Właściwie nic więcej jak "dobranoc" nie jestem w stanie napisać. Olek aktywny za nas dwoje... Przybrany w piżamę, nakarmiony i z umytą paszczką robił podchody do snu już co najmniej 3 razy. Owinięty kocykiem, noszony na rękach, bujany, huśtany i raczony moimi "kołysankami" typu "aaa, kotki dwa" zamykał już potulnie oczy i miałam nadzieję, że odleci w krainę pięknych snów. Akurat. Odlatywał, a jakże, w stronę szafki z butami. Już nie mam siły i nerwów na ich jakiekolwiek ustawianie i łączenie w pary. Po prostu wrzucam je gałkiem, jak lecą, zatrzaskuję drzwiczki z hukiem i basta. Do następnego razu, kiedy koleś znowu zechce urządzić sobie marszobiegi w klapku na obcasie i rozczłapanym kapciu równocześnie.
Zabawki są rozwalane notorycznie. Ja je bez końca usuwam z drogi a on bez końca tę drogę mi nimi usiewa. Własnie setny raz wyciągnął baterie z pilota i oczywiście poturlał je pod komodę. Po to tylko, by obserwować jak wyciągam je stamtąd używając kawałka listwy podłogowej, którą zresztą również on "wymontował" i na niczym spełzają moje próby ponownego jej wmontowania. Jeśli tylko zauważy, że jego krecia robota została namierzona i obrócona w niwecz - natychmiast przystępuje do akcji i abarot robi swoje. Założona listwa musi być ponownie natychmiast zdjęta. Baterie włożone do pilota natychmiast wydłubane. Złożone książeczki z obrazkami oglądane właśnie przez godzinę muszą być natychmiast rozłożone jak tylko odłożę je na szafkę. Bo przecież znowu, osiemsetny raz trzeba zobaczyć małpę i konia (ptapta i kom w żargonie). Odkurzacz musi koniecznie wyjechać na salony co najmniej 3 razy dziennie. Mop również nie ma prawa próżnować... A ile wisku i nerwów jak taka rura od odkurzacza albo właśnie mop na długim kiju nie chcą swobodnie przejść w pozycji poziomej przez drzwi albo o coś zahaczą...
Miałam dziś wypełnić pewne formularze, zrobić jakieś przelewy, napisać maila do M. i jeszcze to i owo, na co trzeba mi spokoju. Nic z tego. A teraz już mi się nic nie chce. Jedynie jakimś cudem piszę ten oto tekst. Blog również chciałabym nieco uatrakcyjnić wizualnie. Może jutro?
Nooo. Skapitulował. Noszenie na rękach nie pomogło, aaa kotki dwa też nie - pomogło puszczenie samopas. Po kolejnej rozróbie wśród klocków i książeczek z ptaptami, komami i innymi - zasnął. Samoistnie. Jaka błoga minka. Kochany zbój. Czasem dopada mnie padwa nerwowa i załamuję łapy z bezsilności - ale to tylko tak czasem bo przecież nie ma wyższych priorytetów niż ten, którego właśnie stoczył sen. Nawet się rymło, he he.
Wybiła 22. Miało być tylko "dobranoc" a grezdnęło mi się więcej. Już znikam.
mi też czasami brakuje sił, na te coraz to nowsze pomysły opadają. Ileż one mają energii i pomysłów!!!
OdpowiedzUsuń