Wstałam o 5.35. Pięć minut przed budzikiem. Wypełzając z łóżka, generalnie byłam nadal senna ale paradoksalnie podszyta bezsennością. Jakoś nie mogę spać mimo chęci. W naszej małej sypialni zamontowałam ceglaste rolety, żeby poranne słońce nie strzelało nam promieniami prosto w oczy już po 3 rano. Sypialenka jest teraz po wschodniej stronie mieszkania i letnią porą już w środku nocy świta tam dzień. Jednak mimo rolet i uroczemu klimatowi jaki nadają, spanie nie wychodzi mi najlepiej. Trapią mnie najrozmaitsze myśli, które nijak nie pozwalają spokojnie bujać w sennych obłokach. Ostatnio zaczęłam nawet łykać na noc jakieś beznadziejne, ziołowe tabletki na uspokojenie. Małe pudełeczko tego specyfiku kosztuje około 3-4 zł. Za zadanie ma łagodzić lekkie stany napięcia emocjonalnego i stresu a zażyte na noc pomóc zasnąć. Już sama cena i skład leku nie sugerują wymiernych efektów ale kupiłam i łykam z nadzieją, że może chociaż podziała to na moją podświadomość. Guzik. Na mnie to nie działa W OGÓLE. Mam jakiś mocny łep czy ki diabeł? Myślę, że dokończę pudełeczko i dam się na spokój. Żadnych innych, mocniejszych specyfików jednak nie planuję bo nie zamierzam się narkotyzować bez uzasadnionej ważnymi powodami potrzeby ;-). Mam nadzieję, że moje wątłe ciałko jakoś samo będzie walczyło z niemocą jaka je nachodzi. Aleksander jeszcze śpi. Wczoraj zasnął około 20.30 i całkiem grzecznie spał calutką noc. Od czasu do czasu zamarudził i setki razy zmieniał swoje położenie. Mały wędrowiec. Ot, i knycha. Obudzone dziecię. Zaraz przyczłapie do mnie ze swoim zębatym, szczerym uśmieszkiem. Moja drobna ryba. Idę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dobre słowo zawsze mile widziane :-).