czwartek, 9 grudnia 2010

Gandhi w dalekim kraju i 2 marginesy

Wczoraj wieczorem definitywnie pochłonęłam "swoją" ostatnią powieść - W dalekim kraju. Pomimo, iż liczy całe 620 stron, przeleciałam przez nią jak piaskowa burza. Historia jest chyba jedynie tworem wyobraźni autorki ale już jej umiejscowienie jak najbardziej realne, bo w świecie kolonialnych Indii drugiej połowy XIX wieku a dokładnie w Pendżabie, którego część dzisiaj należy do Pakistanu - miasto Lahore i jego okolice, w dalszej zaś części książki - Peszawar - na pograniczu dzisiejszego Pakistanu i Afganistanu. Cała książka jest w zasadzie smutna... Dopiero na jej końcu pojawia się światło w życiu głównej bohaterki. Nie będę jednak opisywać treści, bo nie chcę jej zdradzać. Zdecydowanie jednak polecam powieść każdemu - nie tylko osobom w jakiś tam sposób powiązanych z Indiami. Jest wciągająca. Wzbudza bardzo różne emocje, naszpikowana nieoczekiwanymi zwrotami akcji, chwilami zagadkowa. Taki typowy bestseller. Byłby z tego całkiem fajny film :-) - myślałam raz po raz, kiedy realistyczne obrazy pojawiały się przed moimi zaczytanymi oczyma. No i wspaniale czuję się na stronicach, na których pojawiają się "swojskie" słowa typu roti, daal, sati, sari, kurta, kirpan, etc... Słowa, które gdyby nie mój mąż, byłyby dla mnie nadal obce bądź w ogóle nieznane, a tak - stają się mi coraz bliższe bądź są już całkiem oswojone. 

Teraz przymierzam się do wspomnianej już wcześniej biografii Gandhiego. Dwa tomy autorstwa niejakiego Jose Freches'a - Francuza, który pracował jako konserwator w słynnych muzeach - Guimet (pewnie wstyd, ale nic mi to nie mówi...;-( ), Luwr (owszem, słyszałam i nawet byłam choć tylko na zewnątrz) i Grenoble (jedynie słyszałam). Był też doradcą ds mediów w rządzie Jacques'a Chiraca, prezesem telewizji Canal+ oraz dyrektorem generalnym grupy prasowej Midi libre. Od około 10 lat jego życiem jest pisanie a jego książki tłumaczone są na wiele języków i sprzedają się w ponad milionowych nakładach. Imponujący osobnik. Tyle zaś wyczytałam o nim... na okładce Gandhiego, bo wcześniej nie słyszałam o tym pisarzu - jak zresztą o wielu, wielu innych, gdyż czytać kocham, ale z moją wiedzą o autorach jest zawsze kiepsko.

Przeczytałam właśnie 4 strony I tomu i już jestem pewna, że książka mnie wkręci. Słynny Gandhi czyli pełnym imieniem i nazwiskiem - Mohandas Karamcand Gandhi, urodził się jako czwarte i ostatnie dziecko swoich rodziców 2 października 1869 roku w Porbandar (stolica stanu Gujarat). Oto więc drobny chłopczyk staje na początku swej wielkiej drogi, o której potem będą czytać pokolenia nawet z dalekiej Polski... czyli np. właśnie JA, która tę jego drogę zaczynam właśnie bliżej poznawać.


Tyle na temat Gandhiego teraz.

Natomiast tak na marginesie wspomnę, że Aleksander znowu wyłudził od mnie figurki Buddy. Właśnie wkłada je do swojego kubka od wody. Byłam sceptyczna co do ponownego udostępnienia mu ojcowskich zbiorów ale... dzisiaj akurat zadzwoniliśmy do Kalkuty. No i Tata, usłyszawszy "halo tata, ceść, co lobis, kocham cię" - zezwolił synowi na wszystko. Jakże więc bym mogła odmówić? 

