niedziela, 28 listopada 2010

Uśmiechy Bombaju


"(...) Stałem tam przez chwilę, oglądając majaczące w półmroku plakaty i zagrzybione ściany, a gdy zerknąłem na podłogę dostrzegłem przykucnięte dziecko wpatrzone we mnie okrągłymi oczyma. Ten blisko dwuletni malec obserwował mnie ze zdumieniem, machinalnie podnosząc coś do ust. Nie ulegało wątpliwości, że moja obecność dziwi go bardziej niż to, co dzieje się za ścianą, zapewne z udziałem jego matki. Uśmiechnąłem się, ale dzieciak nie zareagował, jedynie wyjął z buzi to, co wcześniej do niej włożył. Mimo złego światła oraz kiepskiego kąta widzenia zidentyfikowałem to jako zużytą prezerwatywę. (...)."

To fragment książki, jaką akurat czytam i na którym właśnie się zatrzymałam...

"Uśmiechy Bombaju" autorstwa Jaume Sanllorente (wyd. Świat Książki) - młodego hiszpańskiego dziennikarza, który przypadkiem wyjeżdża na miesiąc do Indii i tym samym jego życie ulega totalnej przemianie pod każdym względem.

Książkę zakupiłam latem. Zabrałam się za nią dzisiaj i na pewno dzisiaj, najpóźniej jutro, dokończę. Nie jest to powieść. Jest to raczej opowieść człowieka, który zetknął się w Indiach z całym ich bogactwem i przekleństwem.  Człowieku, który postanowił stawić czoła temu, co tam zobaczył, poznał i co popchnęło go do pewnych działań na rzecz tych, którym bez pomocy ludzi takich jak on, życie często zaczyna się i kończy w tym samym punkcie. 

Jestem wzruszona i poruszona tym, co czytam. Opisy wrażeń z indyjskich eskapad autora są bardzo obrazowe i plastyczne. Język dość prosty, jasny i zrozumiały. Emocje i uczucia autora przenikają do mojej krwi i serca tak naturalnie, jakbym to JA, JA SAMA to wszystko tam widziała i przeżywała.

Jakiż świat jest wielki i różny. Jakiż bywa okrutny i niezrozumiały. I wcale nie nauczyłam się tego dzisiaj pod impulsem tej lektury - wiem to przecież od dawna. Ale na co dzień człowiek o tym zapomina, ginie mu ta świadomość w galimatiasie własnego, małego świata ograniczonego często do czterech ścian i dwojga ludzi. 

Dobrze czasem tak się zamyślić, zatrzymać, zrobić rachunek sumienia i... nie ukrywam, czasem nawet stuknąć własną głową w mur. Otrząsnąć z własnych "problemów", które tak naprawdę są niczym i nie dać się zwariować rzeczom w gruncie nieistotnym. A choćby takim jak kolor ściany w salonie czy marka nowego samochodu. Zawsze staram się być wdzięczna Bogu za to co mam i nie narzekać. Ale czasem jednak się zapominam i biadolę. A po cóż? A czemuż? Jak wiele więcej i czego mi potrzeba, bym mogła żyć godnie, dostatnio, w zdrowiu i pokoju?

Polecam tę książeczkę. Tym, co jak ja interesują się Indiami z wiadomych względów, jak też tym, którym prawdziwe życie w jego różnych odcieniach nie jest obojętne.

"(...) Uspokajając się powoli i oddychając coraz swobodniej dzięki inhalatorowi, przypomniałem sobie słowa usłyszane podczas jednej z barcelońskich sesji radża jogi: "Niech twoje serce będzie jak światło, tylko wtedy nic go nie zrani. Jeśli draśniesz nożem kamień, znak zostanie na długo; jeśli uczynisz to samo z kulą światła, nóż przejdzie przez nią, nie czyniąc najmniejszej szkody'.
Czułem jednak, że wizja dziecka przeżuwającego zużytą prezerwatywę zostawi w moim sercu niezatarty ślad. (...)".

