Słońce, słońce, słońce!
Jak miło, jak przyjemnie, jak widno! Z nieba, wraz ze słońcem spływa radość i optymizm. I nawet już gotowa byłam podskoczyć z tej radości, ale przyszło mi do głowy, że to przecież dzisiaj piątek. A jest takie powiedzenie, że „kto w piątek skacze, ten w niedzielę płacze”. Więc siedzę sobie spokojnie, nie skaczę i trzymam zadowolenie na wodzy. Bo co mi z tego, że dziś nauśmiecham się bez powodu jak głupi do sera (a raczej do słońca), skoro w niedzielę mają czekać na mnie łzy? A kysz! Jednak – pomyślałam sobie – a kto powiedział, że te niedzielne łzy to mają być łzy smutku? Może równie dobrze mogą to być łzy radości? Jakoś jednak nie przewiduję łez radości, bo w ciąży na pewno nie jestem i w lotto na pewno nie wygram (bo nie zagram). A zatem – powściągliwość humoru – wskazana, bo o ile powodów do łez radości jest zwykle jak na lekarstwo, to te do łez smutku często wyrastają jak grzyby po deszczu.
Ale o deszczu ci-cho-sza! Dzisiaj bowiem pakuję swoje chłopaczątka w samochód i jedziemy w jedynym słusznym kierunku na weekend. W końcu Aleksander wyhasa się na dworze, w końcu Maksymilian postawi swoje pierwsze kroki w bucikach na naszej pastorczykowskiej ziemi, w końcu i ja rozprostuję kości na świeżym powietrzu... Nie byliśmy w P. dwa tygodnie. Niby niedługo, ale mam wrażenie, że jednak długo. Teraz, przy wiosennej pogodzie zapewne będziemy jeździć tam co tydzień. Gdybym była sama – czasem chętnie zostałabym na weekend również w domu, ale z chłopakami to raczej grzech siedzieć w czterech ścianach. Owszem, można wyjść na dwór, ale co to za dwór w porównaniu z dworem w P., prawda?
Mam też nadzieję, że na naszym bocianim gnieździe pojawili się już jego mieszkańcy. To gniazdo stało się nieodłącznym punktem na naszym siedlisku. Kiedyś, bociany miały gniazdo na starej, drewnianej stodole u sąsiadów. Potem, opuściły to gniazdo - nie wiedzieć (albo i wiedzieć, o czym dalej) czemu. Z czasem zaczęły krążyć nad naszym podwórkiem, siadać na budynki i radośnie klekotać. Mój ojciec skonstruował więc na naszej stodole specjalne rusztowanie – co by mogły sobie urządzić gniazdo. Ale skrzydlata brać nigdy nie zdecydowała się skorzystać z propozycji ojca – choć posiedzieć na stodole lubiły. I nadal lubią. Na gniazdo zaś upodobały sobie słup energetyczny na naszym polu, tuż za ogrodową siatką blisko domu. Okupywały go tak skutecznie, że osobiście pojechałam kiedyś do Zakładu Energetycznego w Kolnie i przedstawiłam energetykom bociani problem. Za jakiś czas – na słupie zamontowano metalową obręcz, która w mig pokryła się plątaniną gałęzi, gałązek, darni i suchej trawy. Bocianie małżeństwo zbudowało dom i szybko postarało się o dzieci. I od tamtej pory – każdego marca oczekujemy naszych przyjaciół i obserwujemy ich życie aż do odlotu. Widzimy jak poprawiają gniazdo, jak wysiadują jaja, jak lęgną im się małe, jak noszą im jedzenie, jak te maluchy rosną, uczą się fruwać i ...jak opuszczają gniazdo pod koniec sierpnia pozostawiając za sobą pustkę. Bociany są bardzo „ludzkie”. One muszą gnieździć się w pobliżu ludzkich osad. Często siadają na nasze budynki - w tym również na dom, zdarza im się pospacerować po podwórku, nieustannie towarzyszą pracom łąkowo-polowym, krocząc na długich nogach w poszukiwaniu żab, myszy i innych zjadanych przez nich żyjątek.