Zaś na marginesie numer dwa dodam, że obaj panowie, mały i duży, będą mieli wiele do nadrobienia w kwestii werbalnej. Tak, tak. Już widzę, że aby dojść do porozumienia będą musieli postarać się i nieźle popracować. Wnioskuję to po ich dzisiejszej "rozmowie". Każdy gadał swoje i nie za bardzo rozumiał drugą stronę. Wcześniej Olu nie mówił aż tak dużo i płynnie a na dodatek angielski już mu wyparował z główki. Mohi zaś polskim nigdy nie błyskał (o rany, błyskanie to w ogóle za wielkie słowo). No i teraz mogą mieć problem  z komunikacją ;-). Ale co tam, taki problem to w zasadzie nie problem. Przynajmniej będzie wesoło i komicznie. Ale czy aby na pewno? Jednemu i drugiemu będę musiała bez końca służyć za tłumacza i tym samym gadać za troje. Pogmatwam się na sieć, uh!. No ale cóż, taki to już mój "służalczy" los, kurde mol ;).

Policzyliśmy z M., że to jeszcze tylko miesiąc i 9 dni. Pestka z winogrona ;-).

15 komentarzy:

  1. Oj biografię Gandhiego też bym chętnie przeczytała, ale niestety do marca nie wolno mi otwierać innych książek niż interna :(

    A o chłopaków się nie martw,na pewno się dogadają jakoś po swojemu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mam nadzieję Arabello, że do marca ją skończę ha ha, bo potem z kolei mnie nie będzie wolno otwierać w ogóle żadnych książek - młode mi nie pozwoli ;-). Po przeczytaniu - powiem Ci czy warto się za to zabierać.

    Interna, hmm - czy robisz jakieś kursa czy specjalizacje?

    A że moje chłopaki się dogadają to na pewno. Tylko będzie nieco galimatiasu. I powiem, że małemu na pewno łatwiej będzie. Stary już nie taki bystry ha ha. A w Twoim domu jakie języki panują??

    OdpowiedzUsuń
  3. A u nas mieszanka arabsko-polska..staramy się przestawić zupełnie na arabski ze względu na dzieci,ale nie wychodzi nam jakoś,i za chwilę znowu mieszamy dwa języki :)
    A angielski obowiązkowo muszą znać,Adaś już drugi rok chodzi na angielski,w domu też mu pomagam w nauce.

    Co do interny-to niestety egzamin specjalizacyjny :/

    OdpowiedzUsuń
  4. Mój mąż w zasadzie mówi tylko po angielsku (no, zna też inne swojskie języki w tym number 1 pendżabi bo rodzina sikhijska, hindi bo Indie i bengali bo Kalkuta to Bengal Zachodni i nieco tez pewnie inne) ale zawsze podkreśla, że jego język to angol. Ja więc jestem zmuszona z nim w tym języku mówić. Dobre to bo motywuje a dzieciom jak manna z nieba :-). Gorzej z jego polskim.. grrrr.

    Arabski zawsze mnie fascynował ale nie łudzę się na naukę ha ha.

    Tak czy owak nasze dzieci i tak pod względem języków wygrały los na loterii (no, Ty w sumie też !).

    Co do nauki - trzymam kciuki i życzę powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja jestem pewna na 100% ze Olus pamieta angielski i nawet jak odpowiada do taty po polsku to wie o czym tatko gada ;) o jezyk sie nie martw maly teraz chlonie jezyki jak gabka ;) nie rob za tlumacza niech sie sami dogaduja ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. No będą musieli Elu i jak napisałam - mały to nadal mniejszy problem. Gorzej ze starym he he ;).

    OdpowiedzUsuń
  7. Z "kurdemola" się uśmiałam przednio :). Na pewno sobie poradzą - im mniej im będziesz służyć tym więcej się oboje nauczą - niech ten starszy trenuje mózg - jeszcze mu się przecież przyda:), a ty odpoczywaj - w końcu nikt za Ciebie nie odpocznie (złote usta ...):P.

    Dwa języki (alboo lepiej: trzy) to jest skarb niewymowny, a dla mnie fenomenem absolutnym jest występująca tu Dr Arabella - ja rozumiem, że można świetnie mówić dwoma a nawet trzema czy czterema językami (i nawet bez naleciałości akcentowych jeśli się pomieszkało w tych różnych krajach), ale pisać tak doskonale jak czyni to Dr Arabella - w stylu nienagannym, z idealną ortografią, lepiej niż niejeden Polak, który całe dzieciństwo i młodość spędził w Polsce i w polskich szkołach - to jest po prostu chyba dar od Boga zwany talentem:). No ja jestem ciągle pod niesłabnącym wrażeniem.

