Spędziłam wczoraj u fryca bite 2 godziny albo i dłużej. Najpierw miałam pędzlowanie i zawijanie w sreberka. Potem siedziałam jak kół w płocie i czekałam, aż farba się przyjmie. Potem mycie głowy - długie i całkiem relaksujące. Następnie usiadłam na krzesło przed lustrem i zamarłam... Boże, co ja mam na łbie??? Jeszcze trochę wyrównywania nożyczkami a potem jazda z suszarką i okrągłą szczotką. Jakieś odżywki, spraye... Potem jeszcze prostownica, tapirowanie i lakier. Byłam tym wszystkim tak zmęczona, że nawet nie chciało mi się protestować. Efekt końcowy ? Kształt fryzury ok. To, że włosy nagle stały się jasne - też ok. Ale jak na mój gust - za jasne i za bardzo pasiaste. Takie podłużne prążki - jeden mój naturalnie jasnobrązowy, jeden pomalowany. Przeplatanka kawy i mleka. Osobiście wolałabym te pasemka nieco ciemniejsze. Ale po ptakach. Są jakie są. Żeby jednak tradycji stało się za dość - po całym tym fryzjerskim rytuale wsiadłam do samochodu i rozczesałam wszystkie tapirki i lakiery gęstym grzebykiem. Babka się napracowała, wyszłam "zrobiona" i zadbana. Nie powiem, że to było źle, ale wydało mi się, że choć do 40 jeszcze mi trochę brak to w tym uczesaniu już dawno ją przekroczyłam i wyglądam jak dyrektorka domu towarowego. Do fryzjera zbyt często nie chodzę, ale ilekroć od niego wyszłam a Pani użyła lakieru i tapiru - pierwsze o czym marzyłam to rozczesać nowa fryzurę albo w ogóle głowę umyć. Nigdy też nie chodziłam do fryzjera "zrobić się" na jakieś wesele czy imprezę. Utrwalone fryzury, usztywnione koki... nie cierpię. Owszem, może pasuje to starszym paniom, ale osobiście nie preferuję. Lubię prostotę, niestety... Zawsze jak mogłam tak sama sobie radziłam ze swoją problemową głową i przynajmniej czułam się na luzie i nie marnowałam czasu ni kasy na fioki-koki, loki i inne dziwoki. Poza tym - są osoby, którym pasuje glamour look, połysk, szyk, make-up, fryz - mnie niekoniecznie.
Co też więc podkusiło mnie na wczorajsza zmianę? Nie wiem. Zmęczył mnie chyba mysi kolor a brązów, kasztanów i rudości już próbowałam za sprawą szamponetek.
Wróciłam do domu - Mohinder mówi: Wow Jo, good! You look very good. Like a typical polish now :)))).
No i nos mi się spuścił na kwintę. Jak typical polish! Wiem, wiem. Polskie pasemka... Takie, jakie w zasadzie nigdy mi się nie podobały. Oczywiście Mohinder nie miał na myśli tego co ja, bo chyba naprawdę mu się podobam, ale ja te słowa odebrałam na swój własny sposób ha ha ;-).
Jeśli przywyknę do jasnych włosów - być może spróbuję przefarbować je zupełnie na jakiś blond. Na razie widzę w lustrze nieco inną osobę. I naprawdę wszystko byłoby dobrze, gdyby ten jasny kolor był bardziej zbliżony do moich naturalnych włosów.
E tam, nie ma o czym gadać.
Dziś rano oczywiście włosy spięłam. Nie dość, że kolor zmieniam to jeszcze pozbywam się grzywki, którą miałam ZAWSZE bo uważałam, że bez grzywki wyglądam blee - ale teraz widzę, że wcale nie jest tak źle. Czyli - zupełnie inny look.
No tak - w kwestii koków-fioków jesteśmy do siebie z pewnością bardzo podobne :) - ja tez ich u siebie nie lubię i nie potrafię w zasadzie funkcjonować inaczej niż w (ciasno) związanych włosach i w zasadzie każdą (coroczną) wizytę u fryzjera kończe w jakimś stopniu niezadowolona - jeśli zażycze zmianę koloru albo grzywkę albo inny eksperyment. Za modelowanie, tapirowanie i lakierowanie zawsze z góry dziękuję - od razu zmyłabym to z głowy ;). Ale raz babka jedna zrobiła mi tak przepiękny blond ... (jestem naturalnie ciemną może wręcz ociemniałą lol - blondynką chociaż do 20-tki byłam blondynka "słomkową" to potem mi się ściemniało;)) - byłam absolutnie wniebowzięta, ale niestety po powrocie do siebie (do Jo) nie potrafiłam tego koloru farbami sklepowymi utrzymać - szkoda. Niektóre blondy są bee, ale są i pieknę - jeśli więc nie wytrzymasz z paskami - może faktycznie ten blond (byle nie ryży - raz spróbowałam i strasznie wyszło). BTW szkoda, że nie pokazałaś swojego nowego looku na zdjęciu :), może Twój M. Cię uwieczni podczas planowanych sesji? Fajnie, że jest w domu :). Wspaniałego weekendu życzę :).
