Zmagania wizowe zwieńczone sukcesem i to nawet bez zbędnych ceregieli. A jednak udało się również bez tego głupiego zaproszenia. Wcześniej pytali Mohiego o ubezpieczenie zdrowotne. Powiedział, że jest ubezpieczony przeze mnie jako członek rodziny. Oczywiście nie jest to prawdą bo owszem - takie ubezpieczenie jest możliwe ale najpierw muszę mieć dokument, że Mohi jest zameldowany w moim mieszkaniu. Zameldować jak dotąd go nie mogłam bo nie miał już ani ważnej wizy ani karty pobytu. W ambasadzie powiedzieli mu jednak, że skoro ja go ubezpieczam to powinnam o tym wspomnieć w swoim liście. No więc - wspomniałam... Jednym zdaniem - by za wiele już nie pytali. Czasem zbyt szczegółowa informacja pociąga za sobą masę niepotrzebnych pytań. Jak widać - owo zdanie pomogło. Mohi był zadowolony. Konsul zapytał go jedynie czy kocha żonę , he he. No, pytanie jakby adekwatne podczas starania się o wizę w celu wyjazdu do owej żony. Pytał również co robił w UK i dlaczego tam nie został. Najwyraźniej był zdziwiony, że zamiast Wysp czy innych krajów Zachodu, Mohi wybiera się do Grajewa. Cóż - to jest właśnie najwyższy dowód na to, iż małżeństwo nie zawarte zostało dla celów innych niż powszechnie przyjęte za naturalne ;-)
A zatem, zgodnie z planem i datą na bilecie - 17 listopada powitamy Tatuśka w Polandii. Jeszcze tylko 2 miesiące z małym ogonkiem. Teraz, kiedy zleciało już znacznie więcej czasu niż połowa od jego wyjazdu - dni biegną inaczej - szybciej. Od razu po powrocie będziemy wyrabiać mu kartę pobytu. Trochę urzędowego manijactwa z tym będzie ale w ogóle mnie to nie przeraża. Już mamy z górki pod tym względem. A co z resztą - czyli praca dl Mohiego i inne życiowe decyzje - będziemy rozważać w swoim czasie.
Teraz gotuję rosół. Aleksander śpi. Za oknem pobłyskuje słońce, na Polsacie Roobin Hood a ja muszę jeszcze skrobnąć maila właśnie do Mohiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dobre słowo zawsze mile widziane :-).