Wczoraj jednak nie przyszłam do pracy. Obudziłam się z ciężką głową i zatkanym nosem. Kiedy wstałam - niemal natychmiast znowu się położyłam. Przed siódmą zadzwoniłam do kolegów z pracy by wzięli mi urlop, do Anety - niani Maksymka - żeby zrobiła sobie wolne i do przedszkola, że nie przyprowadzę Olka. I niemal cały dzień leżałam ile mogłam - czyli w sumie niewiele, bo moje małe chłopaczątka nie podzielały mojego samopoczucia i miały się całkiem dobrze. Nałykałam się medykamentów i jakoś przeżyłam ten dzień. Dzisiaj rano było już ze mną lepiej. Gdyby nie fakt, że urlopu mam już naprawdę niewiele - chętnie i dziś zostałabym w domu, ale jednak zmobilizowałam siły i wspomagana lekami - przyszłam. Nie jest źle. Wczorajszy odpoczynek i siedzenie w zamknięciu chyba wyszły mi na dobre. Dzisiaj wróciła też do pracy po długim urlopie nasza szefowa - kierowniczka działu. Wypoczęta, uśmiechnięta i w dżinsach tej samej marki, co moje nowe, he he. Nie wiem czemu, ale od razu rzuciło mi się to w oczy - wystarczyło, że popatrzyłam na przeszycia kieszeni ;-). Moja szefowa w kwestii ubioru jest raczej skromna, ale jej skromność jest zawsze na odpowiednim poziomie - taka z klasą. W dżinsach chodzi rzadko, ale jak już je nosi to zawsze są odpowiednie do jej wieku i figury (a ma ją idealną).
Oluś poszedł do przedszkola z ochotą. Jednodniowa przerwa chyba i jemu dobrze zrobiła. Co prawda i tak nie mam z nim problemów, bo do przedszkola zawsze idzie zadowolony (czasem tylko nie chce mu się rano wstać, co nie dziwne bo i mi się nie chce), ale dzisiaj wręcz tryskał radością na sam widok przedszkolnego budynku. Co jakiś czas zabiera ze sobą jakiegoś pluszaka - zwykle małego, pomarańczowego pieska. Dzisiaj wziął natomiast dużego biało-brązowego boksera. Niósł go dumnie pod pachą i powiedział, że będzie z nim w przedszkolu spał. No niech tam. Jeszcze chwilka i nie zechce nawet tykać pluszaków, bo będzie się uważał za zbyt poważnego na takie zabawki.
Aneta - opiekunka Maksymalnego przyznała się, że wczoraj za nim tęskniła i nie mogła sobie w domu znaleźć miejsca. Wow, szybko przywykła! Ma dopiero 20 lat, ale jak widać instynkt opiekuńczo-macierzyński już całkiem rozwinięty. Zresztą widzę, że dziewczyna ma fajne podejście do dzieciaków i przepada za "swoim małym przystojniaczkiem". Nawet Olek od razu ją polubił. Chciałabym, aby Aneta siedziała z Maksem jak najdłużej, ale z tego co zdradziła być może przeniesie się ze swoim narzeczonym do Ełku, bo planują tam kupić mieszkanie. Szkoda będzie... Mały już się do niej przyzwyczaił, dziewczyna sprawdza się w swojej funkcji... Też wzdychała, że trudno jej będzie rozstać się z małym, ale cóż... Może nie nastąpi to tak szybko jak się wydaje. Oby. Początkowo Maksi miał dostać się pod opiekę dziadka Władka i familii. Jednak tam musiałabym go zawozić, a idzie zima i dziadek stwierdził, że żal dzieciaczka zrywać tak rano i wyciągać na dwór. Święte słowa. No i stąd mamy Anetę (zresztą z polecenia dziadków). Jeśli mały będzie już chodził i nadejdą wiosenno-letnie dni a będę poszukiwała kogoś do Maksia - wtedy na pewno ruszę do dziadka Władka abarot. Tymczasem ktoś musi przychodzić do nas.
I tak to... Niby nic, a jednak zawsze coś się dzieje :).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dobre słowo zawsze mile widziane :-).