Odkąd wrócił do nas M. (praca w Krakowie - niestety bądź stety – mu się skończyła, więc od 3 tygodni jest już z nami) – w naszym domu panuje przeraźliwy bałagan, rozgardiasz, młyn, bajzel czy jakby tego nie nazwać. M. jest człowiekiem, który lubi mieć wszystko. Przez 7 miesięcy pobytu w Krakowie nagromadził więc tyle tego wszystkiego, że aby abarot przytaszczyć to do Grajewa – musiał wynająć poważnego kuriera. Nie wspomnę, że część rzeczy zostawił w Kraku u kogoś znajomego. Po każdej wizycie w Grajewie (wtedy, kiedy jeszcze oczywiście w Krakowie pracował) zabierał ze sobą a to to a to tamto (głównie ciuchy, książki i dvd). Pewne rzeczy dokupywał, bo jak wspomniałam – on musi mieć wszystko – nawet praskę do czosnku, 2 lejki (mniejszy i większy), centymetr krawiecki i kreta do rur, których to przedmiotów w 99 % nigdy nie użyje! Jest jednak na tyle zapobiegliwy, że nie omieszka nabyć i posiadać takie drobiazgi, o jakich ja na jego miejscu nawet bym nie pomyślała... Jak żywą pamiętam jeszcze jego przeprowadzkę do nas do Polski z Holandii w 2008 roku. To dopiero była trauma! Dom zawalony taką ilością pudeł i przedmiotów, że dochodziłam z tym wszystkim do ładu być może kilka miesięcy. Teraz mam małą powtórkę z rozrywki. Na domiar mam Aleksandra i Maksymiliana. I chodzę do pracy. Wtedy był tylko Olek i akurat byłam na urlopie macierzyńskim – miałam więc większą swobodę w przywracaniu ładu dookoła naszych kątów. Wtedy było też w domu mniej mebli (a w zasadzie prawie wcale ich nie było). Nasza obecna sypialnia służyła nam jako „drewutnia”. Stało i leżało w niej wszystko co niepotrzebne bądź nawet i potrzebne, jednak nie musiało być ułożone, ustawione czy powieszone. Teraz, rolę drewutni pełni najmniejszy pokoik. Nie wspomnę, że również w naszej piwnicy arsenał rozmaitości jest tak pokaźny, że spokojnie można by zorganizować wyprzedaż. Większość rzeczy należy bądź pojawiło się w naszej przestrzeni oczywiście za sprawą M. Kilkakrotnie robiłam porządki i przebiórkę w piwnicy, ale i tak zalega w jej podwojach sporo dóbr wszelakiego rodzaju. Posiadanie bywa czasem do tego stopnia uciążliwe, że marzę o zamieszkaniu na pustyni... Mieć cztery kije z rozpiętą na nich płachtą, ze 2 garnki, po jednym kubku dla każdego, sukienkę z palmowego liścia i pled do okrycia... Oczywiście nie mam pewności, czy nagle nie zatęskniłabym do świata tu i teraz, ale zdecydowanie twierdzę, że posiadamy zbyt wiele przedmiotów. I od przybytku tego - głowa czasem BOLI !.
Ostatnio mam tak, że o godzinie 20-stej już kręcę się ciałem i myślami koło łóżka. Wczoraj zmogło mnie o 20.20. Energię i siłę mam jedynie o poranku. No... powiedzmy do południa. Ok, do czasu powrotu z pracy do domu. Po przekroczeniu progu mieszkania – czuję się jak przebity balon. To, co sobie umyśliłam z rana – że zrobię – znika jak łosi tyłek za mgłą. Nic nie robię. Tzn. robię, ale tylko i wyłącznie to, co konieczne – gotuję jakiś obiad (też nie codziennie), ogarniam bałagan widoczny najbardziej, czasem wrzucam pranie i co 2 dni naczynia do zmywarki. „Tworem”, który we wszystkim ogranicza mnie najbardziej jest Maksymilian. Cały dzień siedzi teraz z ojcem, więc moje przyjście jest dla niego jak manna z nieba, której musi objeść się do syta do momentu, w którym zmorzy go wieczorny sen – właśnie koło godziny 20-stej... Chociaż od niemal miesiąca śmiga już na czworakach i dzięki temu stał się bardziej samodzielny i niezależny – kiedy ja jestem w pobliżu – „torturuje” mnie marudzeniem, bekiem i wspinaniem się po mojej nodze. Byle tylko wziąć go na ręce... Poza tym – popołudniami i wieczorami ogólnie jest bardziej nieznośny. Najmilszy i najbardziej happy – między 5 a 6 rano – kiedy wstaje zaraz tuż po mnie i wypełza spod kołdry z potarganą czupryną i boskim uśmiechem.
