piątek, 12 marca 2010

W marcu jak w garncu

Zaiste dookoła jak w diabelskim garze. Włączony Tv obok mnie, metr dalej Aleksander przewala skarby ze skarbonki aż powały trzeszczą od brzęku, nieco pod innym kątem pokoju - mój pan mąż rozwalił na cały głos bolly film. Nie wiem gdzie mam się podziać by zaznać chwili spokoju, ciszy i ukojenia fizyczno-duchowego. Boli mnie brzuch, zżarłam więc 3 sztuki Ibupromu. Mam dość całego tygodnia w robocie, gotowania obiadów, kurzu w kątach, zatkanego zlewu, zimy, mojej własnej senności, koloru włosów, który jaki by nie był to i tak mi się nie podoba i..... ech, szkoda gadać... Chyba mam dość wszystkiego, czego się tylko da.

W Tv na TVN leci TESTOSTERON. Głupowata komedia męska. Tyle mam z nią wspólnego, że sama jestem jak ten testosteron. Agresywna, beznadziejna i niewytłumaczalna.

Aleksander nie spał w ciągu dnia. Od 8 rano jest na energicznym chodzie i ani myśli iść spać. Nadal liczy posiadłości zdeponowane w skarbonce przy czym co chwila robi sejf z własnej gęby. Jak połknie 2 złote - jego strata. Jego finansowa ale nerwowa oczywiście MOJA. Próby odebrania skarbca owocują wrzaskiem. Wrzask roznosi się jak zaraza po całym bloku. Takie to niepozorne, chude i niewielkie a taką parę ma w gębie, że czasem zastanawiam się jak to w ogóle możliwe. Uszy więdną, włosy się jeżą a nerwy ostrzą bez osełki. 

Starszyzna plemienna zapatrzona w ekran laptopa. Postać w czerwonym swetrze utopiona w fotelu, nogi na krześle, laptop na kolanach i wizja przed oczyma. Coś tam indi lub hindi - wnioskuję z dobiegających dźwięków muzycznych. Nie da się ich pomylić z innymi ;-).

Chciałabym aby obaj poszli już spać a mnie dali jeden jedyny wieczór na zmarnowanie po mojemu - internet, muzyka przez słuchawki i nic więcej. Egoizm nie jest cechą wzniosłą ale chyba jednak wpisany w naturę nawet największego samarytanina życiowego. 

Poza tym chcę wiosny. Słońca, ciepła i zieleni. Nienawidzę już tych wszelkich kurt, rękawic, golfów i kozaków. Ileż można???

Niebawem dobije 21-wsza. Że guru Singh nie śpi to jeszcze normalne ale Oleander? Nadal rześki. Przesypał skarbiec z pudełka po sałatce na pakę ciężarówki. Myślę, że na tym się nie zakończy i zanim on obmyśli kolejną przygodę z "mani" (tak nazywa forsę - wzięte z monay) matka już się wykolei psychofizycznie. Z drugiej strony jednak - czemu mam się poddać? Ostatecznie jutro nie idę do roboty. A to zmienia postać wielu rzeczy...

W marcu jak w garncu - nie ma co... Przysłowia się sprawdzają. Różnorodność zdarzeń i emocji oraz uczuć, odczuć i innych inności. Więc może ja ... marcuję tak w ogóle ??? ;-)

PS. Jeden odpadł. Przyszedł do mnie z maślanym wzrokiem i po chwili miłości, przytulania i bujania umknął w poduchy. Z drugim chyba będzie trudniej. Projekcja bolly w pełni. Lubię takowe i owszem - od czasu do czasu bo ich oglądanie czasu właśnie potrzebuje. Jednakże dzisiaj  akurat marzę o aureoli samotności i spokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).