... Mama "przypomina" mi się w najmniej oczekiwanych momentach. Siedzę nad laptopem i papierami w pracy a tu nagle CIACH! Mama. Ni stąd ni zowąd. W jednej sekundzie oczy nabierają mi łzami i koniec roboty. Natychmiast muszę wyjść do łazienki, bo przecież nie będę radziła sobie z tymi emocjami "publicznie".
Tak, Mama mi się "przypomina", bo z całą pewnością nie mogę powiedzieć, że myślę o niej notorycznie. Nie chcę i nie mogę sobie pozwolić na życie Jej śmiercią, bo zapewne ona pierwsza - odwołując się do tytułu mojego poprzedniego posta - wzięłaby za to na mnie wspomnianego kija.
Ale jednak - bywają takie właśnie chwile, że w gardle ściska, w oczach szczypie i w sercu kłuje. Bywa, że powoduje to jakiś konkretny bodziec a bywa, że żaden szczególny. Jak napisałam - ciach i łza. Trach i bezdech. Bo tak naprawdę to jest tak, że choć nie myślę o Mamie non stop, to myśli o Niej mieszkają we mnie na stałe. Czasami tylko wychodzą na spacer. A kiedy wracają, zgrzytają kluczem w zamku, trzaskają drzwiami i powodują we mnie przeciąg. I właśnie wtedy mi źle.
Mama często mi się śni. Dobrze. Normalnie. Czasami sny są dziwne i niedorzeczna, ale przecież nikt od nich nie oczekuję, że będą jak jawa.
Ciągle jeszcze wiele rzeczy musimy po Niej uporządkować. Pozostawiła po sobie mnóstwo przedmiotów. Przydatnych i zbytecznych. Mnóstwo rzeczy osobistych. Ciężko się z tym wszystkim "rozprawić" a obie z Bet nie chcemy, by rozprawiał się z tym nikt inny poza nami. Nikt się co prawda do tego nie pali, ale też nie chciałabym dopuścić do sytuacji, że ktoś byłby zmuszony.
Dom w P. nie jest już tym, czym był. Nie ma tam gospodyni. Nie ma tam elementu łączącego. Nie wiem też jaki go czeka los. Póki co jeżdżę tam i jeździć pewnie będę, ale już nikt i nic nie wróci tego miejsca na tor, którym podążał PRZED.
Nie chce mi się Świąt w tym domu, nie chce mi się w niego wkładać serca. Ale kochają go moje dzieci. To dla nich muszę się przełamywać. Dla nich muszę tam ubrać choinkę, sprawić by poczuły świąteczną atmosferę, by były pomiędzy osobami, które stanowią dla nich rodzinę. Cóż, mój egoizm (jednak nie ze mnie samej wynikający) nie może być tu gorejącą gwiazdą betlejemską... I nie będzie. Muszę się postarać. Również dla Bet i Tomaszka.
Olu powiedział do mnie ostatnio: "Wiesz Mamo, chciałbym się teraz przytulić do Babci...". Normalnie jakby mnie walnęła bomba rozpaczy. I jak tu nie chadzać po kryjomu do łazienki w robocie - kiedy to człowiek ni z gruchy ni z pietruchy przypomni sobie taką scenę... Wrażliwość Olka czasem mnie powala. Jest wyjątkowa - pomimo tego, że chłopaczę uwielbia "walczyć" i jest na etapie fascynacji Gormitami, Ben Tenem i Power Rangers'ami czyli bohaterami według matki mało wrażliwymi. ("Ale oni zawsze walczą ze złem!" - Mamo! Taaa...).
Więc jak tu nie urządzić Świąt w domu, który ciągle dla chłopaków jest domem Babci... Bo my ciągle jeździmy "do Babci". Nie do Dziadka, nie do Bet, nie na Pastorczyk, nie na wieś, nie na weekend. Zawsze "do Babci". Taki serdeczny myślowy skrót.
A tak w ogóle, to bardzo chciałabym, aby ten rok już się skończył. Rodzinnie jest dla nas zdecydowanie najgorszy. Nie tylko z uwagi na Mamę, choć Ona oczywiście przebiła wszystko. Z uwagi na innych też.
2013-sty! - masz jeszcze 28 dni. Zabieraj je szybko w swoją przeszłość i daj szansę lepszym. Please!
Amisha, to wszystko bardzo normalne - przecież to tak niedawno Twoja Mama odeszła- to za mało czasu by się z tym "oswoić", by nie doznawać nagle ataku rozpaczy. Czas jednak leczy wszystkie rany , choć smutek pozostaje, to ból z czasem zmaleje. Z czasem pokochasz Pastorczyk na nowo, nieco inaczej, ale już bez takiego bólu gdy tam będziesz.
OdpowiedzUsuńPrzytulam;)
Kochana Anabell - jak zawsze łaska, wyrozumiała i ciepła dla mnie. Dziękuję. Pastorczyk zaś to nie tylko problem braku Mamy. Jakoś tam ogólnie nie dzieje się tak jak trzeba. Ale to są sprawy zaszłe, osobiste, pozablogowe... Ech.