    A w kwestii czytania - ja chwilowo nie mam ani nic do czytania, ani czasu na czytanie. Tj czytam coś nieustannie, ale albo to co tłumaczę, albo to czym się douczam, ach no i jeszcze blogi oczywiście - staram się na bieżąco ( i teraz nadrabiam Amisho Ciebie:)a am w kolejce jeszcze kilka blogów, które chciałabym przeczytać od początku). Ale może niedługo uda mi się zdobyć jakieś nowe pozycje - to co przywlekłam z PL - przeczytałam: każdą stronę po dwa razy :), chociaż czytam wyłącznie przed snem (skracając sobie go jeszcze masochistycznie o kolejna godzinę). Czy oby mój komentarz nie jest krótszy niż Twój post? TO już uciekam :).

    OdpowiedzUsuń
  8. miało być: Ale czy oby mój komentarz nie jest DŁUŻSZY niż Twój post .... uf to efekt 2.5 godzin snu dzisiejszej nocy - może o 2.5 za dużo?

    OdpowiedzUsuń
  9. Ha, ha, no chyba nieco krótszy ;-) Mamo Ammara. Dziękuję za takie komentarze bardzo! Co do naszej Arabelli - wiem tyle co jej z bloga czyli niewiele jeszcze, ale jeśli wychowała się "na arabskim" i nawet jeśli jest w Pl te kilkanaście lat - to też podziwiam za polski, bo jest excellent. Dokładnie tu podzielam Twoje zdanie!

    A czytanie - no ja teraz się mu oddaję, bo taką mam życiową sytuację, że akurat teraz mogę. Trzeba to wykorzystać!

    2,5 godziny snu??? Ja śpiochem może nie jestem, ale tyle to jest NIC! Szacunek i życzenia co najmniej.... 3,5 ;-).

    OdpowiedzUsuń
  10. No kurde mol ale mnie tu obgadują ;-))))
    Chyba ja siebie nie doceniałam! Dziękuję Wam dziewczyny za te komplementy,aż się zarumieniłam :)
    Ale tylko czasem przechodzi mi taka myśl przez głowę że może się minęłam z powołaniem :)No ale teraz już po ptokach jak to się mówi..trzeba będzie żyć z medycyny a nie z języków obcych :)

    Mamo Ammara- Błagam Wyśpij się kobieto!!!Normalnie aż się poczułam zmęczona. Podziwiam Cię za to siedzenie po nocach,bo ja po zarwanej nocce (czyt.3-4 godz.snu)mam następny dzień wycięty z życiorysu!

    OdpowiedzUsuń
  11. No Arabello, ha ha, Żywotnik stał się tym sposobem serwisem plotkarskim LOL ;-). Kurde mol.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie Arabello, na nic nigdy nie jest za późno i życie jest mocno nieprzewidywalne, więc może nawet warto mieć w ręce drugi fach - szczególnie jeśli to pasja? :), a obgadywanie - chciałabym, żeby tak dobrze o mnie mówili za moimi plecami :P. No ale zasłużenie kochana, zasłużenie.
    Nie wiem czy się jeszcze kiedyś wyśpię - jak już się wydaje, że mój rytm zaczyna się normować - zawsze coś się dzieje nieprzewidzianego ... nawet nie chce mi się o tym pisać albo inaczej - nie mam czasu, żeby się wyrobić z tym planowanym i z tym nieprzewidzianym, a co dopiero z pisaniem o tym. Dla mnie 2.5 to też raczej katastrofa, ale 4 godzin to raczej norma.

    A ty Arabello - może powinnaś na swoim blogu przybliżyć genezę swojej mieszanej rodzinki - ja myślę, że to bardzo ciekawe, wręcz niesłychane (twoja, wasza historia) - ja ją znam, to inaczej mi się Ciebie czyta, a kto nie wie - może błądzi?

    Amisho - głosuję więc za zmianą nazwy na jakąś bardziej kurde mol plotkarską :P Plotek? hehe.