Tak więc, jestem teraz w pewnego typu potrzasku – ranne wstawanie plus kilka pobudek nocą w celu uspokojenia ssaka, praca, osaczenie Maksymalne po pracy, sprawunki takie i inne, jakaś domowa, niezbędna krzątanina... i kropka. Dzień mija szybko i na jego koniec oplata mnie znużenie tak wielkie, że już nie widzę ani hałd łachów porozwalanych po całym domu ani kartonów, pudełek i innej rzeszy przedmiotów, które od przyjazdu M. ciągle nie mogą znaleźć swego miejsca. Nie widzę brudnego zlewu ani łysego okna, na które od tygodni wieszam firankę a ona nadal tam nie wisi. Jestem wściekła na ten bałagan, bo bałagan ogólnie dezorganizuje mnie i drażni. Ale nic z nim nie mogę zrobić...Weekendy - jak dotąd - wszystkie bez 1 wyjątku spędziliśmy na Pastorczyku. Póki pogoda dopisuje - zabieram maluchy na wieś, bo jak przyjdzie zima i zawieje nam drogę - siedzenie w Grajewku będzie przymusowe. Może więc dopiero wtedy porobię w tej rozbebłanej chałupie jakieś porządki.
Czasu dla siebie nie doświadczyłam już od dawna. Zapomniałam nawet jak on "wygląda".
Powrót M. okazał się z jednaj strony wspaniały, bo znowu jesteśmy rodzinką w komplecie i jednak mam w M. wielką pomoc (nie wiem na jak długo), a z drugiej - wprowadził rozgardiasz do światka, jaki już sobie ułożyłam po powrocie do Grajewa i do pracy. Nie to, że mi źle!!! Tylko dręczy mnie ta bezsilność i chroniczne zmęczenie po powrocie do domu...
Ponarzekałam? Ponarzekałam. No. Chociaż na tyle jeszcze mam siłę. Bo jeszcze nie dotarłam do domu, kurde mol...
Czasu dla siebie nie doświadczyłam już od dawna. Zapomniałam nawet jak on "wygląda".
Powrót M. okazał się z jednaj strony wspaniały, bo znowu jesteśmy rodzinką w komplecie i jednak mam w M. wielką pomoc (nie wiem na jak długo), a z drugiej - wprowadził rozgardiasz do światka, jaki już sobie ułożyłam po powrocie do Grajewa i do pracy. Nie to, że mi źle!!! Tylko dręczy mnie ta bezsilność i chroniczne zmęczenie po powrocie do domu...
Ponarzekałam? Ponarzekałam. No. Chociaż na tyle jeszcze mam siłę. Bo jeszcze nie dotarłam do domu, kurde mol...
A sprawca bałaganu nie ma rąk i posprzątać nie może, tak? Za dobrze mu.
OdpowiedzUsuńZ meżem w domu (wyłączajac bałagan) pewnie jest dużo lepiej.Minie trochę czasu i jakoś się zorganizujesz.Tylko nie wyprowadzaj się na pustynie!Tam zapewne nie ma internetu i kto będzie bloga pisał?trzymaj się będzie dobrze!
OdpowiedzUsuńAmisho chcę ci wysłać prywatną wiadomosć.Przeszukałam stronę i nie widzę możliwości.Zadałaś mi na moim blogu pytanie i chętnie odpowiem.
OdpowiedzUsuńAmishko super, ze M. z Wami :) nawet nie wiedziałam, że wrócił :) może zagoń go troche do porzadkowania swojego balaganu, co? :) chyba, ze wolisz miec nad tym kontrole, ja na przyklad tak mam... bede latac z wywieszonym jezykiem, ale zorbie wszystko po swojemu niz dam mezowi zrobic, po przeprowadzce jego rola ograniczyla sie do wniesienia kartonow do jednego pokoju, a ja kazdy jeden przedmiot, ciuszek, ksiazke czy talerz sama ustawilam na polkach ;) chociaz tam gdzie trzeba i mi nie przeszkadza to sprzata :)
OdpowiedzUsuńAmishko, ale chyba najważniejsze, że jesteście wszyscy razem! Bałagan się poukłada... :-) Może poproś męża, żeby Ci pomógł?
OdpowiedzUsuńNie jesteś jedyna, która ma energię w ciągu dnia a popołudniu szybko ją traci. Ja mam tak samo! Tylko ja mam jeszcze coś takiego, że żal mi wieczoru i siedzę potem... tak jak dziś na przykład... a potem rano tak ciężko mi wstać. ;-)
Kaeri, Lusin, Julita - wygląda na to, że naklikałam anty-mężowski post ha ha. Strasznie egoistycznie mi to wyszło. Oczywiści M. pownosił swoje pakunki, rozpakował, powynosił puste i poukładał to, co i gdzie mógł. Ja naczyniłam bałaganu robiąc mu miejsce w naszych nadal skromnych ilościowo szafach i szafkach bądź tłumacząc, że resztę z tego co on ma to JA sama ułożę czy pochowam. I nadal nie mam na to czasu ni sił a absolutnie nie chcę by on to robił. On ma prawo do układania tylko swoich łachów i innych totalnie jego rzeczy - nad resztą to ja sama lubię i muszę mieć kontrolę - właśnie tak jak Ty Lusinko... Więc to nie tak, że on mi nie pomaga tylko teraz - przez dzieciaki zwłaszcza - jesteśmy oboje jakoś uziemieni. On siedzi z Maksikiem do 3, potem Maksio okupuje mnie a M. poświęca czas Olkowi. Pomaga mi wiele, ale... o 7 wieczorem sam pada ha ha. Musimy po prostu przeżyć czas, aż Maksi stanie się bardziej samodzielny i mniej marudny. Czyli ... do... 2 latek ? LOL.