Osobliwością bocianów bywa np. to, że jeśli wykluje im się ilość maluchów, której nie są w stanie wykarmić (np. w suche lata) – potrafią wykopać z gniazda najsłabszego osobnika - na pastwę losu równemu śmierci. Cóż, naturalna selekcja znana z zachowań również innych zwierząt. Podejrzewaliśmy taki proceder w ubiegłym roku, ale okazało się, że rodzina nie popełniła jednak honorowego zabójstwa i w pełnej krasie wychowała się czwórka młodych dziubasków. Bociany klekoczą przeginając szyje niemal na plecy, a wieczorami wydają inne, jakby szeptająco-gwiżdżące dźwięki. Podziwiamy je za trwanie na wysokim gnieździe w deszcze, wichury i nieznośne upały. A kiedy upały są rzeczywiście nie do zniesienia – rodzice rozkładają skrzydła i chronią maluchy przed słońcem. Bardzo też lubię, kiedy bociany przelatują nisko nad podwórkiem a naiwne psy mają nadzieję, że uda im się je złapać :). Zawsze też marzyłam o czymś, co się nie zdarza - zobaczyć bociana na drzewie. Byłby to widok bezcenny ;). Dodam też, że kiedy chcemy upewnić się co w gnieździe piszczy - musimy wejść na poddasze domu, a stamtąd schodkami wspiąć się na dach. Inaczej - nie ma szans zapuścić... żurawia ku bocianom :).
I na koniec - jeśli już tyle o bocianach mowy – skoro to takie rodzinne ptaki, które żyją obok ludzi – nie dziwi, że kojarzymy je z przynoszeniem dzieci. Mało tego – kiedy zamieszkały u nas – w naszej rodzinie rzeczywiście „posypały” się dzieci (braci, moje, teraz też siostry...). Opuściły zaś domostwo sąsiadów – i małżeństwo, które tam gospodaruje – niestety – nie doczekało się potomstwa...
I jak tu nie wierzyć w... bociany?
Droga Amisho.
OdpowiedzUsuńPiękny tekst, napisany "od serca", a ponadto na czasie - aktualny.
Tylko Ci pozazdrościć (w dobrym tego słowa znaczeniu), że żyjesz ze swoją Rodziną w cudnym środowisku. Niestety są to już nieliczne enklawy - oazy spokoju i czystego środowiska.
A bociany. O nich można rozprawiać godzinami.
Co jakiś czas, jadę rowerem trasę, którą nazwałem od siebie - "Szlakiem bocianich gniazd". Obowiązkowo na wiosnę, kiedy boćki przylatują. Później, kiedy rodzice uczą "pilotażu" swoje maleństwa i jesienią, kiedy opuszczają gniazda i z młodzieżą odlatują. jest to najbardziej smutny moment, a jednocześnie rodzi się w sercach nadzieja, że za kilka miesięcy ponownie wrócą. To jest piękny przykład cykliczności życia.
O ile dobrze pamiętam, to w ubiegłym roku pisałem posta na temat bocianów. Zamieściłem wówczas kilka zdjęć z "bocianiego szlaku.
Pozdrawiam Ciebie, Twoją Rodzinę i życzę miłego wypoczynku. : )))))))
Edwardzie, dziękuję za odwiedzinki u mnie:). Tak, bociany to szczególny - bo realnie nam bliski - rodzaj ptaka. Przepadam za nimi. W wolnej chwili poszukam u Ciebie postu o bocianach. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDroga Amisho.
UsuńPrzed chwilą "pogrzebałem" na swoim blogu i...
Post, o którym wspominam wyżej, pochodzi z 7 sierpnia 2011 roku i nosi tytuł PO REMANENCIE.
Pozdrawiam serdecznie. : )))
O rany Amishko.
