Kupiłam wczoraj zapasy ziołowego pieprzu (mam fioła na punkcie przypraw oraz ziół i muszę mieć niemal wszystkie dostępne w sklepach – z wyjątkiem mieszanek typu przyprawa do mielonego, do sałatek, do kebaba etc). Na odwrocie torebek z przyprawami często są przepisy. Rzadko korzystam, ale jak coś jarskiego i łatwego – kuszę się. Bądź przynajmniej nabieram natchnienia – jak to się miało wczoraj przy lekturze opakowania wspomnianego pieprzu.
Zapiekany kalafior.
Cóż... Nie było w domu kalafiora. Ni świeżego, ni mrożonego. Ale była paczka mrożonej mieszanki warzywnej, która kalafior zawierała. A zatem – do dzieła.
Ugotowałam zawartość torebki (1 kg) w wodzie z warzywną kostką bulionową, listkiem laurowym i kilkoma ziarnami ziela angielskiego. Po drodze wrzuciłam do wrzątku od dawna osamotniony w lodówce kawał pora i jedną cebulę (pokrojone, rzecz jasna). A, że osamotniony w lodówce był nie tylko kawał pora, ale i groszek w puszce – pod koniec gotowania również on chlupnął do waru. Miękkie, ale nie rozpaplane na maść warzywka odcedziłam i wymieszałam z przyprawami dosypanymi na chybił trafił – oczywiście wiodący pieprz ziołowy, dalej pieprz cytrynowy, ździebko czerwonej, ostrej papryki, ostatnią, pozostałą mi porcję zataru, którym swego czasu obdarowała mnie Arabelka i łyżeczkę mrożonej, posiekanej natki pietruszki (jeszcze z ogrodu w Pastorczyku). Ziołowe wątki typowo indyjskie tym razem sobie odpuściłam.
Wyciągnęłam z dna szuflady rzadko używane naczynie żaroodporne z przezroczystego szkła i o słusznych wymiarach. Delikatnie wysmarowałam je masłem klarowanym zwanym z indyjska ghee (kupnym, kupnym, nie swojskim), wrzuciłam nań mieszankę z warzyw, wyrównałam jak należy i zalałam sosem: śmietana – miałam 18-stkę z kartonika rodzimej marki łaciate - rozbełtana z 1 całym jajkiem.
Na tarce o grubych okach starłam pokaźny kawał sera typu rolada ustrzycka. Nie wiem czy ser wędzony nadaje się do zapiekania, ale kupiłam go w naszym firmowym sklepie naprawdę niezłą łempę i trzeba było zużyć. M. sery lubi i jada, ale ten nie cieszy się zbyt wielkim szacunkiem jego podniebienia. Ja – żółte sery jako takie jadam rzadko, bo ostatnimi czasy wolę sery typu mozzarella, feta, pleśniaki, serki wiejskie, włoskie i tym podobne.
Startą roladę wymieszałam z tartą bułką i posypałam na warzywa ówcześnie podlane śmietanowo-jajecznym sosem. Ser z bułką nie zwieńczył dzieła. Zwieńczyły go okruchy wyżej wymienionego masła klarowanego (nie przypala się) i ziarna sezamu.
Moje danie okupywało piekarnik około 30 minut. Temperatura 180 stopni.
Moje danie okupywało piekarnik około 30 minut. Temperatura 180 stopni.
Jako dodatek zrobiłam sos z... tego, co mi oczywiście znów zbywało w lodówce i "szło na zmarnowanie". Koncentrat pomidorowy, jogurt naturalny i ostre przyprawy – sól, pieprz, czosnek, chilli. I oregano. Gęstą konsystencję rozrobiłam kroplą wody.
Do towarzystwa temu wszystkiemu - surówka – rukola i sałata lodowa z sosem winegret umieszanym na własną modłę (UWIELBIAM).
I było dobre! Wszystko. I zapiekanka i sos i sałata.
I potem, M. znów mnie oskarżył o własne przeżarcie. Jak zresztą zawsze... Jego zdaniem, wina obżarstwa zawsze bowiem leży po stronie kucharza, a nie obżartucha. Uha-ha-ha ;-).
PS. To ja napisałam kulinarny post? Nie do wiary! I od razu przepraszam, że nie podałam typowego przepisu a zamieściłam kuchenne gadu-gadu :).
Takiego mi narobiłaś smaku ,że jutro robię taką zapiekankę.Miłego pobytu w B. :)
OdpowiedzUsuńAgo - ja następnym razem zrobię jednak z samego kalafiora (może w towarzystwie brokuła?) i ten ser z bułką wymieszam razem z nim i z tym sosem śmietanowym - a nie tylko na wierzch. Coś podobnego jadłam w Irlandii w restauracji, w której trochę pracowałam. Ale tam była jeszcze szynka czy coś... To było 10 lat temu a ja nadal zachwycam się na wspomnienie.... Żałuję, że nie zapytałam o przepis. Zapiekanki warzywne są fajne i zawsze każdy może je urozmaicić na swoja modłę :). Aha - a może jutro będziesz w B? ;-). Bo się wybieramy.
