Zaparzyłam sobie drugi już ciugon kawy, mieszam ją niespiesznie w celu zwindowania na dno brązowych fusików i planuję sobie tydzień. W międzyczasie piszę wezwanie i przewalam bez ekstazy papiery do pozwu. O zapłatę. Bo jakże by innego ?
Raz po raz przekręcam pierścionki oczkiem do góry, bo palce też mi przychudły i nie trzymają pierścionków jak należy. Na prawym serdecznym mam mikro pierścionek zwany umownie zaręczynowym oraz jego mikro koleżankę obrączkę ślubną. Na lewym środkowym mam zaś swój ulubiony maksi pierścień z ametystem (więcej o nim i mu podobnych tutaj). Takie przekręcanie pierścieni - poza prozaicznym przywracaniem ich do właściwego położenia na palcu, ma też czasami właściwości relaksacyjne, a nierzadko nawet wspomaga myślenie. Poza tym - czasami lepiej zająć się pierścionkiem niż - dajmy na to - obgryzać pazury, z którego to dzikiego nawyku nie wyleczyłam się do końca u progu czterdziestki ;-). A tak już mam, że nie umiem trzymać łap na właściwym miejscu i zawsze muszę coś z nimi robić. Jeśli nie są czymś konkretnym zajęte (np. pisaniem) - zawsze mimowolnie poddaję je aktywności paszczowo - zębowej, co nie jest ani eleganckie, ani wiekowo mi przystające. Kontroluję się w tym "przebardzo", ale nie od dziś wiadomo, że kontrola uzależnień czasami niepostrzeżenie bierze w łep. Nawyki zaś - nazwijmy je drapieżnicze - jak zaobserwowałam - właściwe są całkiem wielu osobom. Mój biurowy kolega z sąsiedztwa - na przykład - namiętnie gryzie ołówki i długopisy. Niedawno odkryłam na naszym biurku tak fikuśnie pogryziony ołówek, że z wrażenia oczywiście obgryzłam sobie pazurka ;-).
Ciugon opróżniony. Dawka kofeiny na dzień dzisiejszy maksymalnie wyczerpana. Dochodzi 10.00. Dwie kawy, zero pokarmu. Nic dziwnego, że nawet pierścionki nie mają się na czym zatrzymać. Strasznie źle sobie poczynam z odżywianiem. Nie głodzę się, jem ile mi trzeba, ale ten poranny post do 10.00 podtrzymywany kofeiną nie jest chyba odbiciem inteligencji. Chciałabym to zmienić, ale na razie mi nie wychodzi. Utarłam bowiem sobie taką ścieżkę i stąpam nią uparcie jak osioł. Taki rytuał. Nic mnie bardziej nie pociąga w pracy jak wizja porannej kawy - fusiasta, gorzka i w dużym kubku. Na pusty żołądek i bez akcesoriów typu pączek, batonik czy ciasteczko. Akcesoria takie spożywam czasem przy okazji kawy numer dwa (jakieś pół godziny po kawie nr 1). Dopiero za jakiś czas nachodzi mnie prawdziwy głód i zjadam kanapki czy co tam sobie przyniosłam.
No i chyba właśnie zgłodniałam.
Dobra, przekręcam pierścienie, idę po wodę, robię herbatę i zabieram się za śniadanie - bo szkoda paznokci LOL ;-). A potem pozwy, wnioski, pisma...
Miłego poniedziałku :) !.
Ja też rozpoczynam dzień od kawy na pusty zołądek.Tylko moja jest koniecznie z mlekiem i cukrem(i też fusiasta).Miłego tygodnia !(chociaz w moim przypadku na miły to on raczej się nie zapowiada.)
OdpowiedzUsuńNieważne jak się zapowiada - nigdy niewiadomo jak odwróci się los Aga ;-). Życzę, by przybrał kurs na lepsze.
OdpowiedzUsuńJa czasami, choć bardzo rzadko, piję też kawkę-rozpuszczałkę - wtedy obowiązkowo z mlekiem i cukrem.
Nie jestem sama w tym strasznym zwyczaju- początek dnia= kawa(rozpuszałka z mlekiem i cukrem ale w dużym kubku),do 10:00 druga kawa a potem dopiero śniadanko jakieś :)
OdpowiedzUsuńGdyby mój organizm był niezadowolony pewnie, by zaprotestował. A skoro siedzi cicho to nie jest źle. W nagrodę marchewką go zapycham :) Żeby nie obgryzać pazurków a marchewki ;)
Serdecznie pozdrawiam
Kobieca torebko - może masz rację - skoro ciało zbytnio się nie broni to może tak jest ok? Ale słuchając o tym, że samo wyjście z domu rano bez śniadania jest niezdrowe, to co tu gadać o zjedzeniu go o 10 wstając o 5 rano, he he. Ale co tam - taki mam rytuał i pasuje. Marchewkę, powiadasz... Lubię. Jak każde warzywo :). Do pracy jednak nie noszę.