UsuńMogę sobie tylko wyobrazić co czujesz i już same wyobrażenia wystarczają, aby przeszyć mnie smutkiem. Bardzo Ci współczuję. I drżę na myśl o momencie, w którym poznam to, co opisujesz.
OdpowiedzUsuńP.S. Mam wielką słabość do dzieci o dużej wrażliwości. Zawsze widzę w nich taki dualizm: odpowiednią dla wieku dziecinność i równocześnie dojrzałość, taką głębię wnętrza.
Obyś poznała to jak najpóźniej. A takie dzieci są faktycznie wyjątkowe...
UsuńPrzytulam mocno. Mam tak samo... Z przerażeniem myślę o świętach i marze o nowym roku. niech ta parszywa 13 idzie w diabły!
OdpowiedzUsuńTak Mujer, niech SPADA!
UsuńJak ja Cię rozumiem... ja też chadzam do łazienki... niestety... tak to już w Życiu bywa... :( staram się jednak brać garściami przesłanie... że dziś jestem... a jutro... i codziennie staram się być dobra, lepsza... czerpać z Życia, nie marudzić, pomagać :)
OdpowiedzUsuńPrzesyłam uściski... bo słowa mało co dają...
Mała Mi - no widzisz, nie wiedziałam, że Ty też... Nie zabrzmi to dobrze, gdy napiszę, że mi raźniej wśród osób, które TEŻ, ale to jednak prawda... U mnie to jeszcze świeże, więc i boli. Mimo tych ciężkich chwil jednak też staram się żyć normalnie. Może nawet lepiej?
Usuńaż mi łzy poleciały... Nie wiem co powiedzieć...
OdpowiedzUsuńPrzytulam:*
Aldamino - takie to życie. Ja muszę czasem coś napisać, powiedzieć (a pisać mi łatwiej niż mówić)... nie oczekując nic w zamian. Dziękuję :)
UsuńAż mnie w gardle ścisnęło. Nie wyobrażam sobie tego co czujesz. Trzymaj się!
OdpowiedzUsuńTeż sobie nie wyobrażałam Em. Teraz wiem. Jest ciężko, ale da się z tym żyć. Dzięki!
UsuńBardzo boję się odejścia moich rodziców, dlatego rozumiem co czujesz i serdecznie ściskam:)
OdpowiedzUsuńŻółwinko - ja bałam się tego najbardziej na świecie. W 50 % już nie mam czego... Myślę też, że o wiele większy strach czuję, gdy pomyślę o dzieciach. Tylko nie wiem, po kiego groma w ogóle imam się takich myśli.... A kysz!
UsuńAsiu, ja nawet w myślach nie chcę takiej sytuacji roztrząsać... każdy niby wie, że taka kolej rzeczy i nas też to kiedyś spotka, ale dopóki nie doświadczymy to nie zrozumiemy.
OdpowiedzUsuńPrzytulam mocno w każdym razie....
Olu zgadałby się z moim Gutkiem pod względem wrażliwości. My też do babci Wiktorii jeździmy, mimo, że jej już nie ma.
Roztrząsać nie, ale na pewno każdy choć raz pomyślał, wyobraził sobie - prawda?
UsuńNasze małe wrażliwce :)))))).
Amisho, popłakać nie grzech. Przecież to wszystko jest takie świeże!
OdpowiedzUsuńMy też zawsze mówimy, że jedziemy do babci, mimo, że babcie ciągle u boku z dziadkiem :)
Nie grzech Mammo. To natura...
UsuńCzyli "do Babci" rulez... ;)
Kochana... :-****
OdpowiedzUsuńAż ściska mnie w gardle, gdy czytam ten Twój post.... Przytulam Cię wirtualnie, choć tyle mogę....
Nie wyobrażam sobie, jak się czujesz i jak piszą dziewczyny, to wszystko jest normalne, bo ciągle świeże.
Ja do dzisiaj tam mam z moją babcią. Przypomina mi się w najdziwniejszych momentach, ot tak, nagle, i od razu chce mi się ryczeć. Nie uronić łzę.. Ryczeć!
A to już już kilka lat! pocieszające jest to, że czas jednak pomaga...mimo wszystko.
Ściskam! :-***
Wirtualnie, ale czuję Juli, dziękuję :).
UsuńTak, te chwile, gdy nagle dana osoba wchodzi nam przed oczy są nagłe i niespodziewane. Nie można się opanować, cholera...
Wiem, że czas pomaga, bo mi pomaga. To już zaraz pół roku. I mało i dużo zarazem...
Generalnie jednak się nie daję. Jak napisałam - Mama na pewno ma takie życzenie bym miała swe życie w garści - dla siebie i chłopców, których kochała ponad wszystko.
:-*
OdpowiedzUsuńNie wiem co napisać....
Stokrotko, nic nie musisz. To ja MUSIAŁAM.
