Prawie cały czas przez nasz dom przewala się
bajzel, ale bajzel jaki ja osobiście mam we własnej szafie woła już o pomstę do
nieba. Nie dość, że na froncie nadal leżą letnie bluzki, koszulki na
ramiączkach i inne cienkie bławaty, to na domiar złego wszystko to jest
zrolowane i pomemłane tak, że codziennie rano stojąc przed szafą sama doznaję
rolowania zmysłów. Nie dość, że i tak – jak zwykle – nie mam się w co oblec to
jeszcze niczego adekwatnego do pory roku nie mogę znaleźć. Przewalam więc w tej
swojej szmaciarni w pośpiechu i czynię coraz to większy i większy bajzel.
Dzisiaj rano dostąpiłam chyba apogeum szaleństwa poszukiwań czegokolwiek, co
nadawałoby się do ubrania. W najgorszym lumpeksie ubrania mają więcej
poszanowania niż u mnie. Wiem. Nie ma się czym chwalić. Sama sobie się dziwię,
że mam w tej szafie tak jak mam, bo przecież bałagan niezmiernie mnie razi!
No,
ale to tak.
Zamierzam przeładować i uporządkować półki już od nastania porannych chłodów. Jednak wystarczy, że o tym
pomyślę i już, już mam otwierać podwoje szafy i przywracać w niej ład a tu
licho się budzi i krzyczy nie, nie, nie! Dobrze mi się śpi w tym barłogu
Amisho, nie układaj, nie przekładaj, jest git! No i weź tu człowieku... Dodatkowo, jestem nie tylko pod złym
wrażeniem własnego bałaganiarstwa w szafie ale też pod wrażeniem samej jej
zawartości. Nie kupuję ciuchów masowo, nie wydaję na nie zbyt wiele kasy, nie
jestem przesadną strojnisią-modnisią. Skąd więc tyle w niej rozmaitości? I co
ja u diabła mam za gust, skoro co najmniej 80 % z nich nie nadaje się do
użytku? Albo za duże, albo za małe (przytyłam, w praniu się „zeszło”?) albo
stare i niemodne, albo znudzone, albo jedno nie pasuje do drugiego a drugiemu
nie po drodze z trzecim... A najgorsze jest to, że wszystkie te łachy
najbardziej złośliwe są właśnie z rana, kiedy wybieram się do roboty. No nie
chodziłby człowiek ciągle w tych samych spodniach i bluzce, ale jak zacznie
eksperymentować pod tą poranną presją czasu to w efekcie najczęściej i tak
zakłada sprawdzony zestaw, w skład którego wchodzą na okrągło ciągle i te same
sztuki. Czy ja nie umiem robić ciuchowych zakupów, czy to moda za szybko się
zmienia czy moje upodobania... Nie wiem, ale wszystko i tak sprowadza się do
tego, że mam pełną szafę i jednocześnie nie mam się w co przyodziać... Czyli co
– zakupy? Po to, by nakłaść do szafy a za jakiś czas znów na nią złorzeczyć, że
pełna ilościowo a pusta jakościowo... Bo prędzej czy później każdy – nawet najlepszy
zakup – okaże się przeterminowany.
Chciałabym w tym momencie pozazdrościć facetom, że są facetami i nie mają takich bzdetnych problemów, ale w dzisiejszych czasach to niestety nawet faceci bywają jak baby. A choćby mój własny syn Aleksander (o czym napomknęłam w przedostatnim poście). Szafka z ubraniami pełna a on co rano - wzorem mamusi - ma niebywały problem ze strojem. Spośród 10 bluzek podoba mu się zaledwie jedna. Spośród 10 par skarpetek pasują mu tylko dwie - z wizerunkiem jego ulubionych ostatnio bohaterów - niejakich Gormitów. Jeszcze niedawno nie miałam z nich takich problemów, teraz zaczynają mnie przerastać, bo kto to słyszał, żeby 4-ro i pół latek przed wyjściem do przedszkola skamlał do matki jak żona do męża, że nie ma co na siebie włożyć!
Czyli co - zakupy chłopięce również... I to koniecznie w ścisłej konsultacji z samym zainteresowanym. Do tej pory Olu głównie bazował na garderobie z tak zwanych "zrzutów" od rodziny i znajomych. Rzadko mu coś kupowałam gdyż darowanych ubrań zawsze było sporo, ale ostatnio i darowizny się skończyły i z tego co w Olkowej szafce wyrasta ci on tak gabarytowo jak i gustowo.
