poniedziałek, 15 listopada 2010

Buddyjskie perypetie

Mój mąż swego czasu kolekcjonował figurki Buddy. Twierdzi, że zbiera je nadal choć nie zauważyłam nowych nabytków od czasu, kiedy wprowadził się do mnie z całym swoim dobrodziejstwem inwentarza czyli w maju 2008 r. Może nie miał już okazji nigdzie nabyć nowych, bądź wypadło mu z głowy i zapomniał o swoim hobby? W każdym razie - te kilkanaście figurek które ma, ustawił na naszych regałach z książkami. Mamy więc w domu insygnia wiary katolickiej, hinduskiej, sikhijskiej, islamskiej i buddyjskiej właśnie :-).

Zmierzam jednak do tego, że figurki Buddy (3 są większe, reszta mała - ok 4 cm wysokości) stały się ostatnio obsesją Aleksandra. Podczas ostatniego sprzątania zdjęłam je bowiem z regałów i położyłam na stoliku celem wytarcia z kurzu. Olek zapiał z radości i zajął się figurkami zanim ja zdążyłam zbliżyć się do nich ze ścierką. Pamiętał nawet, że to "taty Buda". Od tamtego czasu, czyli od około tygodnia, Buddy wożone są więc traktorkami, ustawiane w rządku na stoliku i podłodze, noszone z miejsca na miejsce, liczone, układane do snu i zmuszane do rozmowy. Figurki są fajne - albo z białej porcelany albo z brązowej, zielonej lub złotej ciężkiej masy. Każdy Budda ma jakieś inne gadżety i innemu celowi służy - jest Budda odpowiedzialny za zdrowie, pieniądze, talent, szczęście itp. 

Wczoraj po naszym powrocie z Pastorczyka, Olek był tak zajęty logistyką figurek, że do snu udał się dopiero około 22.30. Zresztą i ja jakaś niesenna byłam i do tego czasu gapiłam się w TV i buszowałam w necie. Taka pora to za późna pora na sen dla nas obojga, bo wstajemy dość rano. No ale zdarza się czasem zasiedzieć nawet najlepszym. Podczas gdy ja zgrywałam zdjęcia z aparatu na komputer, Olek postanowił zadbać o odpowiedni odpoczynek swoich podopiecznych. Wszystkie miniaturki poukładał równiuteńko na swojej poduszce w naszym łóżku. Moje próby usunięcia ich bądź choćby próby podjęcia negocjacji ich usunięcia zaowocowały lamentem i dzikim krzykiem. Dodatkowo, na poduszce wylądował jeszcze gliniany misiek z urwaną ręką i mały zielony traktorek, który Olu dostał wczoraj od babci Jadzi. Na szczęście łóżko mamy spore (1,40 m). Ja śpię z brzega, Olek w środku a buddy, misiek i traktor udało mi się odsunąć aż do ściany. Wszyscy spaliśmy całkiem dobrze i nawet udało mi się obudzić Olka o 6.15 bez większej afery - pomimo, że poszedł spać TAK późno. Może to dobrotliwy wpływ owych figurek właśnie? 

Dzisiaj rano, kiedy pakowałam drobiazgi do Olkowej torby, którą nosi ze sobą do dziadka opiekuna - odkryłam w tej torbie kilka Buddyjskich postaci pomiędzy majtkami i getrami na zmianę... Spakowane tam były już z wieczora. Oczywiście reszta postaci też już przygotowywana była do zapakowania w tę torbę, ale wytłumaczyłam, że tata na pewno będzie krzyczał i płakał jeśli Buddy opuszczą nasz domek. Dziwnym trafem poskutkowało, bo nieobecny chwilowo tata jakoś najwyraźniej cieszy się autorytetem i sentymentem. Nie dało się jednak wyjść z mieszkania bez szmacianej, zakupowej torby napakowanej ciągnikami, przyczepami i oczywiście glinianym miśkiem z urwaną ręką. Zawiozłam więc dziś Olka z całym dobytkiem.

Po powrocie do domu - jestem pewna, że Oleś znów popadnie w swój buddyzm. 

I znowu będziemy spać z wieloma wcieleniami Buddy. 

Jejku, może jednak na buddyzm przez to wszystko nie przejdę!? Wiary zmieniać nie mam zamiaru bo katolicka zupełnie mi wystarczy, a sikhijskiej to nawet dobrze poznać nie mam kiedy! Nie mowa więc o buddyzmie! Ale kto wie - może właśnie tak bez wysiłku, bezbolesna konwersja przez sen... ? ;-) ;-) ;-)

cd

Oczywiście, szał buddyjski nadal trwał po naszym powrocie do domu. Z uwagi jednak na to, że 2 figurki ucierpiały poprzez odłamanie im szczegółów - zabrałam je z lekką irytacją i ponownie ustawiłam wysoko na półkach. Może więc tym razem jeszcze nie zostanę buddystką przez sen.... ;-)



8 komentarzy:

  1. Ja posiadam jedna taka figurke buddy identyczna jak tu widac na zdjeciu ta brazowa ....dostalam ja od meza ciotki ktora powiedziala mi ze mam ja nosic przy sobie na szczescie wiec moja figurka buddy podrozuje ze mna w kieszonce torebki od prawie 2 lat ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to pięknie, że i Ty Elsa masz w sobie, a raczej przy sobie małego Buddę ;-). W sumie lubię te figurki choć zbierają kurz, który to ja a nie Mohi musi wycierać LOL. No ale są rzeczy bardziej wzniosłe na tym świecie niż wycieranie kurzu i pozwalam im spokojnie stać na regale. Oleś wczoraj ryczał jak mu je zabrałam ale nie chcę by zanadto je poniszczył i poszczerbił. Tata będzie bowiem niepocieszony.

    OdpowiedzUsuń
  3. no bo szkoda zeby sie poszczerbily macie bardzo ladna kolekcyjke ''rodzinki budd ''.....

    OdpowiedzUsuń
  4. Alia ogląda ze mną zdjęcia,i zapytała jak się nazywa ten chłopczyk? :)chyba jej Olek wpadł w oko ;)
    potem zapytała o figurki,mówie że to "budda"..na co Alia: ale po polskuuu! :D

    Fajna kolekcja "budd/buddów?" nie wiem jak się odmienia :) szkoda byłoby zniszczyć,lepiej kup Olkowi zestaw żołnierzyków plastikowych :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Arabello pozdrów małą Alię zatem od Aleksa:-).

    Też nie wiem, jak odmienia się te buddy, ha ha.

    OOOO, jesteś nieopisana! Już wiem, co kupić Olkowi na Mikołajki! Właśnie jakieś żołnierzyki. Sama bym na to nie wpadła a pomysł extra i na pewno mały będzie happy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Uuuu.. mam drugi rzadek :) w prezencie od indyjskiej "ciotki" :)
    piekne sa.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).