sobota, 18 listopada 2017

Sobota

Od rana do prawie teraz - sprzątałam. Nie, żeby tak od A do Z, ale przynajmniej odkurzyłam i wymopowałam podłogi. Reszta niech poczeka do grudnia. W mopowaniu pomagał mi Maksio, bo jak powiedział, bardzo lubi zmywać podłogi. Cale szczęście, bo ja nie przepadam. Olek nie pomagał w niczym. Łaził do 11 w piżamie, w międzyczasie przeczytał 20 stron lektury (Mikołajek) i zagrał w jedyną grę, w jaką gra na laptopie. Następnie stwierdził, że pora iść na Orlik. Maks w te pędy rzucił mopa ze słowami "ja też, ja też!!! No i poszli. Przed wyjściem zagoniłam ich do śniadania, bo wiem, że jak już wyruszą na ten Orlik to 2-3-4 bite godziny tam spędzą. 

Na śniadanie - wiadomo - jajka. Zaproponowałam sadzone. Yeeeees! odkrzyknęli chórem w duecie. No to tak: Oleś dostał indycze, a Maksio - kacze. Oba te rodzaje jaj mają twarde skorupy i żeby je rozbić trzeba naprawdę porządnie walnąć nimi w kant patelni, albo - jak to zwykle robię - ciachnąć z całej siły ostrzem noża. Zarówno jaja kacze, jak i indycze, poza twardą skorupą, mają jeszcze o wiele gęstszą konsystencję, niż kurze - zwłaszcza białko, które przypomina gęsty kisiel. Rzecz jasna, oba jaja są też większe, stąd po jednym na śniadanie styknęło. 

Aha - jajka indycze nie polecają się do ubijania! Biszkopt z ich udziałem spiekł się na zakalca. Nie był to jednak mój biszkopt, a mojej bratowej - tej od całego tego  drobiu.  I to ona odradza. A ja, choć nie jestem żadnym ekspertem od biszkoptów, ani ciast w ogóle, zgodziłam się z nią w ciemno. Ciężkie i kleiste białko bowiem, dobrze sprawuje się na patelni, ale ni cholery nie da się ubić na pianę. Kontynuując wątek jajek dodam jeszcze, że bardzo dobre i podobne do kurzych, choć ciut bardziej intensywne w barwie i mniejsze, są jajka perlicze. Gęsie mają zaś wielkie żółtka i Mama często dodawała je do pączków, które robiła dość często i które były na pewno najlepsze na świecie. Nawet, jeśli drugiego dnia stawały się twardawe i Mama żartowała, że spokojnie można nimi walić o ścianę i czekać z drżeniem serca, co pęknie pierwsze - pączek czy ściana ;-). Ach, miała ta Mama dystans do siebie i poczucie humoru. Zupełnie jak ja... Ale gotowała wspaniale. Niby prosto i zwyczajnie, ale mało kto już tak dziś potrafi. I wcale nie jest to tylko moja opinia i wcale nie piszę tego dlatego, że Mamy już na Ziemi nie ma, a o zmarłych źle się nie mówi. O nie! Mama naprawdę TO UMIAŁA. Pewne potrawy i wyroby z pewnością odeszły wraz nią... Nikt nie umie ich tak zrobić jak Ona i już. 

No i tak. Zanim zdążyłam się rozpisać, Orlikowscy wrócili. Nie było ich niecałe 2 godziny. Bo zimno, bo towarzysze też się już rozeszli... Olek wziął się za lekcje, a Maks ogląda bajki na iPdzie. Koty śpią na parapecie. Zatopione w sennych marzeniach leżą jak zaczarowane... osiem łapek w uroczym nieładzie, splecione ogony, opadnięte wargi ukazujące ostre ząbki, sterczące we wszystkie strony świata wąsiki... Nic, tylko siedzieć i na nie patrzeć...

Po sprzątaniu wzięłam gorący prysznic. Włosy wyschły mi "na pniu"... Cholernie szybko mi rosną! Ledwo pomaluję odrosty, a tu już nowe na widoku... Mogłabym ich w ogóle nie malować, ale lubię siebie w wersji blond i zamierzam tak jeszcze pozostać. No i na razie jeszcze znowu hoduję te kłaki. I za jakiś czas pewnie znowu je obetnę. Taki wieczny cyrkiel z tymi moimi włosami...

To teraz idę do dalszych zajęć. A na wieczór mamy popcorn i Dzielnego Koguta Mańka. Do obejrzenia. Drobiowo dziś u nas. Jak nie jaja, to koguty. Kukurykuuu!!!

