nazygałem mamo". Wpadłam w furię. Dosłownie. Dzieciak może i niewinny, bo jak miał to jadł ile wlazło a że rzygać się chciało to co miał zrobić? Ale nawet przy całym zrozumieniu dzieciaka i sytuacji byłam "wfutrzona". Nawet Olkowi się dostało, choć to nie on był winny. Także, Maksymalny ochrzcił mi polówkę dokumentnie. Póki co jeżdżę taką zarzyganą. Dopiero w P. bedę mogła przystąpić do oczyszczania tych ścieków. ECH!

W tym roku ciągle mam jakieś przy-około-motoryzacyjne przygody - a to mandacik, bo ciągnik z beczką serwatki wyprzedziłam tam, gdzie wyprzedzać nie wolno a to szlaban kolejowy mnie na torach niemal uwięził, a to opisany eksces rzygowinowy... Nie wspomnę, że nim nabyłam nówkę to przecież miałam przygody ze starą polówką. Oby już nic więcej, bo nie zdzierżę! Litości!

To był post przymiarka do every day blogging. P-R-Z-Y-M-I-A-R-K-A. :)

12 komentarzy:

  1. Oj tam oj tam, teraz to mozesz powiedzieć że już sie rozdziewiczyła i już naprawde jest wasza- polówka rzecz jasna!
    A mama dobrze ze juz po, wiesz ja też okropnie wspominam moment po cc- kiedy ból był straszny a zimno telepało mną pod dwoma kołdrami i kocem który położna na mnie położyła! tak ze rozumiem wrazenia mamy ale żeby aż tak.. nie to dochodzenie do siebie to kilka godzin tylko a życie jeszcze takie piękne....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, mama dochodziła do siebie ze 3 dni, więc jej współczuję, ale już jest zdecydowanie lepiej i może w weekend ją wypiszą. Oczywiście, że ona chce nadal żyć, ale wiesz jak to jest Stokrotko jak coś tak doskwiera, to człowiek miewa różne, najgorsze myśli. Potem oczywiście sam stuka się w łep, że taki był durny.

      No, polówa zarzygana i zarysowana na dachu (niewiele, ale jednak) od szlabanu kolejowego. A zatem chrzest przeszła i jest ewidentnie nasza ;).

      Usuń
  2. Dawno Cie nie bylo...
    Zycie z Toba piekniejsze...
    Serdecznosci
    Judyta

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale mojego wybryku nie pokonałaś:) Też bym jęczała, gdyby mi nowe auto zarzygano, ale co zrobić, trzeba zakasać rękawy i spróbować sprać ten incydent:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żółwinko, uważam że wwalenie się na tory i pozostanie na nich pomiędzy dwoma zamkniętymi szlabanami to szczyt wszystkiego... Aczkolwiek wjazd na rondo w lewą stronę może z tym konkurować, nie powiem, ha ha. ;). Całe nasze szczęście, że do wielkich nieszczęść nie doszło... A Maksymalnego pawia wypiorę w Pastorczyku. Już mi złość przeszła. Zresztą mi zawsze szybko mija.

      Usuń
  4. Nasza kochana, dzielna Amishka! Wiedz, że za to wszystko niezmiennie Cię podziwiam! :-*
    A bałaganem czy zarzyganą polówką się nie przejmuj, to nieważne!
    Ważne, że dajesz radę, że mama po i czuje się lepiej.
    A czas leci i jeszcze trochę i będziesz miała męskie ramię do wsparcia.
    Ściskam mocno! :-***

    Ps. I pisz częsciej, jak tylko znajdziesz chwilkę w pracy. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Juli :). No cóż, jak nie masz wyjścia to dajesz radę. Do tego nie mam w zwyczaju zbyt mocno na los narzekać - bo w efekcie wcale nie mam tak źle. Jestem dość odporna na przeciwności i trudy, więc jakoś "jadę". Ale to co najważniejsze mam - pracę, mieszkanie, auto i... no przecież fajne dzieci i dobrego męża (ok, daleko, ale toż chwilowo). Oby tylko jeszcze mama się wykaraskała z tym swoim sercem na prostą - jest dobrze.

      A z pisaniem to różnie bywa... Czas to może nawet się i znajduje, ale jakoś polotu mniej ;)

      Usuń
  5. więc ja znowu powtórzę, jak ma się pszczoły to ma się miód a jak ma się dzieci i kurki to ma się ...wszystko inne ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano tak Madeleine. Posiadanie dzieci to przyjemność ale też i podwyższona szkodowość he he. ;)

      Usuń
  6. Amisho, czekałam bardzo na wieści o Twojej Mamie.
    Najważniejsze, że z Mamą lepiej.
    Resztę się ... wyklepie.
    Albo wytnie, poprawi, przeboleje, oleje :P
    Mam nadzieję, że czekają Cię za zakrętem jakieś wakacje?
    Potrzebne i zasłużone tak bardzo!
    Tymczasem trzymaj się dzielnie, jak dotąd :-)
    :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamo Ammara - dziękuje bardzo, że o mnie zahaczyłaś :). Mamę już dzisiaj przywożę ze szpitala, polówkę wyczyściłam. Miniony weekend jednak miałam tak pracowity, że ledwo wyrobiłam się na zakrętach ;). Wakacje... hmmm... pewnie pracowite w P., bo mamy samej z nadmiarem obowiązków nie zostawię (a jest ich latem na wsi, oj!). Jednak jak wróci M. na pewno na kilka dni gdzieś pojedziemy. Planuję Pomorze. Może się uda - o ile tegoroczny pech na chwilkę mnie opuści i nic nie pokrzyżuje nam planów, he he.

      Usuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).