OdpowiedzUsuńJa dzisiaj od rana miałam taką energię i tyle radości w sobie, że skakać mi się chciało :) nie wiem skąd we mnie taki nastrój dzisiaj. I wiesz co sobie pomyślałam? Właśnie to stare przysłowie mi się przypomniało, moja babcia tak mówiła :)
A co do bocianków - mówiono kiedyś, że w tym domu, w którym bociany osiadają, żyją szczęśliwi ludzie...
Kiedyś jedna taka lotna para próbowała na naszym słupie się osiedlić, ale ciężko im było gniazdko uwić, a nasz zakład energetyczny nie był zainteresowany ich losem :( dzwoniłam do nich ja i rodzice dzwonili, ale nie chcieli nic dla nich zrobić i za kilka dni się wyniosły. Szkoda, bo bardzo lubię bociany. Budzą we mnie optymizm :)
Lilijko, energetycy powinni się tym zająć. U nas nie ma problemu. Jakieś energetyczne wampiry tam u was kurde mol!
UsuńWspaniałego weekendu dla Was:-)!
OdpowiedzUsuńByło nieźle Ago :)
UsuńW tym momencie wypada mi polecić Żywkowo - bocianią wieś. Podobno najlepiej pojechać tam w maju, kiedy już wyklują się młode.
OdpowiedzUsuńNo tak Zosiu, słyszałam o Żywkowie, ale na razie ostanę się przy naszym własnym gniazdku, bo nijak żadne podróże mi się nie szykują :). U nas w takiej pobliskiej wsi Janowo też tych gniazd, że ho ho. A moja wieś to tylko 2 kominy ;).
UsuńNie ma to jak wiosna na polach i łąkach. Ta miastowa taka jest skromna, zawstydzona wygląda zza parkanów, krawężników i murków.
OdpowiedzUsuńNo i w miastach nie ma bocianów...
Spokojnego, sielsko-wiejskiego weekendu w Pastorczyku Wam życzę!
Ewo, wróciliśmy, bociany zrobiły nas w trąbę, bo zamiast nich są jedynie żurawie ;). Ale na pewno lada dzień nadlecą. Wiosna na wsi i w mieście to 2 inne światy, fakt, ale wszędzie jest piękna!
UsuńZawsze gdy czytam twoje wpisy o Pastorczyku czuję się jakbym czytała o swoim domu. Znam te klimaty, wieś, pola, żniwa, gonitwa bo sadzie i inne przyjemności. Wszystko co dobre, całe moje dzieciństwo to właśnie domy moich dziadków na wsi. Do tej pory uwielbiam zabrać dzieciaki mojego rodzeństwa do wujka na wieś i patrzeć na ich umorusane, a zarazem bardzo zadowolone gęby :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i bardzo udanego weekendu życzę:)
Żółwinko, bardzo mi miło, że moje ględzenie o P. wzbudza Twoje dobre myśli i wiejskie wspomnienia :))))
UsuńBociany... piekne ptaki i tak bardzo przypominaja Polske... Moja Mama mowila, ze dzieci znajduje sie w... kapuscie!
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Judith
Judith - w kapuście też. Ale chyba to właśnie bociany je tam zrzucają ;.
UsuńNo oczywiście, że to bociany dzieci przynoszą. A niby skąd się biorą? :)
OdpowiedzUsuńPięknie takie gniazdo na własnym podwórku mieć. (albo prawie własnym) Miałam kiedyś pracę magisterską robić na bocianach. Zaglądać im do gniazd, obrączkować i czekać czy przylecą w następnych latach. Niestety projekt nie przeszedł w danym roku a potem zmieniłam studia i nic z tego nie wyszło.
Devinette, nooo, fajny miałaś projekt. Mam nadzieję, że po ślubie - bociany szybko zakołują nad Tobą i Twoim R. - czego życzę!
UsuńMnie też się od razu skojarzyło, że bociany nie tylko dzieci przynoszą, ale również szczęście domostwu, w którym się osiedlą.
