W czerwcu...
- pogoda ogólnie była bardzo ładna - ciepło, czasem upalnie, dużo słońca, trochę deszczu
- M. odwiedził nas 2 razy
- Aleksander zaczął wymawiać bardzo dźwięczne "rrrrr"
- Maksymilian skończył 4 miesiące i zaczyna dość świadomie chwytać przedmioty, interesować się zabawkami i jeść co-nieco innego poza moim "cycem" - zaczęłam od słoiczków z gotowymi zupkami i deserkami oraz kaszką - w końcu bowiem do września musi nauczyć się funkcjonować przez 8-9 godzin dziennie beze mnie... Butelkę i smoczek mogę sobie... no, wiadomo co. Smoczek jako taki w ogóle nie jest przez niego uznawany i w tym względzie mam powtórkę z Aleksandra. Jak nie cyc to łyżeczka. Trudno, trzeba zaakceptować wybór dziecięcia i jakoś z tym żyć. Dało się radę z jednym - da się z drugim.
- odwiedziła mnie Luiza (znamy się ogólnie dzięki internetowi, w minionym roku jednak już spotkałyśmy się także w realu :) - w większym gronie, w stolicy). Wizyta była krótka, ale jestem wdzięczna, że Luizka jednak podjęła tę długą do mnie podróż. Przybyła pociągiem z Poznania do Grajewa (8 godzin... ufff!) a następnego dnia zabrałam ją moim graciastym autkiem do Pastorczyka. Stamtąd udała się autobusem do Warszawy skąd ponownie pociągiem do Poznania. Życzyłabym sobie bardzo, aby mieć dla niej więcej czasu, ale jakoś tak... nie dość, że krótko była to jeszcze ja okupiona byłam dziećmi i pomocą przy krowach w Pastorczyku. I nie było świeżego chleba na jej poranne kanapki i moja mama żałowała, że zapomniała dać jej na drogę słoiczka swojskiego miodu a mój ojciec skwitował, że gości z tak daleka nie powinnam zapraszać na tak krótko, bo nawet odpocząć nie zdążą. Bet dopiero po fakcie przyznała, że "nawet nie pogadała z Luizą", ale miała jakieś egzaminy na głowie i kiepski nastrój. Aleksander - po wstępnej nieśmiałości co do Luizy - szybko zaczął pokazywać jej swoje 3 letnie różki i wręcz mnie zmartwił tym, jaki potrafi być niegrzeczny. Popisuje się, wydurnia i zupełnie mnie nie słucha. Bardzo jednak cieszy się z prezentów - książeczek i misia od "Ulizy". Z misiem podróżuje a książeczki czytam mu czasem wręcz kilka razy pod rząd. Słowem - za krótko i za szybko tu byłaś Luizo (dodam, że moja mama wpadła w zachwyt nad Twoim niespotykanym u nas imieniem). Ale tak tu u nas na wsi bywa... Pomimo wszystko - jesteś tu miło zapamiętana :))) i mam nadzieję, że kolejnym razem - jeśli się tutaj trafisz - to na dłużej, w bardziej sprzyjających okolicznościach i będziesz mogła zobaczyć nasz wschód "więcej, szerzej i ciekawiej".
- M. namówił mnie na kupno nowego komputera. Padło na malutkiego netbooka DELL z czewroną, sexi pokrywką. Małe to-to i dziwne nieco, ale przywykam. Ma fonię oraz wizję i to jest najważniejsze, bo możemy teraz rozmawiać i widzieć się z M. na skype :)))).
- w czerwcu rozpoczęłam też pewną procedurę. Dla mnie, dla nas... Ale o tym jak już będzie PO.
Czerwiec minął bezpowrotnie. Nigdy w zasadzie nie przepadałam za tym miesiącem, choć masowo kwitną w nim maki a maki są przeurocze. Tylko, że.... u nas ich tutaj mało mimo wszystko. U nas królują mlecze, ale mlecze w czerwcu to już jedynie dmuchawce-latawce-wiatr a potem to już tylko ich zielone listowie. Nie wiem dlaczego czerwiec to nigdy nie był mój ulubiony miesiąc...
Teraz mamy lipiec - rozpoczął się rzęsistym, całodniowym deszczem i zimnem. I tak jest nadal. I tak ma jeszcze być nawet przez kilka dni - brrrr. 1 lipca byłam z Maksymiliankiem na kontroli i szczepieniu - waży 7.100 i ma 68 cm. Sporawy ten mój maluch. I nadal sympatyczny - uśmiech na buzi do każdego, kto tylko zrobi mu tę przyjemność i na niego spojrzy, ha ha.
Pora na sen. Szybka byłam w tym pisaniu jak światło. Że też w ogóle coś napisałam...? A ciekawe ile z tego, co chciałam napisać - zapomniałam lub nieświadomie pominęłam... ?
AHA - ostatniego dnia czerwca w moim zakorkowanym (TAK he he) Grajewku otworzyli TESCO.
AHA - no i mamy już ogrodzenie tarasu przy domu w Pastorczyku - metalowe w kolorze black.
AHA - no i mamy już ogrodzenie tarasu przy domu w Pastorczyku - metalowe w kolorze black.
Nie ma to jak 3-latki :) Moja jest bardzo niesmiala i musi sie dosyc dlugo przekonywac do ludzi, ale pozniej jest mila, grzeczna i urocza :)
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego nasz Wschod jest taki niedoceniany. Pisalas o deszczu i myslami przenioslam sie na wschod Polski bo tam letni deszcz wydaje sie taki odswiezajacy :)
No i gratuluje Tesco :D
Asiu kochana było super Cie odwiedzić i poznać Twoje kąty!! Ugościłaś mnie elegancko i w ogóle nic sobie nie wypominaj! Następnym razem, bo jestem pewna, że będzie następny, bardziej się zorganizujemy, hehe:) teraz rzeczywiście czasu miałam niewiele:) A Aleksander jest kochany nawet jak broi trochę, zresztą moje zdanie znasz:))) szalenie miło mi było odwiedzić Pastorczyk i bardzo dziękuje za tę możliwość:)))Ucałuj Maksia i Olusia, pozdrów rodziców i siostre:)
OdpowiedzUsuńBuziaki!
Amisho jak tak piszesz to ja czasami nawet czuję, że jestem tam u Was. Bo nie dość, że ujmujesz to fajnie w słowa to jeszcze tak raz ekspresyjnie raz malowniczo, że nie sposób byc obojętnym. Gratulacje dla Aleksandra. Mój kuba coś nie lubi tej literki rrrr ale ćwiczymy i może się uda na koniec wakacji :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz i mądre słowa, twój mąż ma rację na wszystko w życiu jest odpowiednia pora i choćby nam się zdawało inaczej to tak jest. A tym masz rację, jestem radosna.
ja Asiu tez napewno odwiedze Twoje katy , tylko jak dzieci podrosna :) no i bedzie wesolo :))
OdpowiedzUsuń