środa, 13 października 2010

Modowe zakupy z Olkiem

Niemal wszystkie moje spodnie są już na mnie w pasie za małe. Spódnice, choć wiele ich nie mam bo nie jestem typem skirtowca - podobnie. Wczoraj po pracy skusiłam się więc na drobne ciuchowe zakupy. Oczywiście mój asystent również uczestniczył w wędrówce po sklepach. Urwanie z nim głowy. Biega to-to pomiędzy wieszakami, po swojemu przenosi ciuchy z wieszaków TU na wieszaki TAM zamiatając przy tym nimi podłogę. Do tego wszystko głośno komentuje: mama ta bluzka tutaj; albo nie, tutaj; Oluś tutaj powiesi, Oluś "załozy" te buty mama; ooo, "skapetki"... i tak dalej. Jak nie przewieszanie i ganiatyka po całym sklepie to polegiwanie na podłodze. Kiedy próbuję podnieść leżakującego - śmieje się w głos i udaje 100 tonowy głaz. Spada mu czapka, krzyczy, że chce siku, wychodzimy ze sklepu, sikamy w badylach za rogiem budynku i wracamy. Zabawa na nowo. Wychodzę z pustymi rękoma i zgrzana jak mysz. W kolejnym sklepie podobnie. Mało tego, sklep jest wielobranżowy i poza ciuchami są tu jeszcze jakieś zabawki. Pompowany źrebak wyciągany jest z półki za uszy i przygotowywany do ujeżdżania... Biorę pierwsze lepsze getry z przeceny i wychodzimy, bo znowu oblewa mnie fala gorąca. W domu okazuje się później, że getry są za małe. Muszę dzisiaj iść i zamienić na większe. Ostatni sklep. Łaszki tanie i częste, duże przeceny. Wpadła mi w oko spódnica w kolorze mięty. Chłop by powiedział - zielona. Zapytany o uściślenie dodałby co najwyżej - jasna zielona. Jednak dla baby, ten kolor to kolor miętowy, nie zielony. I wbrew pozorom ma to całkiem duże znaczenie :-). Spódnica kosztuje 6.99 zł, jest z miękkiego sztruksu, w pasie ma dzianinowy pas z troczkiem, długość za kolano, rozmiar myślę, że 38-40. Obok wiszą jakieś swetro-bluzki w kolorowe, poprzeczne paski. Materiał rozciągliwy, cena 9,90 zł.  Wrzucam do koszyka egzemplarz w zielonkawych odcieniach (wzięło mnie na zieleń ;-). Po drodze chwytam jeszcze jakąś czerwoną a'la tunikę za 14,99 zł i idę do przymierzalni. Olek szwenda się pomiędzy półkami, ściąga wiszące szale i zadaje mi z daleka pytania - mamo, a co to, a kiedy idziemy... Oczy mam dookoła d... za przeproszeniem. Prowadzę z Olkiem głośne dialogi na odległość, odbiegam od wieszaków do niego, wracam, szybko przesuwam szmaty na wieszakach. Torba spada mi z ramienia, kurtka parzy. W przymierzalni uwijam się jak w ukropie. Olek z różowymi polikami i czapką w ręku stoi obok i pyta czy też może się "ubrać" znaczy rozebrać i już rozpina kurtkę, przywołuję go do porządku i zagaduję bełkotem bez żadnego sensu, ładu i składu. Obiecuję złote góry, lody i gumy mamby byle tylko postał spokojnie przez 2 minuty. Miętowa spódnica, w której wyglądam poniekąd jak własna ciotka, pasuje jednak na mój brzuch. Sweterek w paski też gigantycznie zwiększa swoją objętość przy lekkim nawet rozciągnięciu. Jest może nieco za krótki jak na mój gust ale chyba sprawdzi się na ciążowym bębenku. Biorę. Czerwona tunika jest za szeroka w cyckach i obnaża ramiona. Uszyta zupełnie bez pomyślunku - myślę - choć czasu na myślenie nie mam w tej przymierzalni wcale a wcale. Odwieszam na miejsce zwalając przy okazji na podłogę inne dzieła szwalnictwa. Podnoszę i wieszam byle jak... Zgarniam berbecia, płacę niecałe 17 zeta i wychodzimy na dwór. Uff... Mijamy elektryczny samochodzik na 2 złote. Oczywiście zanim go miniemy to musimy uciąć przejażdżkę. Oli nie odpuszcza takim przyjemnościom. Wyciąga do mnie rękę po monetkę, wdrapuje się do autka, wrzuca pieniążek i bryluje góra-dół, do tyłu- w przód. Jest tym zawsze tak ucieszony, tak szczęśliwy i promienny, że serca bym nie miała odmawiając mu tej minutowej "wycieczki".