Hmmm, ostatnio piszę jedynie o wydatkach i potrzebach głównie materialnych. W wielu przypadkach moje pisanie o tym na samym pisaniu się kończy, bo choćby takiej bransoletki do wieszania charmsów jeszcze nie kupiłam i rychło się nie zanosi a ekspres do kawy przesunięty do realizacji co najmniej na listopad - ale co tam... Jak sobie człek tak popisze to jakby już jedną nogą był w sklepie i jakby już, już niemal kupił... A że jeszcze nie kupił to co? Zakupy nie zając, nie uciekną. Gorzej z kasą, bo ona - cholera - ucieka nawet jak jej nie ma... ;-).
Swoją drogą - zauważyłam, że sporo z nas pisze teraz o ciuchach i szafach. Tym samym lżej mi na duszy, bo dusza osamotniona w problemie nie czuje się tak dobrze jak świadoma przynależności do jej podobnych :-).
:D Najgorsze są "przydasie" bo a nuż schudnę??? mam takie bjuti portki w które za cholerę się nie wcisnę, ale leżą... Ale w sumie jeszcze poranna zmora - bosszz czemu to TAKIE POMIĘTE?? Nie mam czasu rano na prasowanie a wieczorem cóż - nie chce mi się :D no i te co trzeba uprasować są z reguły używane DUŻO rzadziej ;) Julce też przerzuciłam szafę żeby wrzucić te większe a wyrzucić mniejsze - jeszcze rajtuzki są do przejrzenia, bo nogi jej rosną jakoś najszybciej :D Też bym tak chciała :D Co roku to samo wiosną na letnie, jesienią na zimowe ;) sortuj i upychaj :D powodzenia!!
OdpowiedzUsuńDziekuje Bogu, ze szafiane problemy zadko mnie dotycza, mozliwe ze czesciowo przez przeprowadzke i ograniczont bagaz. aczkolwiek sama cierpie na checi podzerzenia jesiennej garderoby. ach byc kobieta byc kobieta
OdpowiedzUsuńAmishko Kochana, chyba my wszystkie tak mamy, że mimo pękających szaf, ubrać się nie mamy w co :)
OdpowiedzUsuńTaki już nasz los ;p
Z ubraniami dla chłopaków mam tak samo. Z Młodym gorzej od dłuższego czasu, bo już sam wybiera i marudny jest przy tym. Mały z kolei też na "zrzutach" do tej pory chowany, które niestety się skończyły i przed szkołą mocną puchą z szafek wiało. Na szczęście troszke nadgoniłam miesiąc temu, ale przydałoby się jeszcze...
Lubię te poranki, kiedy ubranie uprasowane, ułożone czeka na nałożenie. Ale to wymaga zaciśnięcia pośladków wieczorem, a z tym niestety gorzej :(
Buzia :*
Kochana, łachów na lato mam pełno:) Niestety na te chłodniejsze dni już dużo mniej. Co roku mam z tym problem, bo sweterki szybciej się niszczą, mechacą i robią brzydkie. A, że jestem ciepłolub to zakładam je często, sama koszula to o tej porze to już dla mnie za mało. Marzy mi się parę ciuszków, ale wiem, że nie dam rady w tym miesiącu, w następnym także, więc aby do wiosny:)
OdpowiedzUsuńo to,to, mam ten sam problem. Ciuchy w różnych rozmiarach, za małe , za duże, a na teraz niemodne, no i ja do tego mam jeszcze pogniecione. Nigdy mi sie nie chce swoich prasować i robie to na ostatnią chwile, z rana przed robotą. Latam z żelazkiem jęcząc, ze nie mam sie w co ubrać, jakbym miała naście lat. Co obejrzę na tvnie program o sprzataniu postanawiam się poprawić, ale jakoś...nie udaje mi się, może w ten weekend:)
OdpowiedzUsuńKiedy miałam małe dzieci starałam się każde pranie uprasować przed włożeniem do szafy. Ale teraz stwierdzam, że nie ma sensu, bo reszta rodziny i tak to zmechaci i zroluje, szkoda mojego trudu. Więc chowam po zakamarkach gdzie się da... Najgorzej kiedy robię imprezkę - trzeba kolanami upychać...aby jako tako w domu wyglądało i z szafy nie wypadało...
