poniedziałek, 13 września 2010

13-stego wieczór

Niemal zarosłam... grzybami. Narobiłam się ich dzisiaj, że hej. Jutro może wstawię jakieś zdjęcia i napiszę o swym sezonowym kucharzeniu. Dzisiaj chyba nie ma szans. Po stole, na którym stoi laptop chodzi Aleksander. Tupie, skacze i śpiewa. Miałam nadzieję, że wcześniej pójdzie spać ale chyba płonne moje nadzieje... Ani mu się śni. Zabawki, które już kilka razy wspólnie pozbieraliśmy do kupy, znowu leżą w rozsypce. Kilka drewnianych klocków wylądowało w ogródku u sąsiadów, bo koleżka przypomniał sobie, że dawno nic nie zrzucał z III piętra a to przecież taka fajna zabawa... O, właśnie sprytnie opuścił blat stołu i sieje zamęt dookoła na podłodze. Położył sobie poduszeczkę na dywanie i wysłał mnie do sypialni po kocyk. Przyniosłam. Poleżał na tym posłaniu kilka sekund i teraz rzuca poduszką do góry. Skrzynka z zabawkami ponownie leży do góry kołami. Znowu będę te graty zbierać. Nigdy nie zostawiamy rozwalonych zabawek na noc. Nie ma nic gorszego niż wstać rano i spotkać się oko w oko z bałaganem. Zresztą nie mam czasu rano sprzątać bo wstaję wcześnie, biorę szybki prysznic, suszę włosy, nieco się makijażuję, robię sobie kanapki do biura, czasem wypijam herbatkę... i jakoś zleci. Przychodzi niania Tosia, ucinam z nią krótką pogawędkę, zbiegam na dół, wsiadam w samochód i jadę do Mlekpolu.

Musiałam na chwilkę odejść od laptopa. Olu zawadził nogą o stertę rupieci, potknął się, z lekka uderzył głową w nogę od stołu, oczywiście wszczął lament i łzy jak ciecierzyca popłynęły wartką strugą. Owinęłam więc biedaczka kocem z podłogi, przytuliłam, zaśpiewałam tradycyjne "kotki wa, salo-bule obywda" i... mały nieszczęśnik zasnął jak kamień. Zaniosłam do sypialni, okryłam kołdrą i na chwilę tu wróciłam. Zaraz jednak i ja pójdę spać. Dzień jakiś taki męczący był... Dużo roboty w robocie, potem zabrałam Ola od opiekunów, zrobiliśmy duże zakupy w "Blonce" a w domu stoczyliśmy wspomnianą wyżej wojnę grzybową. Na jutro nie mam konkretnych planów. Może jednak zrobię kilka słoików papryki...?

Póki co, poniedziałek 13-stego września minął i kolejny dzień za węgłem się czai.

4 komentarze:

  1. jaki ładny nowy blog i prześliczne Wasze zdjęcie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki dobra kobieto za dobre słowo :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. rozumiem, ze zaprawy grzybowe starcza do nowego sezonu? ;) to wynik ostatniego grzybobrania? moja mama zawsze miala stracha przed grzybami, sama sie na nich nie znajac nie do konca ufala by kupowac, tudziez dostawac, je od kogos;)mi sie ten brak zaufania troche udzielil, ale ja tak lubie wszelkie grzybowe rzeczy!! :)))
    musze poszperac za jakimis przepisami, moze sama jakies papryczane sloiki porobie na zime? ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. No ja znam grzybów niewiele i tylko takie zbieram. W tym roku jest zasyp w lasach więc trzeba korzystać!

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).