    Wracam do roboty, oczy na zapałki (zawsze o zmierzchu mam kryzys), Ammarek skacze mi po głowie, jedną ręką układam z nim puzzle, drugą pracuję, oko mi się zamyka więc zajrzałam na blogi - tu zawsze się ożywiam ;), w domu kocioł, kociokwik i sajgon - bo się nieprzewidziane wydarzyło ... pewnie jak się obrobię, to napiszę więcej na swoim blogu.

    A teraz Was uściskuję i lecę życząc miłego wieczorku i spokojnej nocy :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Plotka ciąg dalszy (wybacz Amisho że wykorzystałyśmy Twój blog to pogaduszek) ;)

    Mamo Ammara- Języki obce,i tłumaczenia to moja pasja od zawsze..jak Profesorowie zlecali mi tłumaczenie artykułów i badań bardzo się z tego cieszyłam,i cieszyło mnie to że zazwyczaj nie mieli zastrzeżeń,a z czasem nawet mnie już nie sprawdzali :) nie wiem czemu sprawia mi to tyle frajdy :)

    Co do wyjaśnień genezy rodzinki na moim blogu,to lepiej zostawić tak jak jest,ludzie z ciekawości będą czytać,bo nie wiedzą o co kurde mol chodzi ;)
    A tak na poważnie to nie jest to żadna tajemnica, bardziej zainteresowani piszą maile z zapytaniem i wtedy tłumaczę o co biega :) co do reszty, nie czuję się jeszcze na blogu na tyle swobodnie żeby opisać wszystko dokładnie..czuję się jeszcze trochę onieśmielona. Poza tym świat jest tak mały,że nie trudno będzie odgadnąć kim jestem :) choć nie piszę tam nie wiadomo czego,i nie ukrywam się przed nikim..ale jakoś tak nie jestem jeszcze gotowa na taki opis teraz :)ale pewnie z czasem wszystko się rozjaśni obserwatorom :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Miło mi, że sobie tak tu można poplotkować;-).

    Ja w zasadzie też jestem ciekawa Twego pochodzenia itp itd, ale jak napisałam - wszystko w swoim czasie. Miło odkrywać po kawałku a jak już mnie "przypili" głód prawdy - zapytam. Ja na blogu piszę w zasadzie też tak, że dla mnie wszystko jest oczywiste a niektórzy czytelnicy na pewno też by mieli pytania dodatkowe ;-) Ostatecznie to taki sobie blożek a nie... np. biografia Gandhiego (swoją drogą im dalej ją czytam tym bardziej mnie wciąga bo świetnie napisana) ;-).

    Tłumaczyć też bym bardzo lubiła, bo każdy chyba kto lubi czytać, pisać i poznawać świat by to lubił, ale ja nawet w angielskim nie czuję się mocna (choć z mężem muszę się w nim dogadywać.

    OdpowiedzUsuń
  15. Dziewczyny Drogie:) no tak - daję rady, a sama nigdy nie napisałam u siebie jak to się stało, że wylądowałam w Jordanii hehe i na początku w zasadzie w ogóle nie pisałam o sobie, ale z czasem człowiek się rozkręca i coraz więcej wyjawia - chociaż ja mam bardzo twardą granicę tego ile chcę "pokazać", na ile się otworzyć. Masz słuszność Arabello, masz słuszność Amisho - powolutku :).

    A ja m.in właśnie tłumaczę zawodowo (a nie jest to mój wykształcony fach, alem się przebranżowiła, bo nie miałam wyjścia i przebranżawiam się dalej w myśl teorii, że nigdy nie jest za późno ;)), ale niestety nie to co bym chciała i dlatego nie daje mi to takiej radości, a no i warunki pracy wciąż pozostawiają do życzenia ... poza tym dla mnie tłumaczenia są zbyt statyczne, praca zbyt monotonna (chociaż to pewnie też kwestia tematyki) i jednak w swojej dynamice strusia pędziwiatra ciągnę do prac wymagających większej dynamiki właśnie. I to tyle na dzisiaj ode mnie w naszym plotkarskim zakątku ;). Odpływam ponownie życząc miłego wieczorku :)

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).