OdpowiedzUsuńAmishko, ja uwielbiam kuchenne gadu-gadu. I w kuchni gadu-gadu też :) W ogóle najlepsze książki kucharskie dla mnie, to takie, w których autorzy zamiast ścisłych receptur opowiadają różne historie i wplatają swoje uwagi w tekst :)
OdpowiedzUsuńDlatego mam problem z moim blogiem kulinarnym. Bo czasem mi się wydaje, że opisuję takie oczywistości, ze aż wstyd.
A większość rzeczy robi się zazwyczaj na oko i próbując po drodze :)
I podobnie jak Ty kocham przyprawy i lubię jak jest ich dużo. Sama też wolę sobie komponowac smaki, a nie opierać się na gotowcach.
Zapiekanki to super pomysł na pozbycie się zapasów z lodówki :) I bardzo smaczny.
Moja koleżanka często zapieka kalafiora pod beszamelem, ale sama nigdy nie próbowałam... hmmm... ciekawe:)
Czekam na curry hihi :)
o! nowe zdjęcie w profilu!
UsuńNormalnie siedemnastolatka na mnie zerka :) Ślicznie :)
Aha - kuchenne gadki, gawędy, opowieści, tzw. marudzenie - uwielbiam. Czyta się je doprawdy ze smakiem... tak samo uwielbiam TV programy kulinarne. Stąd twoje opowieści Mysko o żarciu - łykam zachłannie. Jak dla mnie możesz tal opowiadać więcej. Przepisy jak dla mnie są zawsze jedynie inspiracją i często poradą. Bo ściśle nie umiem za nimi podążać....
UsuńDziećki własnie pospałam, mąż już polazł w piernaty też, jutro pospać do 8 mogę... to sobie używam kompa jak mogę Mysko. Ta fota to z 2006 chyba ha ha ha ;-) Zrobiona komórką własnoręcznie. Młoda byłam wtedy a PAMIĘTAM jak narzekałam na starość. I co teraz? Rośnie gul. Pora mrzeć, bo w końcu 6 lat temu! Miałam ZALEDWIE jakieś 33 lata. Ech....
OdpowiedzUsuńZapiekanki są git.
Na curry (jest ich tysiące rodzajów - nie tylko w kurnikach he he) - zapraszam do mnie. A może jak już wyruszę do Kalkuty to Cię wezmę ze sobą i zjemy prawdziwe... Bardziej poważnie - curry to proste jak bicz. Ale ... z pewnego względu - masz rację - poczekaj. Już niewiele.
Droga Amisho.
OdpowiedzUsuńPrawdopodobnie zapiekanki nie będę robił. Ponoć ma dużo kalorii, a z nimi to nie ma żartów!
Wszelkie tłumaczenia są do przyjęcia, ale coś mi się wydaje, że stosujesz zasadę: PRZEZ ŻOŁĄDEK DO SERCA.
Stasiu dziękuje Ci za ostatni komentarz, który zamieściłaś na mojej stronie.
Pozdrawiam serdecznie i życzę SMACZNEGO!
ez[o]
Jaka apetyczna zapiekanka.
OdpowiedzUsuńTakie gadu-gadu zdecydowanie popieram i sama w kuchni stosuję.
Kucharz ze mnie co prawda pierwszorzędny nie jest, ale to wszystko wynika z tego, że mam kucharza zawodowego piętro niżej. Mama wyręcza mnie prawie zawsze...
Chociaż Mężon woli moje obiady :) chyba że tylko tak gada ;p
Kochana, ale wspaniała zapiekanka Ci wyszła! Powiem Ci, że ja uwielbiam każdego rodzaju zapiekanki to raz, a dwa - bardzo popieram takie potrawy z resztek - przynajmniej nic się nie marnuje a często wychodzi coś nowego i przepysznego! ;-)
OdpowiedzUsuńJa uczę się tego od Tygrysa. Kiedyś miałam tak, że otwierałam lodówkę i mówiłam: "Nic nie ma do jedzenia", a Tygrys wtedy wkraczał do akcji i z tego NIC robił COŚ przepysznego! ;-) Teraz już mi lepiej wychodzi. W końcu człowiek się uczy... ;-)
Uwielbiam takie kuchenne gadu-gadu i poproszę o więcej!
Miłego weekendu! :-*
Mmm... aż się głodna od tego czytania zrobiłam :) Gadu-gadu kuchenne jest najlepsze. Każdy zarys jakiś tam ma, pomysł podsunięty, a zmodyfikować można każdy we własnym zakresie i na własne podniebienie :) I ja tak zrobię w środku tygodnia z resztek obiadowych :)
OdpowiedzUsuńSuper, naprawdę!!!