środa, 27 maja 2009

Radzę sobie nieźle

Jednak nie jestem taka krucha i słaba jak mi się zawsze wydaje, że jestem. Poddając analizie swoje życiowe poczynania powinnam poklepać się po garbie i powiedzieć - nie jest tak źle, Mała. Na przekór wszystkiemu radzisz sobie. Radzisz sobie nawet wtedy, kiedy wydaje ci się, że właśnie teraz to już totalny klops, klapa, koniec, dno, amba, katastrofa, masakra czy inna cholera, która przygniata cię bezwzględnie do ziemi jak się czasem przygniata buciorem robaka. Taki robaczek zwykle jednak już nie uchodzi z życiem. Ja natomiast, mimo przygniotu jakoś ciągle się dźwigam. Może to dlatego, że przygniatające mnie buciory życia nadal nie są wystarczająco ciężkie by mnie pogromić na amen? Ostatecznie przecież nie spadają na mnie plagi egipskie a to co mnie dotyka to może tylko muśnięcia bożej ręki? Uzmysławiając sobie, ile to ludzi ma znacznie gorzej niż ja - powinnam siedzieć cicho i nie skomleć. Cóż jednak, człowiek ulepiony został jako jednostka i jako jednostka przeżywa świat. A więc radzę sobie. M. w Indiach, ja z Aleksandrem w G. Odległość między nami niebagatelna. To, co wydawało mi się nie do zniesienia - a zatem domowa pustka i cisza po wyjeździe M. - już sobie oswoiłam. Już jest dobrze. Już znośnie. Piszemy do siebie smsy, ja piszę również e-maile a on sporadycznie bo nie ma łatwego dostępu do internetu. W domu jego rodziców oczywiście nie ma łącza. Kilka dni temu wybrał się więc do kafejki internetowej. Napisał krótko złorzecząc przy tym, że komputer jest przedpotopowy a prędkość internetu zahacza o żółwia. Ogólnie jest dość zabiegany, ma nieciekawą sytuację w domu, cała rodzina zachwycała się zdjęciami Aleksandra, tęskni za nami i postara się wszystko tak zorganizować, by wrócić do nas jak najszybciej. Ciągle też narzeka na panujący upał. Wczoraj natomiast jasno i wyraźnie napisał w smsie, że nie podoba mu się tam i już liczy dni do czasu, kiedy znowu będzie z nami. Dobry znak, ha ha ha. Cieszę się, że tęskni i myślami jest właśnie tutaj. Dobry tatuś, dobry mąż. W najbliższym czasie wybiera się do Bombaju. Opiekunka Kasia radzi sobie z Olkiem. Na pewno nie wykarmi go tak, że w tydzień urośnie ze 20 % (:-------- , ale ważne, że mały ma opiekę i wita mnie uśmiechem, kiedy wracam z tułaczki do pracy. Popołudnia mamy zarezerwowane dla siebie. Zwykle robimy wózkowy wypad na miasto po drobne zakupy, totolotka czy pocztę. Potem już domowe pielesze - zupka, czasem pranie, serial, kąpiel i usypianie. A kiedy Olu już śpi, matka ma chwilę dla siebie. Trochę internetuje, grzebie w papierach i czyta. Wczoraj zaczęłam czytać Stary Testament. Ale o nim .... następny wpis bo wymaga chwili więcej uwagi i poświęcenia.

2 komentarze:

  1. Co z tym Starym Testamentem?;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Misiu, spoczęło na niczym... ;). Obiecałam sama sobie, że napiszę a przeszło bez echa...

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).