Oj, polatałam dziś po Grajewku jak niejaki pieseczek z języczkiem na szyi. Ze swymi szczeniaczkami, ma się rozumieć. Jak to dobrze, że już wiosna. Mogę w końcu wypełznąć z mieszkania i co nieco załatwić. Nie jest to jeszcze ani zbyt łatwe ani przyjemne, ale jednak rzeczywistość staje się powoli prostsza. Uff.
Pogoda dziś średnia na jeża. Nie pada, ale słońca też jak na lekarstwo. Na dodatek nieco wieje. Ubrałam rano swoje "plony" i wyszliśmy, a raczej wyjechaliśmy "w miasto". Maksymilian trzyma już główkę dość sztywno, ale jednak muszę Go nieść bardzo ostrożnie. Do tego ubieram go jeszcze względnie grubo i zakrywam częściowo cienkim kocykiem. Transport ręczny takiego węzełka wcale do łatwych nie należy... Dodatkowo muszę nieść torebkę, lawirować dwoma pękami kluczy (jedne od mieszkania, drugie od samochodu) i zważać na Aleksandra.
Najpierw pojechaliśmy z nim do fryzjera. Siedział na fotelu jak trusia, ja wygodnie czekałam na niego na sofie a Maksymilian komfortowo spał mi na kolanach. Był zresztą gwiazdą salonu, bo jednak 6 tygodniowe niemowlaki do takich salonów zbyt często nie chadzają ;-). Olek został potraktowany maszynką i zamiast kudłatego stworka mam teraz całkiem poważnego człowieczka. Ścięcie włosów jednak dodaje nieco powagi takim dżentelmenom. Długie włosy były fajne, ale idzie wiosna, lato, słowem - ciepło. Lepiej zwalić z głowy zbędny balast. Zwłaszcza, że mam dość wyczesywania z niej przylepionych cukierków i gum do żucia oraz awantur przy kąpieli - bo długie włosy trzeba dłużej myć. Mycie włosów zaś urosło nagle to rangi dramatu. No więc teraz będzie szybko, gładko i bez łez (obym się jednak nie przeliczyła co do tych łez...).
Po fryzjerze kolej na pocztę. Używałam kociej akrobacji, aby z jednym pod pachą a z drugim przy nodze wysłać polecony i sprawdzić naszą skrytkę (na szczęście nic nie było...).
Poczta odpękana - kolej na Urząd Skarbowy. Wrzucić PITa, którego w końcu wczoraj rozpracowałam. Można było wysłać on-line, ale chyba jeszcze nie dorosłam do takiego rozwiązania, ha ha. Zawiozłam więc. Skoro już byłam na chodzie...
Na koniec Apteka i Sklepik spożywczy.
Wszystko to niby takie proste, takie normalne i przyziemne. Sklep, apteka, fryzjer... Nic nadzwyczajnego, prawda? A jednak dla mnie były to dzisiaj nie lada wyczyny. Pakowanie obu delikwentów do samochodu, wpinanie i wypinanie ich z fotelików, targanie małego, zważanie na większego, posługiwanie się jedną ręką... Wróciłam do domu spocona jak mysz. Ale jakoś sobie poradziłam.
Jutro znów zwijamy manele i na Pastorczyk. Co mnie jednak najbardziej przeraża w tych podróżach tam i nazad to... właśnie te manele. Pakowanie, znoszenie i wnoszenie z i na III piętro, myślenie co wziąć a co zostawić, czyszczenie lodówki ze wszystkiego co jeszcze zjadliwe a może się zepsuć... Jejku, jak ja mam tego dość. A jednak nie mogę osiąść w jednym miejscu. Jeszcze nie. I choć podróże kocham - to PODRÓŻE a nie ciągłe przejażdżki jedną trasą z bagażnikiem pełnym traktorków, klocków i łopatek, torbami niedojedzonych potraw, walizką ubrań i ubranek... Na dodatek teraz mam dwóch pasażerów w fotelikach. Jeden dajmy na to beczy, bo taka jego rola, a drugi na rondzie czy skrzyżowaniu jak zwykle woła siku albo żąda lizaka. Zwariować można bez najmniejszego wysiłku.
Jeżeli wyjdę cało z wychowania tej dwójki w takich to a nie innych okolicznościach w jakich przyszło mi właśnie żyć - sama sobie przyznam chyba jakiś medal. O ile jeszcze będę w stanie go unieść...
PS. Podoba mi się serial "Rodzinka Pl". Nawet bardzo. Myślałam, że może dziś obejrzę, ale... jeden właśnie chce serka (bo przecież czegoś ciągle trzeba chcieć, by żyć...) a drugi, który to niby już miał w końcu spać (dziś spał niewiele) znowu wydaje z sąsiedniego pokoju ostrzegawcze pobekiwania... Nie trzeba chyba nawet oglądać tego serialu (a jest jak dla mnie świetny) bo niemal identyczny odgrywa się u mnie w domu na żywo. Idę, albo zaraz pęknę od łez (nie moich!). Bekowisko sobie urządzili, kurde mol!!!!!!!!!!
Doskonale cie rozumiem. I znam te wyczyny. Dla mnie najgorsze było pierwsze półtora roku. Teraz obaj juz madrości nabrali ;-)
OdpowiedzUsuńNkie oglądałam rodzinki Pi. Nadal moim ulubionym serialem jest DR House.
Pozdrawiam cieplutko Ciebie i całuski dla chłopców.
Ja też Cię rozumiem Amishko..załatwianie czegokolwiek z dwójką maluchów (w tym jednym jeszcze uzależnionym zupełnie od mamy) urasta do rangi dramatu! Dzielna kobitka z Ciebie. Miałam napisać że z czasem będzie lepiej,ale po chwili zastanowienia myślę że tego czasu musi dużo upłynąć (tak z 18 lat)lol bo jak młodsze zacznie chodzić samodzielnie to będzie tylko więcej biegania,tym bardziej jak każdy pobiegnie w swoją stronę np.w hipermarkecie :)
OdpowiedzUsuńJa dzisiaj też lecę załatwiać różne sprawy,na szczęście sama,Adaś w przedszkolu a Alia zostaje z babcią (która do nas wróciła wreszcie) :)
Co za ulga :)
Trzymaj się ciepło!
Dzielna mama! Na pociesznie dodam, ze w Grajewie przynajmniej nie masz wielkich odleglosci do pokonania miedzy konkretnymi miejscami i nie stoisz w stumilowych korkach.
OdpowiedzUsuńtrzymaj sie Asiu!!!! chcialabym napisac, ze z czasem - jak beda wieksi bedzie latwiej, ale coraz czesciej przypomina mi sie maksyma: male dzieci-maly klopot, duze dzieci- wiadomo :)))) najwazniejsze, zeby male krasnale byly zdrowe i sie na takich wyprawach nie pochorowali, a matka - wiadomo - twarda z Ciebie sztuka Asiu :)
OdpowiedzUsuńTrzymaj się, dzielna jesteś:)
OdpowiedzUsuńUściski:)
Magda
"czegos trzeba zawsze chciec zeby zyc" moj prywatny Pulitzer dla Ciebie :))
OdpowiedzUsuńOlgaD.