poniedziałek, 8 listopada 2010

Rozważania matki skarconej

Na moment zaszłam dziś  z Olkiem do sklepiku z tanim badziewiem. Sklepik w stylu "Wszystko po 5 zł", po sąsiedzku z naszą małą pocztą. Na poczcie byliśmy w konkretnym celu a do sklepiku zaszliśmy tylko dlatego, że był tuż obok. Gapiłam się beznamiętnie po półkach utkanych towarem jak stara pajęcza sieć wrakami złapanych w nią stworzeń. Wzięłam do ręki dość ciekawy świecznik i nagle BUM! Krzyk na cały sklep: Nie! Nie ruszaj tego! Nie bierz! Osłupiałam. Gały dęba, konsternacja i za chwilę śmiech duszy i ciała. To mój syn. Mój własny syn tak się na mnie wydarł przy ludziach. Sprzedawczyni ledwo tłumiła rechot a Olek raz jeszcze głośno przykazał: Nie ruszaj, zostaw to, nie wolno!. Powiedział to tak serio, tak pewnie i z takim przekonaniem, że ja naprawdę potulnie odstawiłam ten świecznik na półkę z uczuciem, jakbym zrobiła coś złego! Po chwili oczywiście emocje opadły i razem z ekspedientką wymieniłyśmy kilka żartobliwych uwag na temat tego niespotykanego zajścia, ale te emocje były rzeczywiście wyjątkowe. 

Bardzo często mówię do Olka: nie, zostaw, postaw, odstaw, odłóż, nie ruszaj, nie dotykaj, nie wolno, nie trzeba... I ścięty koński łeb w końcu by zatrybił, załapał i przyjął sobie to do wiadomości. Wydaje mi się czasem, że moje gadanie do Olesia zupełnie nie skutkuje, a tu proszę - nie tylko poskutkowało, ale też dostałam nim rykoszetem. Jak piaskiem w oczy. Piaskiem, który rzuciłam garścią przed siebie a przekorny wiatr odwiał go mi z powrotem prosto w twarz.

Nie uniknę chyba samo oceniania się w odpowiedzi na własne pytania typu "jaką ja jestem matką - czy dobrą czy złą, czy wychowuję małego właściwie czy też nie, itp...". Jestem pewna, że zdecydowana większość kobiet zadaje sobie takie pytania. No bo po prostu nie da się inaczej. To jest naturalne. I zwykle ciężko sobie na nie jednoznacznie odpowiedzieć. Bo wychowanie to taki patchworek z włókien serca i nitek rozsądku. A te nie zawsze idą w parze, oj nie zawsze. Nie jestem typem matki majora, która nie pozwala na wiele, ryczy, krzyczy i sztorcuje przy każdej okazji ani też luzowo-bluesowej kumpeli, która beztrosko machnie ręką na zwalone ze sklepowych półek i potłuczone przez rozbestwione dziecko butelki. Jeśli bywam dla Olka bezwzględna lub z deka agresywna to tylko wtedy, kiedy przytłacza mnie ilość obowiązków, mam gorszy dzień, coś mi dolega lub nie idzie po mojej myśli. Jestem tylko człowiekiem... Czasem jednak myślę, że za często mówię do niego te słynne nie, nie rusz, postaw, popsujesz, pobijesz, nie wolno... 

Oj, matko Joanno, popraw się troszkę. Bo inaczej wszystko, co wpoisz w ten mały czarny łep będzie wypływało lawą wprost na Ciebie - jak to miało miejsce dzisiaj. Dzisiaj to było bardzo ale to bardzo zabawne, ale tak w ogóle to trzeba naprawdę włożyć mnóstwo roboty w wychowanie. Trzeba uważać na to, co się mówi i co się robi przy takim niewielkim człowieku. Bo człowiek niewielki ale rozumek już ma wystarczająco wielki by pomieścić w nim wszystko, cokolwiek do niego dociera. 

Nakrzyczał na mnie mój Olek - wykazał więc odpowiedzialność za matkę w sklepie (no bo jeszcze by pobiła ten świecznik i co wtedy? publiczny obciach dla dzieciaka?). Może więc miało to sens, he he? Ale potem w domu już ze 100 razy powiedział mi - kocham cię, a na moje biadanie, że pobolewa mnie ząb kazał otworzyć mi buzię i podmuchał... 

Pocieszę się więc sama w sobie - nie jestem chyba taką złą matką ;-).

11 komentarzy:

  1. Ja uwazam ze jestes cudowna mama w kazdym tego slowa znaczeniu :) Bosko razem wyszliscie, cudowny duet mamuska ze swoim pierworodnym synalkiem :)Elsa

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Elsa. Sama masz dwójeczkę pociech więc zawsze doskonale rozumiesz co mam na myśli i w sercu :-).

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ja Cię rozumiem :)
    Wiesz kiedyś oglądając pewne nagranie z wakacji,usłyszałam siebie i wierzyć mi się nie chciało: zostaw to,nie idźcie tam,uważaj bo się przewrócisz,idźcie umyć rączki(aż mi się serial klan przypomniał jak słyszałam to moje hasło z myciem rączek)..to wszystko było powiedziane w parę minut..dostaliśmy z mężem ataku śmiechu. Teraz za każdym razem jak tak zaczynam nawijać do dzieci,wystarczy spojrzenie męża i już się zaczynam śmiać sama z siebie.
    Tak to jest jak się mamy martwią o swoje pociechy,a tym samym nie chcą ich znowu tak bardzo ograniczać,bo świat poznawać muszą.

    Pozdrawiam
    Arabella

    P.S. "Bo wychowanie to taki patchworek z włókien serca i nitek rozsądku" piękne i prawdziwe!

    P.S.2.Ślicznie wyglądacie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Miło, że do mnie zajrzałaś i dziękuję za miłe słowa Arabello.

    OdpowiedzUsuń
  5. Asiu ja mam dokladnie to samo, ostatnio moja Mani do mnie z tekstem " niewolno mowie" , no dokladnie trzeba uwazac co sie mowi przy takichsmykach, bo to cwane taki, ze ho-ho :)

    OdpowiedzUsuń
  6. ja nie mam jeszcze doswiadczen w tym temacie:)
    ale jestes Asiu wspaniala mama dla Olka!! :) a wstawione zdjecie jest po prostu sliczne :) oboje wygladacie tak radosnie :) i boazeria faktycznie zajebiaszcza :)a no i kuchnia mi sie podoba, tzn kolor scian i kafle ;)

    tez zwrocilam uwage to samo zdanie co Arabella:)jest przepiekne! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. hmmm, więc aż się zastanawiam nad swoim kunsztem literackim ha ha ha. czasem coś się napisze bez myślenia a wychodzi niemal jak złota myśl... ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. masz dar kochana!! powinnas powaznie pomyslec o pisaniu nie tylko na blogu:) mysle, ze bys piekne bajki mogla wymyslac ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ojejej Luiza... nie pesz mnie ;). Lubię sobie popisać i choć dodatkowe źródło dochodu też by się przydało to nie mam pomysłu na dochody z pisania, he he. Zresztą ja jeszcze jako tako coś opisywać, z wymyślaniem nieco gorzej...

    OdpowiedzUsuń
  10. to nie wymyslaj! rzeczywistosc opisujesz w sposob bajkowy i tak:)))wlasnie nadrobilam listopadowe posty i juz mi sie humorek poprawil:)pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. No to się cieszę bardzo a jakoś w tą szarą jesień mam dość częste natchnienie na swoje bazgrołki :-)

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).