OdpowiedzUsuńps. zdjęcia pięknej Jesieni w Pastorczyku (co za sielskość ...) pokazałam mężowi - jesieni w Polsce (a szkoda) nie uraczył.
a nawet jesli ci sie ten polish look znudzi lub nie utrwali jakos pozytywnie, wlosy to tylko akcesoria, ktore wlasciwie mozna zmienic w kazdej chwili :)gorzej byloby jakby sie tatuaz nie udal :D
OdpowiedzUsuńfoto koniecznie musi być na blogu! :)
OdpowiedzUsuńTo prawda niektóre fryzjerki są niereformowalne.Tłumaczysz im zero tapiru i lakieru , a i tak wychodzisz w kasku. Ja mam naturalnie ciemne wlosy i jak pierwszy raz przefarbowałam na blond to wyszedł ohydny rudy.Przy mnie farbował się facet.Chciał mieć taki jaśniutki prawie biały kolorek , a wyszło żółtko.Albo prosisz o obciecie koncówek ,a wychodzisz z połowa włosów.Ale fryzura ala dyrektorka domu towarowego to jest naprawdę cos. Zapraszam na mojego świeżutkiego bloga http://spodpsiejgorki.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńja zdecydowanie wole naturalne fryzury,ladne ciecie i wlosy "rozczesane" wiatrem...przekroczylam juz czterdziestke,ale nikt mnie nie namowi na tapiry i sztywne fryzury! Zreszta tutaj we Wloszech nie jest to na topie. Moja fryzjerka nie stosuje nawet lakieru. Wloszki wybieraja z reguly kolory naturalne, ktore wygladaja jakby w ogole nie byly farbowane, z wyjatkiem moze niektorych blondow. Chyba to prawda, ze Polki uwielbiaja pasemka. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńFoto koniecznie! Ja też dziś byłam u fryzjera. Niby nieduża zmiana, a banan od ucha do ucha :) Lepsze od psychoterapii ;)
OdpowiedzUsuńkażda zmiana u fryzjera to dobra zmiana ;) a jak nadal nie jesteś zadowolona to następnym razem polecam pasemka w kolorze miedzianym i czerwonym, najlepiej trzema kolorami i takie cieniutkie, nie jakieś pasiska szerokie :) też jestem z natury szarą myszką i chyba pierwszy raz w życiu jestem zadowolona ze stanu mojej głowy (na zewnątrz przynajmniej) po takim "rozświetleniu" :)
OdpowiedzUsuńDziewczyny - foto wrzucę, ale sesja foto nam się obślizgła, bo miała być wczoraj, ale wróciłam z dziećmi z P. lekko późno i już mi się nie chciało...
OdpowiedzUsuńMoja mama powiedziała, że teraz mam siwe włosy. Ma rację.
Dzięki pofarbowaniu włosy nabrały jakby mocniejszej struktury - o ile mi się coś nie tylko "na" ale i "we" łbie nie pokiercało...
Lauro - co do wieku - mi brakuje 2 kroki do 4 dych, ale w poście miałam na myśli, że robota fryzjerki po prostu dodała mi wieku (niekoniecznie pasemka a te tapiry brrrr), postarzyła. Nie wiem czemu te nasze fryce w dużej mierze nadal kochają tapirować i lakierować. O ile z cięcia w tym salonie zawsze jestem happy o tyle te dodatki są niepotrzebne.
itooktheroadlesstravelledby - teraz miałam ciśnienie na blond... może kiedyś najdzie mnie na czerwienie...
Mamo Ammara i AgaB - ryży, rudy - nie! Miałam odcienie mahoniaste i coś w deseń rudych, ale ryży - o mater, never - tak jak wy. Stąd boję się, by blond jaki ewentualnie sobie zażyczę nie przekształcił się w jakiś ryży właśnie.
Ale jak pisze lorusza - dziś z włosami można wszystko ;-)
U fryzjera nie bylam...nigdy! Choc do swietego klasztoru poszlam majac lat 24...Zawsze wlosy byly dlugie i...sa! I takie mi sie najlepiej podobaja. Kolor...coz z przyplywem lat zmienia sie, ale nie bede farbowac!!!!
OdpowiedzUsuńSerdecznosci
Lavieestbelleijatez
czyli Judith
Judith - aczkolwiek ja też się fryzjerom nie narzucam i cenię prostotę - bijesz wszystkich na głowę tym, że u fryzjera nie byłaś w ogóle. Ale niektórym osobom to rzeczywiście niepotrzebne. Ja gdybym miała ładne włosy to też pewnie nic bym z nimi nie robiła. Farbowanie np. pociąga za sobą kolejne farbowanie, tuszowanie odrostów, poprawki itp... Tyle roboty i wydatków. No, ale jak się człowiek lepiej poczuwa po zmianie na głowie - niech się zmienia :)). Pozdrawiam!!!
OdpowiedzUsuń