Miniony weekend na wsi zaowocował naszym obopólnym przeziębieniem. Pokrętna pogoda zrobiła swoje. I ja i Olu jesteśmy zupełnie nie w sosie... Mały ma katar, jest osłabiony, marudny i ma szkliste oczka. Ja podobnie. Boli mnie głowa i drapie mnie w gardle. Dzisiaj Oluś przebudził się tuż po 4 rano. Popłakiwał, przewracał się z boku na bok, przytulał się do mnie i błogim głosikiem jęczał a to "mama, wody" a to "mama, boli". Przysypiał na minutkę i znów się przebudzał. Wczoraj był już niewyraźny od rana ale na koniec dnia brykał po stole i miał dobry humor. Dostawał nurofen a do noska psikaną wodę morską. Gdybym nie miała do niego tak dobrych opiekunów jakich mam, zapewne zostałabym dzisiaj z nim w domu. Nie za bardzo jednak mogę, bo połowa obsady działu nieobecna a ja mam kilka ważnych spraw do zrobienia. Niania jest super, jej mąż może nawet bardziej - więc wiem, że Oluś zawsze jest pod dobrą opieką. Kiedy wychodziłam z domu, malutki siedział na kolanach u babci Tosi i zasypiał. Myślę, że jak wypocznie będzie miał się znacznie lepiej. Gorzej ze mną - siedzę tu niewyspana, z bolesnym mózgowiem i chrapawicą w gardle. W domu nie miałam dla siebie żadnych leków poza polopiryną, która w ciąży jest raczej niewskazana. Wzięłam jednak na noc 1 tabletkę bo w ulotce napisali, że w I i II semestrze można, o ile zaleci lekarz. Z uwagi na to, że do lekarza się nie zgłosiłam, sama sobie nim byłam. Polopiryna nie pomogła mi w najmniejszym calu. Mało tego, czuję jakieś dziwne bóle od strony wątroby. No ale to chyba nie może być wina 1 tabletki polopiryny zażytej wczoraj o 19 wieczorem :-(. Na razie więc piję herbatę z cytryną i miodem i na tym muszę poprzestać. Do swojego lekarza gin idę zaś na co dwutygodniową wizytę jutro. W pierwszej ciąży chodziłam na wizyty co trzy, cztery tygodnie. Teraz co dwa. Każda wizyta jest jednak krótka, zwięzła i na temat. Ordynator zna się na rzeczy, nie trwoni czasu, jest konkretny i profesjonalny. Odpowiada mi taki typ lekarza. Niektóre babki wolą chodzić do gadatliwych, towarzyskich lekarzy typu kumpel lub starsza siostra, z którymi ucinają sobie pogawędki i oddają się zwierzeniom. Ja zupełnie nie mam takiej potrzeby. Do tego, przywykłam już do swojego wracza (z ros. lekarz) a przyzwyczajenie podobno jest jak druga natura ;-).
oj Asku, ale Cie dopadlo:/ zdrowka zycze!! :)
OdpowiedzUsuń