OdpowiedzUsuńMy mamy jedno gniazdo bocianie, do którego podchodzimy zawsze z dużym sentymentem. Kiedy staraliśmy się o Gutka i nam nie wychodziło przez dłuższy czas to zdarzyło się, że M zatrzymał samochód właśnie przy tym gnieździe, wysiadł z auta i nakrzyczał bocianowi, że ma mu przynieść zawiniątko bo inaczej mu dziób skuje.
Dwa tygodnie później dowiedziałam się, że jestem w ciąży :)
Od tego czasu, zawsze machamy naszym bocianom, kiedy je mijamy :]
Czyli u Was, Mysko - wszystko tradycyjnie - Gutka przyniosły bociany. No, bo już myślałam.... ;)
UsuńMieszkając w dużym mieście o widoku bocianów na co dzień można zapomnieć. Tzreba wycieczki edukacyjne robić :-p Ale za to mam na balkonie co roku gniazdo gołębi! Widziałam już gołebicę i dwa jajka więc młode będą.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i udanego tygodnia życzę.
Verita zwana Kobiecą Torebką
Gołębie i u nas są Verito. Aż ich za dużo. Panoszą się w krowiej oborze jak jakie boże krówki ha ha. Czekam na post u Ciebie o wyklutych pisklakach na balkonie ! Aha , lepiej nie dotykać jaj - czasem ptaki mogą je porzucić jak wyczują, że ktoś zaglądał... Fajny masz nick :)
UsuńFajnie mieć takie bocianie gniazdo w okolicy. U nas nie ma żadnego, niestety. Ale, o dziwo, mimo że mieszkam jakieś 10 minut drogi od centrum miasta, to rano bardzo głośno słychać śpiew ptaków - to bardzo optymistycznie nastraja... :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że fotki z jarmarku Ci się podobają... :D Ta Pani z jednego ze zdjęć chroniła się przed słońcem, nie przed nami... ;) Było potwornie słonecznie, tak, że aż oślepiało, a ona siedziała z brzegu i najbardziej jej dogrzewało. Nawet miałam to wyjaśnić w tekście, żeby nie było, że uciekała przed zdjęciem, ale uznałam, że to mało ważne i zostawiłam bez komentarza. Może go jednak dopiszę...? ;)
No tak, bocian w centrum miasta miejsca nie zagrzeje, fakt, ale inne ptaki doskonale sobie radzą - ważne, by były i ćwierkały :)
UsuńW sumie większość ludzi bardzo chętnie nam pozowała, nawet się uśmiechali do zdjęć, a jeden Pan to chyba do trzech fotek nam zapozował, bo koniecznie chciał, by choć jedna dobrze wyszła... :)
OdpowiedzUsuńPS. Mam przyjemność Cię poinformować, że przez przypadek zostałaś autorką komentarza nr 600 w naszym blogu! :D
Może zagraj w totka dzisiaj! Przy takim szczęściu możesz trafić szóstkę... :D
OdpowiedzUsuńEch Amishko.. u Ciebie na blogu zawsze słońce :) wiesz? nawet jak czasem narzekasz (ale tylko czasem) to i tak jest to narzekanie ciepłe.. strasznie się cieszę, że są takie osoby jak Ty! :)
OdpowiedzUsuńprzesyłam nadmiar słońca od siebie (dziś znowu niebo bezchmurne..)
Pomimo, że u nas dziś też dużo słońca - te od Ciebie zgarniam łapami jak zachłannik jaki ;).
UsuńHmmm, wiesz The Road - czasem chciałabym na tym blogu pokazać również jakieś swoje smutki, nerwy, czarne dziury, krew i łzy - ale nijak , cholerka nie mogę. O ile lubowałam się w takim pisaniu jako żółtodziób, o tyle na stare lata nie umiem publicznie lać łez. A może nie muszę? Nie wiem. Zawsze jakoś tak samo mi się wszystko pisze i zwykle wychodzi na to, że mam wieczną wiosnę w sercu i na blogu. Nie do końca to prawda, ale z drugiej strony - bardzo się cieszę, że są osoby - jak Ty i inne, którym pod moim żywotnikiem jest ciepło :).
Skoro słońca masz dużo - posyłam piórko bociana ;).