UsuńJa mogę powiedzieć, ze latami czekałam na telefon od rodziców w okolicy pory obiadowej, bo wtedy najczesciej dzwonili. Teraz córka mieszka w mieszkaniu rodzicow i bardzo się cieszę na tę kontynuację zycia i ma jeszcze parę rzeczy po nich, jak np.pralkę, całe urzadzenie łazienki.
OdpowiedzUsuńTo dobrze, ze wnuczęta pamiętają i zdjęciami to trzeba utrwalać.
Ardiolo, do mnie z domu ze stacjonarnego zawsze dzwoniła jedynie Mama... I teraz tak czasem czekam - zwłaszcza w piątki - bo wtedy dzwoniła najczęściej - przed naszym przyjazdem na weekend - a to upewnić się czy na pewno aby jedziemy, poprosić o jakieś zakupy etc... Przedmiotów przypominających ją też jest ogrom.
UsuńMyślę też, że jedynie Olek będzie trochę babcię pamiętał, Maksi za mały... Teraz jeszcze pamięta, ale to mu na pewno uleci z czasem.
Przytulam Cię mocno, niestety wiem jak to jest... Teraz muszę wytłumaczyć synkowi, że Babci też nie ma a on wciąż przeżywa pogrzeb Dziadka pół roku temu. Do dupy jest Śmierć.
OdpowiedzUsuńDo wielkiej Dupy. Ewko - piszesz o swoich rodzicach???
UsuńTeściów już nie mam. Tomek stracił najukochańszego Dziadka, nadal wspomnienie pogrzebu siedzi w nim jak ogromna emocjonalna zadra... Z Babcią miał dużo słabszy kontakt (ze względu o którym nie chce pisać), jakby mniej przeżył jej odejście.
UsuńTeż Cię mocno ściskam, trzymaj się, Kochana!
OdpowiedzUsuńJakoś to tak jest, że zawsze jedziemy do babci :) Co prawda, ja nie mogłam jechać do nikogo więcej, bo jedna babcia z drugim mężem (tak czy siak dziadkiem) mieszkała z nami, a druga - z synem i jego rodziną - kilkanaście kilometrów dalej i to do niej zawsze jeździliśmy. Jakoś tak moi rodzice się dobrali, że ich ojcowie dość wcześnie zmarli - jedno miało 5 lat, drugie nie więcej niż 17. A teraz już do wszystkich jeździmy w jedno listopadowe święto, ale i tak zawsze jedziemy do babci...
Moi dziadkowie ze strony taty też z nami mieszkali Ano a mama Mamy czyli druga babcia (dziadka nie znałam, zmarł jak Mama miała 13 lat) też w wiosce niedaleko ;-). Kiedyś to się żenili "blisko", co nie? Nie to co teraz - międzynarodowo jak np. ja, ha ha ;).
UsuńAno! Acz moja ciotka, po ślubie pewnie ze trzydzieści (jak nie czterdzieści...) parę lat, wybyła na drugi koniec Polski, do Wrocławia :)
Usuńmój tata rzadko mi się śni ale jak się śni to w bardzo waznych momentach mojego zycia ale przed czyms mnie ostrzega...
OdpowiedzUsuńJak więc widać Magbillku - ONI czuwają nad nami :).
UsuńAmisho, zapewne nosisz w sercu ciepłe wspomnienia o domu rodzinnym i Twoje dzieci, dzięki Twoim staraniom też takie będą miały. Zazdraszczam umiejętności ubierania w słowa tak przejmujących fragmentów z życia. Dziękuję, że dzielisz się nimi wirtualnie. Serdeczności:)
OdpowiedzUsuńKatiuszko, ciepłe i mniej ciepłe, ale jest to mój dom. TAM jest wielki kawał mojego życia i staram się trzymać tego, co mam stamtąd najlepsze. Gorsze odganiam jak natrętną muchę, ale niestety, życie to nie bajka, więc obok bieli i kolorów jest też w nim szare, bure i ponure.
UsuńBardzo mi miło mi, że tak dobrze oceniasz moje "słowne ubieranie"... ;). Dzielę się tak po troszku... Czasem by sobie pomóc i ulżyć, czasem piszę, by coś utrwalić... Mogłabym może i więcej, ale skoro jest tego tyle, ile jest - może tak właśnie ma być?
I Tobie serdeczności!
Tylko jedno: trzymaj się ciepło. I dobrych snów ci życzę.
OdpowiedzUsuńDziękuję :). Za ciepło i dobre sny. :)
Usuńaż mnie w gardle ścisnęło :( ............. dużo sił
OdpowiedzUsuńDziękuję! Siły jakoś zawsze znajduję a turbodoładowanie dobrych myśli od innych - nie zaszkodzi! Ba! Pomaga!
Usuńślicznie dziękuję za życzenia :) no ja też się w końcu wzięłam za odwiedziny "paczkowe" :D i już się cieszę na nowe blogowe znajomości :D
OdpowiedzUsuńNie ma za co :). Miło mi, że szczytny cel poprowadził nas na nowe, wartościowe ścieżki blogowe ;).
Usuń