wtorek, 22 lutego 2011

Po jarsku i tęskno do wiosny

Znowu muszę wymyślić coś jarskiego na obiad. Mam jeszcze sporo kartofelków z Pastorczyku i jakiegoś lekko zdechłego pora. Chyba więc zrobię zapiekankę...

Jarskie gotowanie w zimie wcale nie jest ani takie łatwe ani tanie. No, ale cóż... Jarski mąż zobowiązuje. Zresztą już wspomniałam, że jarskie jedzenie to i dla mnie rzecz fantastyczna, aczkolwiek nadal nie potrafię obstać się tylko przy nim. 

Całkiem niedługo już marzec, a więc jeszcze trochę i tzw. przednówek - stare się kończy a o nowym jeszcze nawet nie ma co śnić (to tak w nawiązaniu do warzyw). Zresztą patrząc na aurę - dziś rano było co najmniej -19 C - trzeba uzbroić się w anielską cierpliwość oczekując na młodą sałatę czy rzodkiewki. Żeby jednak przybliżyć sobie wiosenkę - jakiś czas temu zasadziłam w doniczce kilka cebulek dymek. Szczypiorki już wyrastają :-). W innej doniczce posiałam koperek. Powschodził, owszem, ale na razie jest tak delikatny i kruchy, że mocno obawiam się o jego dorosłą postać. Możliwe, że jest za zimno i maciupkie roślinki zanim staną się gęstym koperkowym buszem - umrą jako niedorozwinięte błagocinki. Trzeba chyba będzie poczekać z tymi zasiewami na znacznie cieplejszą aurę. Szczypior - jako ostry facet - być może się utrzyma, bo zaczyna już cieszyć moje oczy swoimi zielonymi różkami. 

Moje szczypiorki
Uwielbiam wszelaką zieleninę. W sezonie napycham się nią jak baran siarką. Jeśli jestem w Pastorczyku - każdy mój posiłek oprawiony jest garścią wszelkiego zjadliwego zieliska dostępnego w naszym ogrodzie - szczypior, koper, natka pietruszki, selera i maggi, cząber... Do każdej zupy, sałatki, na ziemniaki, do zsiadłego mleka, na kanapki... Garść dobrodziejstwa. I chyba tylko ja jestem w naszym wiejskim domu taka ziołolubna. Reszta podchodzi do procederu z rezerwą i czasami jedynie sobie coś tam "poprószy" moją siekaninką.

Moja kuchnia w Grajewie, jako że ogrodu tu nie posiadam, obfituje we wszelkie możliwe, dostępne w sklepach (bądź niedostępne u nas ale przywiezione z Indii) zioła i przyprawki w słoiczkach i paczuszkach. Nie obawiam się dodawać ich zawartości do niemal wszystkiego co przyrządzam. Staram się też suszyć i mrozić zielonkę z Pastorczyka, ale nie zawsze o tym pamiętam. No i, jak wspomniałam, czasem robię sobie tutaj własne zasiewy doniczkowe, bądź dajmy na to kupuję gotowe ziółka w doniczkach.

Zielono w marzeniach... Oj, tęskno za wiosną. Bardzo tęskno.

Zapiekanka zrobiona. Czasem korzystam z przepisów, a czasem, a raczej najczęściej, robię żarełko na tzw. czuja.


Duża szklana "blacha" żaroodporna lekko wysmarowana masełkiem. Na dno pokrojone w plasterki podgotowane ziemniaki. Posypane przyprawami (różnistymi, ale nie za wiele). Na ziemniaki warstewka podgotowanych pozostałych warzyw (mieszanka warzywna z mrożonki i wspomniany nadzdechły por). Na to warstewka żółtego sera misternie startego przez Olka. I też przyprawki. Na to - hmmm, woreczek pozostałej po wczorajszym obiadku kaszy jęczmiennej zmieszanej z odrobinką sera. Na to - ponownie warstewka warzyw a na top - reszta kartoflanych plasterków. Wsio zalane sosem - 2 rozbełtane surowe jajka (Mohi musi to przeżyć, sorry mężu) z odrobiną mleka (nie miałam słodkiej śmietanki), resztką żółtego sera i oczywiście ziółkami.

Huzia do piekarnika na jakieś 30 minut i gotowe.