OdpowiedzUsuńJulita - ja fizycznie nie mogę długo siedzieć. Nie śpię już od około 4, wstaję o 5 i to jest przyczyną... Nawet jak chce to nie wyrabiam wieczorami, choć jak dzieci idą lulku między 8 a 9 mogłabym choć poczytać. Nie mogę.... :(.
Aga - podam Ci mojego maila u Ciebie.
He, he, "obrastactwo" w przedmioty niepierwszej potrzeby występuje i u nas w domu i też jest w wykonaniu męskim ;) Może to wada wpisana w tą płeć?
OdpowiedzUsuńAmisho, ty jesteś po prostu skowronek a nie sowa! Zrywasz się o świcie a o zmieszchu już brak sił. Myślę, że przy małych dzieciach to jest dobry rytm funkcjonowania, bo zgadza się z rytmem dnia malucha. Uwierz mi, sowy mają gorzej ;)
Głowa do góry, jak słusznie zauważyłaś byle do 2 urodzin Maksa, nawet nie zauważysz jak szybko minie czas...
Całuski!
Tak Ewo - raczej jestem skowronkiem (mój M. też). Ale też praca i dzieci taki rytm wymuszają. No i wychowałam się na wsi, gdzie wcześnie rano się wstaje do obrządku a wczesnym wieczorkiem już pada na pyszczek... Stąd chyba zawsze - nie tylko teraz jak mam dzieci - było tak, że zarwana noc i długi wieczór nie służyły mi a poranek (nawet jak się nie chce wstać) był pełnią życia :).
OdpowiedzUsuńUszy do góry, wszystko się ułoży. To tylko kwestia czasu :) jedna osoba w domu więcej to bardzo dużo, stąd bałagan i zamieszanie,
OdpowiedzUsuńporadzicie sobie z tym, jestem pewna :)
też czasami tak mam, że wieczorem - chociaż bardzo bym chciała coś podziałać, bo nocny marek jestem, to godz 20 złamie mnie na kanapie, nawet na siedząco :)
a pomarudzić czasami trzeba - nawet wskazane :p
z moim jest to samo - nawet igly mial (ktorych nigdy nie uzywal)5000dvd i milion bzdetow, a jak juz ma sam cos na miejsce odlozyc to grzecznie go wypraszam z domu z dziecmi, bo jak sam odlozy, to nie dosc, ze w jakies dziwaczne miejsce to i tak nigdy tego nie znajdzie, jesli by potrzebowal i kupi miliardowe minidluto, tudiez kolejno 2 kilo gwozdzi, jesli potrzebowal 5. a tak - ja odkladam, ja wiem gdzie cos znalezc
OdpowiedzUsuńchociaz jesli jestes taka przemeczona to pewnie i tak bys nie pamietala, gdzie co odlozylas, biedaczko :(
3maj sie
Przeczytałam posta, przeczytałam komentarze i taka naszła mnie refleksja, że mamy coś wspólnego :D A przynajmniej dwie cechy:
OdpowiedzUsuń1)Też jestem skowronkiem :) Zresztą wszyscy jesteśmy :) Wcale się nie dziwię, że zasypiasz wieczorem, tym bardziej, że masz takiego maluszka. To ciekawy okres w moim życiu był, jak człowiek musiał do dziecka wstawac w nocy, to potem potrafił zasnąć w każdych warunkach, w każdej pozycji... jak tylko chwilka była :)
2)I całkowicie rozumiem o co biega z tym, że sama musisz po swojemu poukładać niektóre przedmioty, odzież czy sprzęt :) Jak ja widzę nieraz jak ten mój składa swoje ciuchy to ... echhh... trza by jakieś kary cielesne chyba wyznaczać, żeby się nauczył... a ja jestem kurka taka na tip top w tych szafach :)
Tak na koniec jeszcze tylko dodam, że nabieram dziewczyny przy was kompleksów. Ja nie mogę znaleźc czasu na wiele rzeczy, a nie pracuję.... kompletnie nie wiem, jak Ty na przykład miałabyś to zrobić, zeby wszystko od razu ogarnąć :)
... chociaż czasami z pocałowanie ręki wróciłabym na swoje stanowisko :(
Amishko extra ze M juz z wami :) jakby nie patrzec to jest lzej jak sie ma meza u boku :)
OdpowiedzUsuńJest lżej Annu jasne. Tylko więcej rozgardiaszu he he ;).
OdpowiedzUsuń