OdpowiedzUsuńtez mam niestety brzydki zwyczaj obgryzania paznokci, ktory doprowadzil do lekkiego wytarcia moich jedynek!!!! pani dentystka byla oburzona, podobno nawet nieswiadomie wysuwam zuchwe do przodu, jakbym juz byla gotowa obgryzac paznokcie!!!!
OdpowiedzUsuńkawy nie pijam, ale za to hektolitry herbaty - o kazdej porze!!!
A wiec AsiuG nie tylko imię mamy wspólne ha ha - też pewne manierki ;-). Ja herbatę pijam w ilości średniej - 2, 3 szklanki dziennie to góra. Najczęściej jako zapijacz do kanapek ;-).
OdpowiedzUsuńUwielbiam poranną kawę, a właściwie dwie jedna za drugą, tylko dla odmiany z mlekiem no i po niewielkim śniadaniu na dobry początek;)
OdpowiedzUsuńmiłego dnia!
Mnie Mama jeszcze ze szkolnych czasów nauczyła, ze bez śniadania z domu się nie wychodzi. I tak zostało mi do dziś, herbatka koniecznie z cytrynką i jakaś mała kanapeczka. Później za to mogę już nie jeść. A pierwsze co robię po przyjściu do pracy to kawa, rozpuszczalna z mlekiem, a po niej zaraz następna :)
OdpowiedzUsuńsypanej niestety nie mogę, za bardzo podnosi mi ciśnienie i robię się strasznie niespokojna, rece mi się trzęsa i ogólnie źle się czuje :(
a propo obgryzania - gryzłam kiedyś długopisy, ale nagle - nie wiem z czego uświadomiłam sobie że są brudne, zarazki po nich szaleją, nie wiadomo kto je trzymał w rękach - bo może pożyczył na chwile... i teraz tego nie robie, jakoś mnie obrzydziło :)
OdpowiedzUsuńMniejszy mój za to nauczył się obgryzać paznkocie i pojęcia nie mam jak Go oduczyc :(
Ło matko... widzę, że i ja publicznie muszę się przyznać do tego haniebnego zwyczaju i obgryzam paznokcie:)
OdpowiedzUsuńNa ogół się pilnuję, ale wystarczy chwila nieuwagi, trochę zdenerwowania i już ze dwa palce obgryzione :)
Kawy parzonej raczej nie pijam, bo reaguję podobnie jak lilijka, ręce mi się telepią i latam jak poparzona :>
Lilijko.... ciesz się, że Twój syn tylko paznokcie obgryza... mój Gutek ni z gruszki ni z pietruszki zaczął dłubać w nosie:) Żenada, mówię Ci... stoi taki w przedszkolu, przemądrzały jak nie wiem co... i ten palec w nosie... błeeee:-/
Ok odbiega to od tematu ale właśnie szukałam czegoś ciekawego dla znajomego, żeby się nie nudził. Znajomy z Indii a mieszka obecnie w Omanie.
OdpowiedzUsuńI znalazłam mu to:
http://www.goethe-verlag.com/book2/HI/HIPL/HIPL002.HTM
Kurs online do nauki polskiego. oczywiście w hindi.
A dla Ciebie proponuję wersję odwrotną:
http://www.goethe-verlag.com/book2/PL/PLHI/PLHI002.HTM
Możesz sobie ściągnąć w wersji PLHI albo jedynie HIHI a dla M HIPL lub HIHI.
Słuchać w wrsji mp3 lub przekonwertować na co się da.
Wiem niestety że tylko czasu brak...
Pozdrawiam
Viga
Viga - serdeczne dzięki! Brak czasu, ale to miłe, że o mnie pomyślałaś. Zamiast hindi\ to przydałby mi się punjabi ;-). Bym teściowej zaszpanowała, choć ona i w hindi pewnie umie.
OdpowiedzUsuńLilijka i Ania - ja wiem, że chociaż drobne śniadanko przed kawa jest wskazana, ale na wiedzy się kończy a praktyka swoją drogą, ech.
OdpowiedzUsuńMysko - witaj w klubie. Dodam, że jak mam pomalowane pazurki (co się zdarza... raz, dwa na rok) to wtedy nie gryzę. Ale niech mi się jakiś paznokieć zadrze - od razu mnie korci, grrrr.
Nasz Olu też dłubie czasem w nosie... Może to taki wiek???