OdpowiedzUsuńA do pracy i tak sprawdzony zestaw najłatwiej założyć....
Może w tym tygodniu coś poukładam...
Ja o ciuchach i szafach nie piszę i nie napiszę, bo... po co się powtarzać? Mam dokładnie te same problemy, zwłaszcza rano. No, może pomijając wątek kilkulatka, bo dzieci nie mam, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo ;)
OdpowiedzUsuńWitaj Amisho:) O, o właśnie nazwałaś głośno to, co mi się od ostatnich 2 tygodni snuje po głowie. Witaj w klubie upychaczy;)
OdpowiedzUsuńhahahah usmiałam się czytając ten wpis :) mój ma trzy lata i też robi problemy, tej nie lubi bluzy, te majki go uwierają, on nie chce kurtki tylko kamizelkę itp :) a mnie cholera bierze normalnie każdego ranka :) ja też pisałam o ciuchach i szafie i tez jakoś mi się lepiej zrobiło :)
OdpowiedzUsuńAmishko, to ja pozwolisz że wpadnę do Ciebie i zrobię Ci porządek w szafach? Uwielbiam to :)
OdpowiedzUsuńA już obce szafy... nie znudzone jeszcze, takie co to człowiek obiektywnie patrzy na łaszki, a nie z sentymentem... ech marzenie dla mnie :)
Poza tym wiesz, że ja lumpeksiara jestem :]
Amishko - zatkało mnie po prostu!!
OdpowiedzUsuńJa bym mogła skopiować ten post i wkleić u siebie..nic dodać nic ująć (no może jedynie płeć małej marudy).. pociesz się nie jesteś sama! Wspieramy Cię wszystkie!:)
Ja odkładam Mega porządki do wyjazdu mamy-mam zamiar zrobić czystkę wszędzie..boję się tylko że to licho mi też wyskoczy :( na wszelki wypadek rozpowiedziałam wszystkim że wkrótce będzie w domu wojna z bałaganem i że mają mnie wspierać choćby duchowo.. pożyjemy,zobaczymy :)
myska - oj bardzo przydałaby mi się osoba z obiektywnym spojrzeniem na ciuchy,mogę nawet zapłacić! :D
Chyba mamy ten sam problem , z szafy ciuchy same wychodzą, a ja na okrągło w jednym i tym samym ;). A co do dzieci, poczekaj aż będziesz mieć nastolatka w domu - ten to dopiero wybrzydza ;D
OdpowiedzUsuńU nie jest dokładnie to samo w szafach, a to co juz nie mieści sie w szafach leży na pianinie, albo ciagle zapakowane w torby podróżne z wakacji! Ronny pyta mnie, kiedy się rozpakuję, czy może mam zamiar jechać gdzieś na wakacje w ciepłe rejony świata. Dodam, że najświeższe zakupy ciuchowe wożę w samochodzie w bagażniku (dlatego moj samochód to kombi), bo wiem że w domu nie ma już miejsca na nie. Czasami bladym świtem wyskakiwalam tylko w koszuli nocnej do samochodu zaparkowanego na podjeździe, by wyciągnąć z niego czyste i chyba jeszcze modne ciuchy. Głownie chodze ubrana w te same ciuchy, bo tych innych, poutykanych po szafach najnormalniej w świecie nie mogę rano ich zlokalizować. Pozdrawiam i łączę się w siostrzanym uścisku!:)
OdpowiedzUsuńBo najstraszniejsze koszmarowe potwory kryją się w szafach!
OdpowiedzUsuńTaki np. "Przydasię Jak Schudnę/Utyję" oraz "jak Ja To Kiedyś Lubiłam", miło czytać, że nie tylko u mnie w szafie się gnieżdzą.
Facet nieletni odkąd sam sobie wybiera ubrania nie ma już problemu z garderobą (co najwyżej maleńki dylemat czy auto czy potwór ma być na ciuchach). Starszego kontroluję na bieżąco.
Przegląd robimy co pół roku-pretekstem jest wynajmowane mieszkanie i życie na walizkach.
Prawdę powiedziawszy większym koszmarem niż ciuchy są mężowskie "zabawki";)