W ostatnią sobotę sierpnia bawiliśmy na VI Firmowym Pikniku (firmy, w której pracuję - dla tych co nie wiedzą;-)). Impreza jest cykliczna i jak wskazuje cyfra rzymska, tym razem odbyła się po raz szósty. Pracuję w Mlekpolu już 5 lat stąd za wyjątkiem pikniku nr II (z niepamiętnych już mi przyczyn) byłam na wszystkich. W tym roku, poza zwyczajowym garden party, impreza łączyła w sobie również obchody sporego jubileuszu Spółdzielni - 30-sto lecia istnienia. Trudno mi powiedzieć, czy przełożyło się to na jakość i wielkość eventu... Na pewno było lepiej pod względem organizacyjnym i żywieniowym niż w roku ubiegłym, ale pod względem pogody... wszystkie dotychczasowe pikniki były zdecydowanie lepsze. Tym razem za dużo padało i było o wiele za zimno. No ale cóż, na pogodę nikt nie ma wpływu.
W telegraficznym skrócie:
Piknik jest imprezą zamkniętą organizowaną dla pracowników, ich rodzin (zaproszenie obejmuje zawsze 2 osoby dorosłe i 2 dzieci do 15 lat), wybranych rolników (zwykle największych dostawców mleka), zaproszonych przez firmę gości różnego kalibru - współpracownicy, przedstawiciele władz, organizacji wszelkiej maści, mediów itp, itd.
Na pikniku można najeść i napić się do woli przy czym pod pojęciem picie należy rozumieć wodę, napoje, tudzież piwo i wódkę - również do woli. Jedzonko to zwykle typowo polskie dania typu bigos, wiejski stół z wędlinami i pieczonym prosiakiem (brrr), grochówka, pierogi, grillowane kiełbaski, kaszanka, karkówka i inne podobne specjały. Są surówki i sałatki, desery, kawa, herbata, bez liku lodów i rzecz jak najbardziej oczywista - mnóstwo wyrobów firmowych - sery do degustacji, jogurty, maślanka, serki i smakowe mleczka dla dzieci.
Impreza odbywa się pod gołym niebem, na zielonej trawce, gdzie rozstawione są namioty dla VIP-ów (tak, tak dla VIP-ów, które noszą swoje specjalne, durne plakietki - odraza) oraz ławki i stoły pod parasolami dla całej reszty. Są atrakcje dla dzieci i wielka scena, na której najpierw odbywa się część oficjalna pikniku a potem artystyczna - konkursy oraz występy muzyczne i taneczne. Co roku zapraszana jest gwiazda wieczoru, która uświetnia piknikowy wieczór. Byli już: Maryla Rodowicz, Elektryczne Gitary, Kayah, De Mono, Perfect i w tym roku - no, gwiazda to może i jest ale nie dla takiej publiki i nie na takim spędzie - Zakopower.
Ogólnie, w tym roku było nieźle. Jak dla mnie jednak owa gwiazda wieczoru, która łoiła niemiłosiernie głośno i zawzięcie a w międzyczasie polewał deszcz - po dużej części popsuły zabawę.
Aleksander bawił się dobrze pomimo deszczu i chłodu, Mohi jadł i popijał piwo do maksimum swych możliwości i robił zdjęcia (jakże by inaczej). Poniżej załączam kilka migawek - reszty nie widziałam, gdyż poleciały wraz z autorem wprost do słonecznych Indii. Nie zdążył mi ich zgrać i zostawić - przesłał jedynie kilka na maila, które to egzemplarze publikuję :-).
Bardzo uroczy bawołek |
Indianin i pół-Indusek |
fuj! ten swinski leb jest obrzydliwy ;)
OdpowiedzUsuńDla mnie nie tyle obrzydliwy co jakoś tak mi żal tego zwierza bo nie dość, że narodzony po to by go zabić i zjeść to jeszcze sobie na koniec robią z niego żarty. Zero szacunku dla żywiciela. No ale takich idiotów jest pełno.
OdpowiedzUsuńŚwiński łeb jest jednak okropny, ale i żal - racja. Za to syneczek jest przepiękny :).
OdpowiedzUsuń