Moim również. Wniosek z tego taki, że chyba myliłam się mniemając, że serce mam miękkie a już zdecydowanie nie jest to serce z kamienia...

7 komentarzy:

  1. .... ja tez czasami robie sobie taki rachunek sumienia jak cos przewaznie mnie dotknie doglebnie .... a fragment o tym chlopcu przezuwajacym zuuzyta prezerwatywe jest okrutny :((((( wlasnie dlatego ja sie tak zle czulam w Delhi bo bylo tyle malych dzieci szwedajacych sie po ulicach , meza brat mowil ze wiekszosc z nich nie ma rodzicow a dzieci byly w weiku mojego Marcela :(((( i juz musialy umiec na siebie zarobic :((((

    OdpowiedzUsuń
  2. Później okazało się, że to dziecko to była dziewczynka a fragment dotyczył dzielnicy czerwonych latarni, więc sobie można wyobrazić. Jak będziesz miała okazje - polecam tę książkę.

    A ja chyba najbardziej boję się w Indiach tych widoków dzieci. Nie straszne mi tam nic innego tylko to. Bo jestem okrutnie na to wrażliwa. Właśnie jak piszesz - spojrzysz na własne dziecko i wyobrazisz sobie... Co za świat!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja często patrząc na moją córeczkę mam świadomość, że ma szcześliwe dzieciństwo, że możemy jej zapewnić bezpieczeństwo i beztroskę. Bardzo jest mi żal dzieci, które tak cierpią w różnych zakątkach świata... to bardzo przykre i smutne..ech..

    Ślicznie Twój synek zareklamowal książkę:)
    Pozdrawiam,
    Magda

    OdpowiedzUsuń
  4. ta ksiazka jest na mojej liscie ksiazek do nabycia juz dosc dlugo... Mnie tez niesamowicie poruszaja takie opisy, tez mi lzy lecialy jak widzialam te zebrzace na tlocznych ulicach dzieci... do tego nie da sie przyzwyczaic:/

    po Twojej realcji na pewno ja zakupie jak tylko bede w PL! Ostatnio zalowalam, ze jej nie kupilam, bo byla w ksiegarni na lotnisku...

    z ksiazek, ktore czytalam niedawno polecam Ci "Rowerem do Indii", to byla ksiazka z biblioteki, ale na pewno ja sobie kupie:)ma wiele zdjec i jest ciekawie napisana:)nie tylko o Indiach:)bo autor ruszyl z Ukrainy:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Słyszałam o książce "Rowerze do Indii" Luizka, i na pewno do niej dotrę ;-). Teraz zamówiłam sobie biografię Gandhiego w 2 tomach.

    Natomiast te "Uśmiechy Bombaju "- pomimo przerażających obrazków z życia dzieci slumsów pokazują też niesamowite oblicze autora książki. Takie światło w tunelu tej ogromnej biedy. Poruszający facet w każdym calu i tyle dobrego robi! A do tego - jaki przystojny ;-). Czyta się to szybko i aż coś na bieżąco się w człowieku zmienia pod wpływem każdej kartki :-).

    OdpowiedzUsuń
  6. Fragment książki poruszający do granic :(

    "Zawsze staram się być wdzięczna Bogu za to co mam i nie narzekać. Ale czasem jednak się zapominam i biadolę. A po cóż? A czemuż? Jak wiele więcej i czego mi potrzeba, bym mogła żyć godnie, dostatnio, w zdrowiu i pokoju?"

    Pięknie to ujęłaś,nic dodać nic ująć.
    A człowiek jest taki że jak coś ma to zaraz chce więcej. Jak to się mówi apetyt rośnie w miarę jedzenia..ale ja też staram się cieszyć tym co mam,bo zamartwiając się to bym na prawdę grzeszyła..czego chcieć więcej od życia!

    P.S.Olek cudny!!!A jaki szczery uśmiech! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. I ja i Olek "cudny" dziękujemy za dobre słowo i Arabello :-). No i fajnie, że "masz" podobnie jak ja :-).

    OdpowiedzUsuń

Dobre słowo zawsze mile widziane :-).