Dzisiaj w pracy mam na sobie tę spódnicę z mięty. Jest miła w dotyku i korzystna dla brzucha. Minus - podciąga się do góry i marszczy z przodu mając kontakt z rajstopami.... :-( co jest efektem braku podszewki, jak mniemam. Jak też napisałam wyżej - jest nieco ciotkowata choć w sumie  wygląda dość designersko - kieszenie, zamek z przodu, jakiś hafcik, troczek. Normalnie to nie jest mój rozmiar, stąd chyba ta ciotowatość. Po ciąży już mi się raczej nie nada, ale nie płaczę nad tym. Za niecałe 7 zł to szkoda nawet krokodylich łez, he he. Zawsze potem mogę odpisać ją w spadku mamie lub Beacie, ewentualnie opchnąć gdzieś w necie albo oddać do kontenera na PCK. Ewentualnie zostawić na przyszłość bo może kiedyś jednak się upasę co nieco.

I tak oto szalone zakupy z Olkiem przekonały mnie do próby zakupów w necie. Co nieco już kupiłam i czekam na dostawę. Okaże się lada dzień cóżem ja wybrała widząc jedynie obrazki i opisy. Może szalone kupowanie z Olkiem wcale nie będzie tym NAJgorszym jakie można sobie zafundować? ;-) ;-) ;-)

8 komentarzy:

  1. o nie, przepiekny opis. a doradza Ci? wola, ze dobrze wygladasz albo pokazuje ci ktore ladne ciuchy?

    OdpowiedzUsuń
  2. No raczej nie Asiu... jak pytam to mu wszystko pasuje. W zasadzie jest chyba na etapie przytakiwania, że wszystko ok. Ale tak mu może już zostać, bo i mężowi zostało po dziś dzień, he he ;-).

    OdpowiedzUsuń
  3. skad ja to znam :D stad zawsze czekam az moj ma wolne i wtedy sama wymykam sie z domu na zakupiczki ..... Nie zapomne jak wybralam sie na zkupy z Marcela kolega jakies 3 m-ce temu latem czyli 5cio latki wystawa byla z kobietami w strojach kapielowych i ten kolezka wymyslil zabawe w sciaganie majtek tym kobietom-manekinom normalnie myslalm ze sie ze wstydu spale bo to ja biegalam i podciagalam gacie manekinom a zreszta skad taki pomysl u pieciolatka ??? nawet moj Marcel byl lekko zdziwiony ta zabawa a zarazem bardzo podekscytowany widzac moj szok na twarzy..... a o Amelii wole nawet nie piosac co ona wyczynia bo to jest poprostu zbrodnia w bialy dzien -mala terrorystka..... Elsa

    OdpowiedzUsuń
  4. Więc doskonale się rozumiemy w kwestii zakupów z dzieciakami Elsa ha ha. No owszem, bywa to czasem jak zbrodnia...A co do tego kolegi Marcela - tatuś nauczył go tych gestów ściągania majtek czy co, he he he ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. ..... no wlasnie nie wiem ale tak sobie myslalam po cichaczu ze mzoe widzial co nie co w tv albo przylapal tatusia z mamusia...... cale szczescie moj Marcel zapomnial o tym jednorazowym incydencie.... Elsa

    OdpowiedzUsuń
  6. jA Z M0ja Mani tez na zakupy sie nie nadaje, a raczej ona sie nie nadaje, bo niedosc,zeniegrzeczna i chce biegac i zwalac wszystko , dotykac i sciagac to mi sie skupic na niczym nie da, takze takie zakupy sa do dupy, nic nigdy nie kupie, polowe rzeczy zapomne i do tego wracam do domu z czerwonym oyskiem i z cisnieniem ze 300 chyba... a mala z rykiem , bo do domu niechce isc ...

    OdpowiedzUsuń
  7. aaayyyyy dobre te gacie manekinow lol

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).