24 komentarze:

  1. Nigdy nie mialam okazji jesc ani kaczych ani tym bardziej indyczych jaj. Za to ostatnio Wspanialy znalazl zrodlo kurzych gdzie kupujemy juz od wielu miesiecy a moze i ponad roku. Jajka sa swieze, prosto z kurzej farmy i takie wielkie, ze rzadko kiedy trafia sie jajko o jednym zoltku. I tez czasem mam problem jak to liczyc w przepisach na ciasta:)))
    Ale poniewaz pieke sporadycznie to daje rade.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są u nas 2 indyczki - nie były zakupione w konkretnym celu, a dostały się jako... prezent i w końcu zaczęły się nieść! A kaczki to już w ogóle niosą się na potęgę! Ich jajka są ciężkie, ale smakowo nie odbiegają wiele od kurzych. Od dziecka jestem uchowana na tych swojskich jajkach i nigdy nie myślałam, że te ze sklepów są inne, ale jakże byłam w błędzie! A jajka z dwoma żółtkami zdarzają się i u nas, ale niezbyt często. Nie wiem od czego to zależy, ale przypuszczam, że jednak od wielkości kury i jajek. Duża kura - większe jajo, zawsze tak było. Być może też karma? Tylko nasze kury chodzą luzem po całej wsi i żrą swojskie zboże, bardzo wyjątkowo kupne mieszanki, także na 100 % jajka są eko :-).

      No i ja też mało piekę, Star ;-). Bardzo mało wręcz! Myślę, że te 2 żółtkowe jaja można traktować jako 2 małe, albo jako 1,5 średniego ha ha ha. Tylko w przepisach raczej nikt jajek nie rozgranicza na duże i małe ;-). Trzeba na oko i już :-).


      Usuń
    2. Ale my te jajka kupujemy z kurzej farmy eko, gdzie kury wlasnie chodza luzem i zra co im sie pod dziob nawinie:))

      Usuń
    3. I tak wywnioskowałam, Star, tylko te moje kurze (i im podobne) opowieści zaniosły me myśli dookoła - jak to zawsze bywa przy korespondencji komentarzowo-blogowej.

      Usuń
    4. No tak blogowe rozmowy to juz wyzsza szkola jazdy na wrotkach:)))

      Usuń
    5. Noooo, dokładnie! A wiesz, że ja nigdy nie jeździłam na wrotkach? Ale na łyżwach... oh, już nie mogę doczekać się otwarcia naszego lodowiska! KOCHAM!

      Usuń
  2. Poza kurzymi spożywałam tylko przepiórcze jajka, właściwie jajczunia.Świetnie się prezentowały ich połówki w sałatkach różnego rodzaju.
    U mnie też dziś cholernie zimno, bo wieje paskudny wiatr znad Morza Północnego.
    Sprzątać to będę jutro, bo dziś był ostatni montaż mego szafko-regału no i pieczenie muffinek z Krasnalami. Do pieczenia ciast oni są pierwsi. Dorosłemu pozostaje tylko włożenie blachy do piecyka i wyjęcie jej- całą resztę robią oni.A młodszy potrafi sam zrobić naleśniki.Widziałam to na własne oczy.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A my przepiórczych jeszcze nie próbowaliśmy, ale chyba trzeba będzie. I wiesz co Anabell, chociaż nic mi do tego, to bardzo mnie cieszy, że jesteś blisko Krasnali i możesz z nimi piec babeczki :-). Odczuwam straszny brak mojej mamy i wiem, jakie to cenne, gdy babcia i wnuki są blisko... Miłego!

      Usuń
    2. Powoli się do siebie przyzwyczajamy. Młodszy koloruje ze mną obrazki i chyba zacznę z nim robić jakieś ozdoby choinkowe, takie by mógł je sam zrobić.Starszy angażuje nas do różnych gier planszowych, których mają pełno. Wiem, że finansowo będzie nam tu znacznie trudniej niż w Polsce, ale za to milej pod innym względem.
      Miłego dla Was;)

      Usuń
    3. Anabell, powodzenia na nowej ziemi! Finanse ważne, ale macie teraz znacznie ważniejsze rzeczy pod ręką :-).

