środa, 26 stycznia 2011

Gadu gadu gadka o niczym i o szmatkach ;-)

Nie mam kiedy pisać. Dni lecą jak kulki po schodach. Odkąd w domu pojawił się Pan Broda i nadal nie mam zamówionych mebli - wszędzie dookoła jakiś nieokrzesany bajzel. Wczoraj próbowałam go ogarnąć w jednych kątach, dzisiaj ogarniam w kolejnych. Przestawiam rzeczy z miejsca na miejsce i czasami mam wrażenie bezsensownego kręcenia się w kółko. Czuję się jak w zawieszeniu i bardzo, ale to bardzo stanu takiego nie lubię. Jestem jednak dość opanowana i spokojna, gdyż nerwy nie są mi teraz wskazane w żadnym calu. Nerwy bowiem mogą niespodziewanie zawieźć mnie na białą salę, czego zdecydowanie jeszcze nie chcę. Niech mały człowiek jeszcze zaczeka. Niech jeszcze nieco podrośnie, niech da matce i ojcu przygotować domek na jego przyjście,  niech da matce spakować jej tobołek szpitalny i przygotować dla niego samego jakieś szmatki na drogę z osiedla Południe (tam jest szpital) na osiedle Centrum (tu jest nasze gniazdo). Więc słyszy Mały? Niech cierpliwie czeka, pobiera z matki soki i rośnie. Niech dobije chociaż do 3 kilo, bo wedle dzisiejszego USG ma dopiero 2300. Zrozumiał? Jak nie to niech zrozumie, bo matka pośród trzech chłopa w domu musi mieć jakiś posłuch, co by samej funkcjonować i trzymać grandę we względnej i porządnej garści. Inaczej - kurde mol - amba, jakby to rzekł najstarszy brat matki.

Wyciągnęłam wczoraj ze szmacianego archiwum ubranka po Olku. Cała wielka torba rodem z Ikei. Ogrom upchanych koszulek, kaftaników, spodenek, śliniaków, czapeczek i innych garderobek. Wszystko to misternie zbierałam przez 3 lata "dorastania" Olka. Albo z sentymentu, albo z myślą o tym, który właśnie nadchodzi albo dlatego, że taki dostałam prikaz od mojej 23 letniej siostry. Wywaliłam zawartość tej torby na podłogę i dostałam małpiego rozumu. Grzebałam w tym jak kura w piachu wzdychając przy tym i karcąc Olka, który miał przy tej okazji niebywałą zabawę - właził w wielką torbę Ikei i udawał, że go nie ma albo wołał ratunku, przymierzał ubranka, tarzał się w nich i rozwoził je swoimi ciągnikami i samochodem z napędem na nogi po całym mieszkaniu. Wybrałam z tej ogromnej sterty najmniejsze sztuki na jakieś pierwsze 3 miesiące życia Juniora a resztę spakowałam abarot do torby. Asortyment będę wymieniać na bieżąco.

Można więc powiedzieć, że powoli uwijam gniazdo. Jak tu go jednak nie uwijać i nie przygotowywać wszystkiego na tą szczególną chwilę? W godzinie zero nie będzie mnie już pewnie stać na myślenie, gdzie mam pieluchy z tetry, czy kupiłam małe pampersy, czy mam podbite wszelkie książeczki zdrowotne, gdzie leży kocyk dla juniora, czy mój osobisty ekwipunek jest gotowy, czy to czy tamto... W domu zostawię ostatecznie 2 facetów - jeden mały, drugi co prawda duży, ale nie spodziewam się po nim odgadywania w lot, gdzież to ja akurat trzymam w domu to czy owo. Niektórych rzeczy nawet bym chyba nie umiała w "szczytowej" formie nazwać po angielsku, ha ha. A polskim mój Broda nadal nie błyska, oj nie. Ale to już niewiele mnie akurat stresuje w chwili obecnej.

I to chyba tyle pisaniny na dzisiaj. Alejandro, który spał od 18-stej do 21-ej właśnie wstąpił na wyżyny swojej aktywności. My ze starym poziewamy a mały właśnie roznosi poukładane przeze mnie zabawki, każe sobie czytać o Kogutku Ziutku i gada jak nakręcony. O losie....

6 komentarzy:

  1. Amisho u mnie podobnie, miejscami tak samo jesli chodzi o te kręcenie się itp. Jednakowoż poczułam coś w sercu kiedy pisałaś o tym wiciu gniazdka dla maleństwa. Wspomnienia mnie ogarnęły. W końcu przechodziłam już to dwa razy... Spokojnie Kochana po urodzeniu wszystko jeszcze bardziej się zmieni ... Kolejny nowy etap w waszym zyciu. Pozdrawiam Was cieplutko.
    PS motyw na szkatułce to tak masz rację najsłynniejsza budowla w Indiach. Moja szwagierka wraca za parę dni z Indii, przygotowalam jej kolaż z zdjęciami z Indii taka niespodzianka na przyjazd.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak Marto, nowy człowieczek, nowe realia w życiu :-). Ale to dobre zmiany i już troszku czekam na nie jak na szpilach.

    Dbasz jak widzę o szwagierkę :-). Mam nadzieję, że spędziła niezapomniane chwile w Indiach. Ja póki co oglądam zdjęcia zrobione ostatnio przez męża. Był tam dość zajęty więc wcale tak wiele ich nie narobił, ale jednak co nieco. W wolnych chwilach spróbuje tu coś powrzucać na bloga.

    Pozdrawiam Cię cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  3. super Asiu!!! tyle zajec i jeszcze masz czas na bloga :) podziwiam Twoja energie kochana. milo poczytac i samej powspominac, jak sie wyciagalo male ubranka. pamietam, ze Zuzia probowala sama sie wciskac w niektore 0-3months. nie mogla przezyc, ze skarpetki nie pasuja i probowala zakladac na siebie niemowlece pieluszki :)))
    a torbe juz powinnac miec spakowana!!!! lepiej byc przygotowanym zawczasu, bo w pospiechu mozna potem pozapominac.
    pozdrow Ola - my czytamy 'pieska Latka' i 'kurke koko'

    OdpowiedzUsuń
  4. Taaa Asiu , Olek też te malutkie 0-3 próbował nakładać ;-). Torba w zasadzie spakowana... tzn. może nie tak na maxa, ale już w razie czego byłoby za co chwycić ;-). Muszę się zmobilizować i tak spakować, by ją domknąć i postawić na podorędziu. masz absolutna rację, że to najwyższa pora bo nie znasz dnia ni godziny...

    OdpowiedzUsuń
  5. No tak,znam ten objaw wicia gniazda :)
    Przygotowywanie malutkich ubranek jest takie miłe :) teraz Alia ubiera swoje lalki w sukienki które jej ubierałam jak się urodziła,wierzyć się nie chce jak te dzieci szybko rosną!
    Trzymaj się ciepło!
    Trzymam kciuki za lekki poród!
    Ściskam,
    Arabella

    OdpowiedzUsuń
  6. super Asiu!!! To musi byc swietne uczucie, tak wic to gniazdko dla malenstwa:)trzymaj sie kochana!!

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).