Niezłe. Trzyma się w całości dość względnie i jest delikatne w smaku, co dla nas obojga (mnie i Mohika) oznacza, że zdecydowanie należy to spożywać z dodatkiem jakiegoś pikantnego, wyrazistego w smaku sosu. Takie zaś zwykle u nas w lodówce stacjonują. 

A zatem - smacznego :-) !

9 komentarzy:

  1. smacznego Asiu!! Zapiekanka wyglada smakowicie:)))moj wegetarianski mezulo jajka je w postaci omletow jedynie, albo jak rozbeltam je kiedy robie ziemniaczane albo kalafiorowe kotlety (jakos musze ta bulke tarta "przytwierdzic") :) a wszelkiego rodzaju zieleninke tez uwielbiam i jadam duze ilosci!!!

    U nas juz na prawde cieplo, dzis wyszlam w kurtce do sklepu, pod spodem majac dosc gruby sweter i bylo to zdecydowanie za duzo:)lada dzien kurtki wyladuja na dnie szafy! Tak wiec to -19 to jakas abstrakcja! :) trzymajcie sie w tej mroznej Polsce cieplo:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak Luizko - czasem jajka trzeba użyć jako rodzaju cementu ;-).

    No, -19 to już masakra pod koniec lutego, ale co robić... Zazdroszczę Ci w tym momencie Wysepki, ach...

    OdpowiedzUsuń
  3. jogurt tez jest dobry jako klej zywnosciowy :) przynajmniej przy pichceniu indyjskich smazenin jak pakory itd. :)
    O.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Asiu! Podczytuje Twojego bloga już od jakiegoś czasu, mam synka w podobnym wieku co Olek. Lubię Twój styl pisania :)

    Ja używam jogurtu jako zlepiacza do mielonych i jako zastępczak mieszaniny śmietana+jajko do zapiekanek. Daje po prostu jogurt doprawiony przyprawami i wymieszany ze startym serem. Czasem na myśl o jajku mnie "odrzuca" i wtedy pichcę jarskie wersje dań.
    U nas jutro na obiad fasola "czarne oczko" ze szpinakiem (przepis Anjum Anand).

    OdpowiedzUsuń
  5. Bez mięsa to bym jeszcze wytrzymała ale bez jajek ... nigdy. Zapiekanka to fajny miszmasz. też czesto robie własnego pomysłu. Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmm...teraz to zaczęło mi już burczeć w brzuchu..a jeszcze 6 godzin w pracy...

    OdpowiedzUsuń
  7. Amishko kochana..ostatni komentarz napisałaś 3 dni temu !!! Czyżbyś się już rozdwoiła ???
    Myślę że już masz maluszka po drugiej stronie,mam racje? :)

    Od paru dni chodzi za mną jakaś zapiekanka..muszę wreszcie zrobić..a taka z ziemniaczkami,rozbełtanymi jajkami i serem żółtym to pychotka!
    Też chce już wiosny..!!! aczkolwiek się boje jej pierwszego dnia,pewnie domyślasz się czemu :)

    Buziaczki!

    OdpowiedzUsuń
  8. Amisho - mam takiego samego "czuja" jak Arabella:)
    Jakbyś zaraz miała się tu pojawić - i znalazła na to czas, to proszę zajrzyj do mnie po odbiór małej niespodzianki ...
    O tu:
    niespodzianka
    :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Droga EwKo! - witam Cię serdecznie i miło mi i fajooowo, że do mnie tu wpadasz pod gałązkę żywotnika :-). Zawsze zapraszam!

    Jogurtu jako zlepiacza na pewno użyję. Nawet bym nie wpadła na ten pomysł. Jogurt jako taki (naturalny czy owocowy) - przyznaję bez bicia - nie bywa zbyt częstym gościem w mojej kuchni.... A wiem, że przez to tracę bo to jednak bardzo pożyteczne "tworzywko".

    Kerry Marto - ja w zasadzie też jednak bardzo lubię jajka..... ale pomysł z jogurtem jest fajny dla odmiany i dla... veg męża.

    Alchemiczko - szkoda, że nie mogłam podrzucić ci kęsa do pracy ;-)

    Arabelka i Mama Ammara - jak już powszechnie wiadomo - od niemal tygodnia jestem bez brzucha, ale za to w łóżeczku o jedną duszkę więcej :)))))))). Macie bardzo dobre wyczucie ;-)

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).