Niania się sprawdza (k woli informacji). Ja zaś nie mam siły.
Godzina 20-sta a ja siedzę na kanapie i przysypiam. Bolą mnie oczy, głowa... Wszystko. Źle wyglądam - jakbym nosiła worki z węglem na 3-cie piętro. Bez ustanku. Przez 3 dni. Co najmniej.
Jestem tak zmęczona całym dniem, że tylko tyle mogę napisać. Tyle, że jestem zmęczona. Że obok jęczy Maksymilian, Aleksander się na nim wyżywa a stary mówi, że idzie spać, bo też siedział murem przy komputerze od świtu.
To ja też idę. Jest odpowiednia pora - 20.25. Akurat dla dorosłych mojego pokroju.
A jaka ja zła jestem... że aż zamilknę, bo się boję. Tej swojej złości. Źródła jej pochodzenia nie znam, ale pewnie gdybym była facetem - oskarżyłabym się o fanaberie. Ale to nie są fanaberie. Ta złość i nerwacje naprawdę we mnie są. Nieproszone i niezidentyfikowane. A jak to przeszkadza żyć... grrr.
Muszę przetrwać.
Jednak zdecydowanie wolę poranki - nawet jeśli bardzo nie chce mi się rano wstawać... A nie chce mi się..., oj nie...
Też właśnie tak mam. Jest 22, siedzę na kanapie, przysypiam (a nie cierpię chodzić spać przed 1), jestem wykończona.
OdpowiedzUsuńZ tą tylko różnicą, że po mnie skacze pies i chce się bawić. Żal mi go. Cały dzień siedział sam w domu i nudził się. Więc w sumie się nie dziwię:)
Beamoll, ja staram się chodzić spać ok. 22. Często jestem senna właśnie już po 20-stej (bo rano wstaję), ale wtedy to było jakieś apogeum... Podejrzewam ten nieszczęsny PMS, który nigdy mnie nie dotyczył a popieprzyło mi się po drugim dziecku. Bo obserwuję się od kilku m-cy i widzę, że to ten babski diabeł tak na mnie wpływa.
UsuńNo... szkoda piesa jak cały dzień sam w domu a potem Pani nie ma chęci i sił na zabawę.
No i jak tam, przeszły dzisiaj humorki? Czyżby chandra na tle braku śniegu?U nas pogoda taka bardziej listopadowa- nic się nie chce... z wyjątkiem spania.
OdpowiedzUsuńKobiecatorebko - wyżej napisałam co mi najprawdopodobniej dolegało ;-). Bo śnieg u nas jest. Ale na pogodę też jestem wrażliwa...
OdpowiedzUsuńRozumiem Twoje nastroje, nerwy... Sama tak mam, chyba coraz częściej. Myślę, że to związane nie tylko ze zmęczeniem, ale i z osaczeniem przez codzienne, zwykłe życie. Pomyśl czasem o sobie, czasem bądź egoistką i ucieknij na chwilę od tego wszystkiego w jakieś przyjemne rejony, do kina, na jakieś ciacho, cokolwiek. Bo sił Ci musi wystarczyć na długi długi czas :) Porozpieszczaj to dziecko, które masz w sobie - dla dobra rodzinki :) Ja muszę pilnować się by nie wpaść w deprechę,bo wtedy cokolwiek, nawet rzeczy przyjemne, stają się zbyt trudne do zrobienia.
OdpowiedzUsuńUla - codzienność faktycznie może dobijać, fakt. Czasem mam wrażenie, że jak jeszcze dłużej posiedzę w takich samych realiach jak co dnia - to dostanę bzika. A jeszcze jak dochodzi złe samopoczucie fizyczne - olaboga... Do tego ta pogoda - ni zima, ni lato. Chętnie bym gdzieś wybyła z rodzinką - ale to bliżej wiosny. Dobrze, że chociaż są blogi, zdjęcia, filmy - że czasem można się oderwać od tego, co "tu i teraz" i odetchnąć innym światem. Więc - nie dajmy się!
OdpowiedzUsuńna szczęście jutro kolejny poranek:)
OdpowiedzUsuńTak, fifidoreo - to już nawet trzeci poranek dzisiaj ;-). Bardzo mi miło, że do mnie zajrzałaś :)
OdpowiedzUsuńoj Asiu, za pol roku bedzie lepiej. widze to po sobie - im wieksze sie robia, im dluzej spia (i ja) w nocy bez pobudek, im sa silniejsze, to i ze mna lepiej. takie juz matczyne zmeczenei materialu, ale moge obiecac, ze bedzie lepiej!!! uwierz mi!!!
OdpowiedzUsuńAsiu wiem, że jak Maksi podrośnie będzie lepiej. Z Olkiem już nie mam raczej problemów. Te ranne wstawanie, praca, potem dom - zmęczenie materiału musi więc czasem nastąpić, niestety...
OdpowiedzUsuń