      Usuń
  3. Moja teściowa indycze jaja dodawała do wyrobu własnego makaronu. Miał wtedy cudowny kolor, dzisiaj taki otrzymuje się za pomocą barwników. Jaja nabywam od chłopa małorolnego. Ostatnio syn kombinowała czy by im do Anglii nie przesłała. Wystarczy,że już leciały ze mną.Moja babcia robiła placki ziemniaczane jakich nigdy więcej nie jadłam. Przepis mam,ale nie wyszły nigdy takie. Podobno była to zasługa tarka. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, po dwóch miesiącach, ale jednak odpisuję... Przede wszystkim dziękuję za odwiedziny, Kamo i za słowo od siebie na temat jaj ;-). Co do tarki - cóż, zapewne była zrobiona z wyjątkowo szlachetnego metalu, jakich dziś już nie ma :).

      Usuń
  4. Jaka przepiórcze, kurze, indycze a bardziej gęsie znam trochę od innej strony, od strony skorupek. Zobacz stronę jajcary. Jajeczniczka z jajek od chłopa pycha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Balu, ja wiem, że zwykło się mówić "jajka od chłopa", ale z doświadczenia wiem, że jednak tymi jajkami głównie zajmują się... baby ;-).

      Usuń
  5. Jak ja tu dawno nie byłam!
    Odwiedzam bo zatęskniłam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magdaleno, jak widzisz ja sama rzadko tu bywam. I nie jest dobre!

      Usuń
  6. Pączki na gęsich jajach, ciasta na gęsich jajach to jadłam, bo w rodzinie wujek gęsi hodowal przez wiele lat. Chłopaki widzę nie opuszczają ;-)
    Moi też latają na piłę, ale ostatnio mieli przerwę przez zapalenia płuc. Olek już wrócił na treningi a Karol wraca w tym tygodniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Izabelko, właśnie do pączków tych gęsich jaj moja mama najczęściej używała. Ja osobiście nigdy pączków nie robiłam, choć mamie zawsze pomagałam i asystowałam.

      A piłkarze nie odpuszczają ani na krok, zwłaszcza Olek, który teraz w ferie ma treningi 3 razy w tygodniu a i tak ciągle jęczy, że to mało. W zasadzie to on grałby cały czas... Maksi niekoniecznie, ale Oli ma piłkarskiego fioła i ciężko mu zaradzić ;-).

      Usuń
  7. Nie znam innych jajake niz tyklo kurze :O No taki deficyt w wyksztalceniu ;)
    Nie wiem czy mialabym odwage sprobowac- bo moze inaczej smakuja badz pachna? Ja taki dzikus jestem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Luxi, gdybyś chciała spróbować innego jajka, a obawiasz się o inny smak, to na początek poleciałabym ci jajko perlicze - raczej byś nie odróżniła od kurzego :-).

      Niemniej, rozumiem Twoje obawy, bo ja takowe też miewam w stosunku np do mięs... Nie tknę baraniny, ani jagnięciny, czy jakiejś innej koziny, a nie daj Boże koniny... To samo mleko i sery - owcze, kozie... nieeee, choć jeszcze na ser się skuszę, ale mleka koziego musiałabym spróbować pod przymusem. Niedawno skusiłam się na... jeleninę... I przyznam, że była bardzo dobra. jadłam też dziką kaczkę i królika - i to chyba wszystko z tych "innych", niż codzienne mięsa.

      Usuń
  8. Moja babcia gotowala taki kapusniak z bialej kapusty, ktorego bez niej nie da sie odtworzyc. Pomidorowke, ktorej nikt w rodzinie nie da rady powtorzyc... no i na jajach znala sie jak nikt, nie tylko tych drobiowych, ale ogolnie - umiala jajcowac sama z siebie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widać gotowanie to nie tylko składniki danej potrawy... Dawno się o tym przekonałam :-).

      Usuń
  9. Jak nie koty, to drób... został mi jeszcze jeden odcinek do nadrobienia - ciekawe, o czym tam przeczytam :D
    A co do włosów - ja swoich nie cierpię kręcić. Na ostatnie wesele, na którym byłam w tym roku, fryzjerka zrobiła mi kilka loczków około południa, do godziny ślubu (16-17, już nie pamiętam;) miałam prawie proste włosy... W czerwcu znów świadkuję, włosów nie zapuszczam i teraz się zastanawiam, jak je uczesać, by gości nie wystraszyć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano, weselna dziewczyna z Ciebie! Ale ja kiedyś też miałam więcej okazji (taki wiek), teraz to zaczynają się wesela dzieci ludzi z mniej więcej moich roczników (no, może kilka lat w dół).

      Co do włosów - ja teraz zapuszczam, tylko nie wiem jeszcze do kiedy, bo to kwestia czasu, kiedy je znowu obetnę.

      Usuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).